Wygląda na to, że ściągalność podatków przestała się poprawiać. Luka w VAT, czyli różnica między tym, co powinno trafić do budżetu, a kwotą, która rzeczywiście tam trafiła, w ubiegłym roku nie spadła.
Porównania trzeba robić w kontekście danych z ostatnich kilku lat, a nie tylko z 2019 r. Notowaliśmy rekordowe w skali Unii Europejskiej tempo zmniejszania luki w VAT, jeszcze w 2015 r. wynosiła ona 24 proc. potencjalnych wpływów, a już w 2018 r. spadła do ok. 12 proc. To, co się stało w poprzednim roku, nazwałbym stabilizacją, co oznacza, że wdrożone wcześniej narzędzia poprawiające ściągalność, działają. W żadnym razie nie ma rozszczelnienia systemu, powrotu karuzel vatowskich ani pustych faktur. Teraz weszliśmy w kolejne stadium uszczelniania: umacniamy zbudowany już system, a kluczem do tego jest poprawa precyzji i szybkości identyfikowania przestępców. I tak się składa, że w tym obszarze wiele się wydarzyło na początku tego roku, gdy w styczniu uruchomiliśmy kolejne rozwiązania.
Jednak brak efektów poprawy ściągalności w sytuacji, gdy planowało się uzyskać z niej miliardy złotych, może rozczarowywać. Krytycy Ministerstwa Finansów mówią tak: ostrzegaliśmy, że MF przesadza w szacowaniu skutków uszczelniania podatków i mieliśmy rację.
Nie mają racji, bo zmiany w systemie przyniosły zaplanowany skutek i wciąż działają. Nie ma eksplozji wyłudzeń ani gwałtownego wzrostu szarej strefy.
Reklama
Mówi pan o nowych narzędziach, które miałyby pomóc zmniejszyć lukę VAT w tym roku. Ale czy zdążymy zobaczyć efekty ich działania? Czy kryzys wywołany pandemią nie spowoduje zwiększenia luki w VAT? Ministerstwo Finansów samo przecież przyznaje w swoich dokumentach, że w czasach pogorszenia koniunktury wpływy z VAT spadają nieproporcjonalnie szybciej.
Narzędzia wprowadzone w styczniu sprawiły, że system podatkowy w Polsce stał się mniej narażony na wyłudzenia.