Czy inwestycja oszczędności na giełdzie to w dobie pandemii dobry pomysł?

Zawsze należy odróżniać inwestowanie od oszczędzania, na giełdzie się raczej inwestuje. Różnica jest zasadnicza, bo przy oszczędzaniu ryzyko jest ograniczone i ludzie są nastawieni na to, że nie odnotują strat. Moim zdaniem nawet obligacje skarbu państwa nie są idealnym instrumentem, który jest zrozumiały dla kogoś, kto chce lokować pieniądze bez ryzyka ich straty i lepiej, by pozostał przy klasycznych produktach bankowych. Z drugiej strony inwestować zawsze warto. Mogą to być niewielkie kwoty, ale dzięki temu uczymy się czym jest ryzyko inwestycyjne.

Jeśli nie giełda, to co? Jak chronić pieniądze przed inflacją?

Jeśli chcemy przede wszystkim chronić wartość kapitału, ale nie interesują nas lokaty bankowe czy inne bezpieczne instrumenty finansowe, to możliwości mamy bardzo ograniczone. Opcją jest rynek nieruchomości, ale wymaga on znacznie wyższych nakładów inwestycyjnych niż posiada przeciętny Kowalski. Poza tym rynek ten też nie jest wolny od ryzyka i ma swoje ograniczenia.

Reklama

Jak pandemia może wpłynąć w średniej i długiej perspektywie na największe światowe giełdy i GPW? Jak dotąd rynki, poza początkowym chwilowym szokiem, radzą sobie całkiem dobrze. Spodziewa się pan załamania?

To co się dzieje na rynku światowym i w Polsce od marca to zagadka dla wielu analityków i komentatorów. Nie chodzi o to, że giełdy rosną, ale o to, że napłynęło na niego mnóstwo początkujących graczy. Nikt nie wie, dlaczego to się wydarzyło, powstały na ten temat różne koncepcje. Niektórzy mówią, że inwestorzy napłynęli z rynku bukmacherskiego, inni, że to osoby, które inwestują pieniądze uzyskane z państwowej pomocy (analizy w USA wskazują, że średnia wartość nowo otwartych rachunków równa się wartości państwowych programów pomocowych). W Polsce pojawiło się kilkadziesiąt tysięcy nowych graczy, natomiast na świecie są to miliony. W pewnej mierze to te osoby odpowiedzialne są za wzrosty, ponieważ odpowiadają za masowy napływ kapitału. Na wspomniane zjawisko nałożyły się cykle koniunkturalne oraz oczekiwania doświadczonych graczy wobec rozwoju sytuacji epidemicznej. W kwietniu i maju dominował optymizm, jednak z czasem zaczęły pojawiać się wątpliwości, na przykład w odniesieniu do tego, czy firmy, które przetrwały wiosnę, poradzą sobie również jesienią. Duża zmienność i spadki cen z ostatnich miesięcy częściowo wynikały z sytuacji gospodarczej, natomiast częściowo były związane z wyborami w USA. Generalnie nie jestem optymistą co do giełdowych trendów i uważam, że negatywne skutki pandemii w gospodarce zaczną być dopiero odczuwane.

Czy mamy do czynienia z bańką inwestycyjną? Giełdy nie odzwierciedlają w ostatnim czasie gospodarczego kryzysu i mamy do czynienia z ciągłymi wzrostami wartości indeksów.

Chcę zwrócić uwagę na konstrukcję najważniejszych indeksów. Ogromny wpływ na ich wyniki mają największe spółki, na przykład w USA są to firmy technologiczne. Tzw. wielka technologiczna piątka radzi sobie w ostatnich miesiącach bardzo dobrze i nie odczuła negatywnych skutków pandemii. W Polsce przez długi czas największy udział w WIG20 miały banki i spółki surowcowe, jednak nastąpiła na tym polu zmiana i liderem naszego parkietu został CD Projekt, który w odbiorze wielu inwestorów ma obecnie większe znaczenie niż największe spółki z innych branż. Jeśli jednak spojrzymy na kursy giełdowe banków i spółek technologicznych widać, że odczuły one skutki kryzysu. Błędem jest więc upraszczanie oceny sytuacji na rynku do analizy zachowania całych indeksów.

Poza tym giełda nigdy nie odzwierciedlała jeden do jednego gospodarki i zawsze dochodzi do pewnych przesunięć, chociaż eksperci spierają się, czy giełda reaguje z opóźnieniem na sytuację w gospodarce, czy może raczej jest wskaźnikiem wyprzedzającym. Należy też pamiętać, że wielu inwestorów ocenia kondycję spółek na podstawie wyników za poprzednie miesiące, a wyniki za okres drugiej fali pandemii poznamy dopiero na początku przyszłego roku. Część inwestorów spodziewa się gorszych wyników i już zaczyna wyprzedawać akcje, natomiast część żyje złudzeniami, że będą dobre.

