Obserwator Finansowy: Parlament Europejski przyjął regulacje ograniczające płace menedżerów w bankach. Czy to jest właściwa odpowiedź na problem podejmowania nadmiernego ryzyka przez sektor finansowy?

Reuven Brenner: Nie, nie jest. Wskazują na to wyniki innych eksperymentów z administracyjnym regulowaniem wynagrodzeń w różnych branżach gospodarki. Podam przykład. W Kanadzie służba zdrowia jest państwowa. Trzeba długo czekać na wizytę u specjalisty czy na zabieg, co oczywiście nie jest zaskakujące. Władze prowincji Quebec postanowiły na dodatek, że muszą określić, ile lekarze zarabiają, przy czym w małych miejscowościach na dalekiej prowincji ma to być więcej niż w Montrealu. Władze decydują również, gdzie lekarze mają pracować – absolwenci szkoły medycznej McGill nie mogą otworzyć praktyki w Montrealu, chyba że pojadą najpierw do którejś z wyznaczonych miejscowości na wiecznie zamarzniętej północy. Taki komunizm na małą skalę – i z pewnością potrafisz przewidzieć konsekwencje. Absolwenci McGill całymi tabunami wyjeżdżają z Quebecu – w krajach komunistycznych ludzie też chcieli wyjechać, ale nie mogli.

Władze Quebecu postanowiły przeciwdziałać odpływowi lekarzy w ten sposób, że przymykają oko na otwieranie małych prywatnych klinik. Mimo to 800 tys. mieszkańców Montrealu – jedna trzecia ludności – nie ma lekarza rodzinnego. Żeby dostać się do lekarza i skrócić czas oczekiwania, uruchamiają się te same kanały co za komunizmu: znajomości i koperty z gotówką. Oscarowy film Inwazja barbarzyńców, który rozgrywa się w Quebecu, nie jest satyrą, lecz całkiem rzetelnym opisem tego, jak dziesięć lat temu funkcjonował „system”. Teraz jest gorzej. W bankowości nastąpi podobna sekwencja wydarzeń. Władze ograniczą wynagrodzenia, a potem będą bezskutecznie próbowały zatrzymać odpływ najlepszych pracowników.

Reklama

Europosłowie nie zamierzają regulować wysokości zarobków bankowców, tylko ich strukturę, tak aby wynagrodzenie było ściślej powiązane z długoterminową efektywnością zarządzania. Część premii dla kadry kierowniczej miałaby być wypłacana po upływie kilku lat – kiedy już będzie jasne czy krótkoterminowy zysk nie oznacza długotermionowej straty.

Skąd urzędnicy państwowi mieliby cokolwiek wiedzieć, jak należy wynagradzać bankowców? W dzisiejszych uniwersalnych instytucjach mamy bankowców „zwykłych”, inwestycyjnych, maklerów, a nawet zarządzających funduszami hedgingowymi (formalnie muszą być odrębne, ale w praktyce tak nie jest). Potrzebna jest różna struktura wynagrodzeń – na przykład premie dla maklerów muszą być przyznawane za krótsze okresy, ponieważ oni codziennie osiągają zyski albo straty. Władze nie mają pojęcia, jak dopasować wynagrodzenia do różnych typów bankierów.

Jedna z nielicznych porażek Warrena Buffeta wynikała z faktu, że kiedy kupił bank Salomon Brothers i przywrócił zaufanie rynku do tej firmy, a tym samym dostęp do kapitału, uświadomił sobie, że musi zrezygnować z planowanej zmiany systemu wynagrodzeń. Być może zasady tego planu były szlachetne, ale najlepsi maklerzy i inni bankierzy zaczęli odchodzić. Buffet najpierw mówił, że nie będzie po nich płakał, ale w 1995 roku on i nowy prezes zarzucili ten plan, ponieważ na skutek odpływu najważniejszych ludzi spółka zaczęła tonąć.

Maklerów, bankierów inwestycyjnych, menedżerów funduszy hedgingowych trzeba różnie wynagradzać. To jeden z najtrudniejszych problemów do rozwiązania nie tylko na Wall Street, ale w każdej firmie, w każdej instytucji. Ludzie z zewnątrz – nawet tacy jak Buffet – mogą nie wiedzieć, jak to zrobić. Z tego, że ktoś genialnie lokuje kapitał, nie wynika, że będzie genialnie zarządzał instytucją finansową.

Pełna treść artykułu: Płac bankowców łatwo się nie ograniczy