"Nad ranem 24 lutego wszelkie wcześniejsze prognozy mogliśmy wyrzucić do kosza. Rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała największy od zakończenia II wojny światowej konflikt zbrojny w Europie. Złoty jako waluta kraju przyfrontowego mocno ucierpiał. Na początku marca kurs euro po raz pierwszy w historii sięgnął 5 zł" - przypomina "PB".

Jak napisano, "później sytuacja nieco się ustabilizowała". "Rynek złotego zaczął patrzeć nie tylko na doniesienia z frontów Ukrainy, ale też na bardziej prozaiczne sprawy: galopującą inflację, szybko rosnące stopy procentowe w Polsce, jastrzębie pohukiwania Rezerwy Federalnej oraz coraz bardziej niebezpieczną politykę fiskalną rządu" - wskazano.

Oceniono, że "wypadkową tego wszystkiego była stabilizacja kursu euro w przedziale 4,60-4,70 zł". "Czyli wyraźnie niżej niż w szczycie wojennej paniki, ale wciąż wyżej niż przez ostatnie 18 lat. Euro nadal notowane jest powyżej stanów z okresu covidowego, który i tak przyniósł trwałe osłabienie polskiego pieniądza" - zwrócono uwagę w artykule.

"PB" podał, że "przez ostatnie dwa miesiące w bazie Bloomberga pojawiło się 26 prognoz dla pary EUR/PLN". "Rzeczywistość brutalnie rozprawiła się z oczekiwaniami optymistów liczących na umocnienie polskiej waluty. Natomiast prognozy skrajnych pesymistów nagle stały się zbieżne z rynkowym konsensem" - czytamy.

Reklama

Jak dodano, "w krótkim terminie rynkowi progności nie dają złotemu większych szans". "Owszem, znajdzie się kilka prognoz z kursem euro w wysokości 4,50-4,60 zł, ale zdecydowana większość celuje w poziomy rzędu 4,60-4,70 zł, a więc zbieżne z zakresem obowiązującej od trzech tygodni konsolidacji" - pisze "Puls Biznesu".