Przejdźmy na polskie podwórko. Jak pan ocenia giełdowy wzrostowy potencjał najgorętszych w ostatnim czasie spółek, czyli Allegro i CD Projekt?

Musimy pamiętać, że wycena giełdowa to nie jest wyłącznie ocena wartości spółki oraz jej portfela produkcyjnego, jest to też wycena marzeń inwestorów. Oczekiwania inwestorów w przypadku CD Projektu są ogromne – spółka ta zdobyła jednocześnie lojalność inwestora i użytkownika, co jest trudne w przypadku firm z innych branż. CD Projekt perfekcyjnie poradził sobie z budową marki, np. w mediach społecznościowych, również dzięki posiadaniu świetnego produktu oraz brandu „Wiedźmin” i powiązanych z nimi produktów czy fanowskiej otoczki, więc wydaje mi się, że osoby inwestujące w spółkę mają inny rys niż te zaangażowane w inne branże. Spółka skutecznie wykorzystuje wspomnianą lojalność. Myślę, że często inwestorami są komputerowi gracze, którzy nie interesowali się wcześniej giełdą i spółką, lecz na skutek towarzyszącego jej rozgłosu weszły na rynek. Wracając do potencjału giełdowego CDP pytanie brzmi: kiedy oczekiwania i marzenia inwestorów zaczną korodować. Inwestujący w CD Projekt są obecnie pod wielką presją sytuacji związanej z premierą „Cyberpunka 2077”, ale większość zakłada, że będzie to sukces na miarę „Wiedźmina”. Kondycja spółki jest uzależniona od gustów odbiorców i może się okazać, że gra nie okaże się wystarczająco dużym sukcesem, co może sprawić, że oczekiwania inwestorów zostaną zawiedzione i zaczną sprzedawać akcje. Wycena spółki na giełdzie jest w dużej mierze oparta o „opowieść” jaką sprzedaje inwestorom, ale musi być ona zawsze oparta na liczbach, choćby wynikach sprzedaży i przychodach.

Z kolei Allegro to spółka z niesłychanie modnego segmentu, który wygrywa na pandemii, która przyciągnęła inwestorów swoim debiutem. Problem polega na tym, że nie wiadomo do końca czym; tym, że jest to duża spółka, czy bardziej oczekiwaniami inwestorów wobec jej możliwości. W tle pojawiły się obawy o wejście na polski rynek Amazona, jednak strach ten nie był i nie jest zbyt duży. Z drugiej strony, pomimo rozwoju i zysków, Allegro coraz bardziej frustruje sprzedawców. Pojawiają się głosy, że jest dla nich coraz mniej konkurencyjne i opłacalne, że coraz większa liczba oferowanych przez spółkę funkcji jest płatna. Allegro zaczyna też powielać model zagranicznych firm i nie chce być już wyłącznie „bazarem”, ale zaczyna oferować własne produkty, czyli konkuruje z firmami, z którymi zarazem współpracuje, co nie jest sprawiedliwym rozwiązaniem. Najbliższe tygodnie pokażą, czy inwestorzy przyciągnięci atrakcyjnością oferty Allegro, nie tylko jej wyników finansowych, ale też „opowieści”, nie zniechęcą się, uznając, że jednak jest przewartościowane.

Dostrzega pan inne interesujące dla polskiego inwestora branże?

Nie chcę wskazywać na konkretne sektory, tym bardziej, że nastawiam się raczej w najbliższym czasie na giełdowe spadki. Co nie oznacza, że należy się całkowicie wycofać z rynku. Rynki w ostatnich latach ogromnie zróżnicowały i posegmentowały się. Można znaleźć branże czy poszczególne aktywa, które zachowują się wbrew ogólnej koniunkturze. Należy jednak pamiętać, że wybór spółki jest zawsze trudniejszy niż momentu wejścia na rynek.

Proszę naszkicować profil inwestycyjny Polaka na tle graczy giełdowych z UE czy USA.

Największa różnica to postrzeganie ryzyka na rozwiniętych zachodnich rynkach (jak USA) i w Polsce. U nas nadal częściej myli się inwestowanie z oszczędzaniem, często niedoszacowuje się ryzyka oraz przejawia się zdziwienie zmianą cen niektórych aktywów. Inwestorzy nie odróżniają czasem biznesu od giełdy i dziwią się, że pomimo dynamicznego rozwoju danej firmy, wartość jej akcji spada.

