"Wystarczy, że Rosja ograniczy podaż ropy zaledwie o 1-1,5 mln bbl/d w II poł. 2022, aby utrzymać deficyt w globalnym bilansie ropy i popchnąć jej ceny w kierunku 200 USD/bbl. W ostatecznym rozrachunku i tak byliby w lepszej sytuacji, gdyż wzrost cen zrównoważyłby redukcję wolumenów. Większy, gwałtowny zryw mógłby pchnąć ceny jeszcze wyżej - wszystko byłoby liczbą losową - choć gospodarka światowa uległaby tym cenom" - powiedział Martoccia w rozmowie z ISBnews.

Analityk zwrócił uwagę, że Indie i Chiny już zobowiązały się do długoterminowych zakupów rosyjskiej ropy.

"Obecnie dyskonto ropy Ural do Dated Brent wynosi około 35 USD/bbl, co oznacza roczne oszczędności na poziomie 13 mld USD dla kraju takiego, jak Indie. Dyskonto 1 USD/bbl w przypadku importu 1 mln baryłek dziennie rosyjskiej ropy implikuje roczne oszczędności na poziomie 365 mln USD. Ceny detaliczne paliw w Indiach wzrosły zaledwie o 20% r/r, podczas gdy sąsiednia Sri Lanka jest na skraju rewolucji. Trudno uwierzyć, że Indie i Chiny, które mają też inne interesy z Rosją, zgodzą się zaryzykować zakup jedynie 20% ropy Ural po stałej cenie, a pozostałych 80% po cenach rynkowych, które jednak mogą znacznie wzrosnąć w przypadku ostrego szoku podażowego" - wskazał Martoccia.

W ubiegłotygodniowym raporcie, którego Martoccia jest współautorem, analitycy Citi napisali, że cena baryłki ropy naftowej może spaść do 65 USD na koniec tego roku i do 45 USD na koniec przyszłego roku, jeśli w globalnej gospodarce doszłoby do tak poważnej recesji, że doprowadziłaby ona do spadku popytu na ropę. Jednak Martoccia podkreśla, że w tym roku najprawdopodobniej popyt na ropę nie spadnie.

Reklama

"Ostatni raz ujemna dynamika światowego popytu na ropę miała miejsce podczas pandemii i Wielkiego Kryzysu Finansowego, a wzrost światowego PKB wyniósł wtedy odpowiednio: -3,3% i -1,3%. Jednak wzrost światowego popytu na ropę był ujemny również w następstwie drugiego kryzysu naftowego w 1979 r., kiedy to światowe PKB rosło o ponad 4%. Powodem tego była destrukcja popytu w sektorze energetycznym. Jest mało prawdopodobne, aby w tym roku globalny wzrost popytu na ropę naftową był ujemny, nawet jeśli dalej będzie zwalniał, ponieważ mamy efekt bazy wynikający z czynników określanych jako 'tylny wiatr', związanych z ponownym otwarciem się rynku po pandemii" - wyjaśnił analityk.

Citi nie spodziewa się recesji w USA, jak wskazano w raporcie. Jednocześnie wskazuje na wyższe prawdopodobieństwo negatywnego wzrostu w Europie Zachodniej - w tych krajach, które należą do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).

"Ryzyko recesji jest większe dla europejskich gospodarek należących do OECD, które obecnie borykają się z rachunkiem za energię wynoszącym około 7% zagregowanego PKB, czyli dwa i pół razy więcej niż przed pandemią. Biorąc pod uwagę uogólniony wzrost cen towarów, odpowiadających aż za 12% PKB w Europie OECD, trudno dostrzec, by kontynent ten uniknął recesji. W lepszej sytuacji są Stany Zjednoczone, gdzie rachunek za energię stanowi 'zaledwie' 5% PKB. Jednak recesja w Europie może mieć skutki uboczne także dla gospodarki amerykańskiej" - powiedział Martoccia w rozmowie z ISBnews.

Analityk zastrzegł jednocześnie, że nie jest pewne, jakie będą następne ruchy OPEC+, ponieważ pozostaje znaczna niepewność zarówno po stronie podażowej - przerwy w produkcji zagrażające Libii i innym geopolitycznym punktom zapalnym oraz aż 1,2 mln b/d irańskiej ropy gotowej do powrotu w przypadku porozumienia, jak i po stronie popytowej - Chiny wciąż trzymają się drakońskiej polityki zero-COVID.

Tomasz Oljasz

(ISBnews)