Kim jest najczęściej inwestor giełdowy w Polsce? Chodzi mi o charakterystykę społeczno-demograficzną.

Według badań ankietowych Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, przeciętny polski inwestor to mężczyzna po czterdziestce. Może to się jednak zmieniać z czasem, bo nie wiadomo, czy w takich badaniach biorą udział ci, którzy pojawili się niedawno i jeszcze nie czują się pełnoprawnymi inwestorami. Czasem na rynek wchodzą osoby posiadające niewielkie środki, bowiem traktują inwestycje jako zabawę, doświadczenie i przygodę. To często młode osoby, które w miarę zdobywania doświadczenia będą zmieniały swoje podejście do inwestowania i strategie inwestycyjne. Profil inwestycyjny w Polsce będzie też się zapewne zmieniał w związku ze wspomnianym napływem dużej liczby nowych graczy.

Jak ocenia pan poziom wyedukowania i wiedzy Polaków w zakresie rynków finansowych? Czy różnimy się od zachodnich społeczności w tym względzie?

Analizy i opracowania na temat stanu wiedzy i edukacji w odniesieniu do rynków finansowych są krytyczne we wszystkich krajach. Dotyczy to też USA czy Wielkiej Brytanii, gdzie wiedzę przeciętnego inwestora ocenia się jako niewielką. Nie porównywałbym więc sytuacji na Zachodzie i w Polsce. Polski rynek ma 30 lat. W tym czasie współpracowałem przez wiele lat z instytucjami zajmującymi się edukacją inwestorów i na tej podstawie uważam, że poziom wiedzy Polaków nt. inwestowania cały czas rośnie. Młodzi inwestorzy wchodzący na rynek w ciągu ostatnich 10-15 lat są w o wiele lepszej sytuacji niż osoby, które zaczynały inwestować w latach 90., ponieważ mają dostęp do niemal wszystkich książek i materiałów o inwestowaniu. Jednak pomimo tego podczas ostatniej hossy na rynek weszło wielu inwestorów bez przygotowania, zaczynając szukać potrzebnej wiedzy i informacji dopiero po dokonaniu inwestycji. Szokujące jest, że pomimo ogromu dostępnej wiedzy ludzie nie czują potrzeby dowiedzenia się, co robią z własnymi pieniędzmi. Odpowiedzi zaczynają szukać dopiero, gdy zanotują straty.

W jakich aspektach warsztatu inwestora Polacy mają największe braki?

Największą słabością inwestorów jest ogólna wiedza na temat mechanizmów funkcjonowania rynku. Nie chodzi o szczegóły, których inwestorzy uczą się z czasem, tak samo jak w każdej innej dziedzinie, ale o wiedzę na temat tego, w co się inwestuje. Przestrzegam jednak przed mentorskim nastawieniem, które opiera się na założeniu, że przed rozpoczęciem inwestowania należy przeczytać kilka książek oraz zaliczyć parę kursów. Gdybyśmy tak podchodzili do tego w latach 90., to nikt nie zacząłby inwestować, bo kilka lat pochłonęła by sama nauka. Najlepiej uczyć się na żywym organizmie, tak jak my zrobiliśmy w latach 90. Tylko wtedy przyswajanie wiedzy jest efektywne. Nie oznacza to jednak, że dobrym pomysłem jest inwestowanie w skomplikowane instrumenty w oparciu o rady przypadkowych „ekspertów” z sieci, których wiedza o giełdzie jest zerowa. Zawsze powtarzam ludziom, żeby zaczęli praktykować na giełdzie, bo nawet jeśli nie zarobią pieniędzy, to dużo się o sobie dowiedzą, doświadczając tego, jak wpływają na nich pieniądze oraz jak reagują na stres.

Jaki jest związek między typem osobowości a giełdą? Czy możemy wyróżnić pewne typy i cechy osobowości, które najczęściej spotykamy na giełdzie?

Istotniejsze jest to, jak dany typ osobowości może predysponować do określonego rynku lube metody działania. Na giełdzie jest miejsce dla każdego; dla osoby potrzebującej dużych pokładów adrenaliny i bodźców, która będzie spekulowała i poszukiwała agresywnych transakcji, jak również dla zdystansowanych i analitycznych inwestorów, którzy będą skłaniali się w stronę długoterminowych strategii i analizie fundamentalnej. Ryzykanci i osoby ostrożne mogą dostosować do swoich preferencji odpowiednie sposoby inwestowania. Odnosi się to też do poziomu instytucjonalnego. Nie każdy pracownik domu maklerskiego musi być zarządzającym. Może być wybitnym analitykiem, chociaż sam nie poradziłby sobie na rynkach z powodu swojej niecierpliwości i problemów z zarządzaniem emocjami czy dyscypliną. Może mieć za to bardzo szerokie, analityczne spojrzenie, dzięki czemu innym zarządzającym znakomicie się z nim współpracuje.

W jak dużym stopniu inwestowanie na giełdzie jest hazardem? Czy istotnie różni się od gier hazardowych takich jak zakłady bukmacherskie czy poker?

Na giełdzie istnieją zachowania hazardowe, ponieważ tak samo jak w pokerze czy innych grach występuje na niej element niepewności. Inwestorzy giełdowi, którzy nie potrafią kontrolować tego elementu, mogą mieć problemy z zawieraniem zbyt dużej liczby transakcji, przymusem odgrywania się, odrabiania strat i stawiania wszystkiego na jedną inwestycję, czy uzależnieniami, gdy wszystko zaczyna się w ich życiu kręcić wokół giełdy, a życie prywatne i zawodowe zaczyna być podporządkowane inwestowaniu. To wiąże się ze stresem i zachowaniami, które prowadzą do problemów zdrowotnych i mentalnych. Problem istnieje. Jednak różnica pomiędzy rynkiem finansowym i grami hazardowymi polega na tym, że te drugie są społecznie naznaczone, natomiast giełdowi gracze racjonalizują sobie swoje działania jako coś „poważnego”, bo inwestowanie nie jest ruletką czy pokerem. Wszystko jednak determinują określone zachowania. Nie ma dużej różnicy między kimś, kto wypłaca pieniądze z karty kredytowej i idzie do kasyna, a kimś, kto te same pieniądze lokuje w akcje jednej spółki. To jest hazard.

Co powinna zrobić osoba, która nie ma żadnego doświadczenia w inwestowaniu na giełdzie – jak najlepiej przygotować się do tego typu działania, z jakich narzędzi skorzystać, co przeczytać?

Nie będę oryginalny, ale zawsze powtarzam początkującym, by zaczęli inwestować pieniądze, które mogą stracić, wpłacili je na rachunek maklerski i zaczęli grać. Dopiero wtedy pojawiają się pytania. Granie „na papierze” nie jest złym rozwiązaniem, ale nie zmusza do konfrontowania się ze stanami emocjonalnymi, które wywołuje inwestowanie pieniędzy. Narzędzi inwestycyjnych można się nauczyć w okresie od miesiąca do pół roku, a biegle w ciągu dwóch lat. Jednak nauka panowania nad tymi narzędziami i emocjami jest niekończącym się procesem. Kluczowa w inwestowaniu jest nauka tego, jak radzimy sobie działając w stresie, który nieodłącznie towarzyszy graniu na giełdzie. Poza praktyką ważna jest też zrozumienie aktywów, w które się inwestuje, jakie są ryzyka (szczególnie w przypadku skomplikowanych produktów inwestycyjnych), co negatywnego może się wydarzyć. Ważne jest też, czy uczymy się na błędach i doświadczeniach, czy wypieramy i żyjemy złudzeniami?

Jakich wyników powinni się spodziewać początkujący inwestorzy? Jakie stopy zwrotu są w ich przypadku realne w ujęciu rocznym?

Gdybyśmy zaczynali rozmowę z wszystkimi potencjalnymi inwestorami od poinformowania ich o tym, że długoterminowe stopy zwrotu z inwestycji w główne indeksy Wall Street czy GPW wynoszą 6-7 proc., to nikt nie wszedłby na rynek. Inwestorzy ulegają bardzo powszechnemu błędowi poznawczemu, zakładając, że na giełdzie poradzą sobie lepiej od przeciętnego gracza giełdowego, więc nastawiają się raczej na 60 czy 600 proc. Rynek szybko to weryfikuje, ale w tym momencie często są już zarażeni giełdowym bakcylem, więc próbują zarobić cokolwiek. Wielkie gwiazdy rynków finansowych takie jak Soros czy Buffet zarabiają rocznie średnio od kilkunastu do 30 proc. i jest to uznawane za wybitny wynik. Realne oczekiwania to stopa zwrotu w tym przedziale, czyli między kilka, a dwadzieścia kilka procent w skali roku. Zwroty na poziomie 50-100 proc. w powtarzalnych okresach to niezwykła rzadkość.

Rozmawiał: Artur Patrzylas