Kontrole NFZ przedstawiane są jako utrapienie dla lekarzy i dyrektorów szpitali. Często jednak odbywają się po dramatycznych doniesieniach chorych skarżących się na odmowę przyjęcia do lekarza lub warunki leczenia. Dlatego są potrzebne - tłumaczy "Gazeta Wyborcza".

Według gazety, do obecnego paraliżu systemu kontroli doprowadziła reforma zapoczątkowana przez ministra Adama Niedzielskiego w czasach, gdy był szefem NFZ. "Wymyślił, że stworzy w funduszu korpus kontroli. Miał to być pierwszy krok na drodze do reformy całego NFZ, w ramach której dyrektorzy oddziałów wojewódzkich zostali pozbawieni kompetencji i wszystkie decyzje podejmuje prezes" - czytamy.

Jak podano, kiedy 1 czerwca weszły w życie wszystkie zmiany wpisane do ustawy zdrowotnej, korpus okazał się nadzwyczaj szczupły. Z ponad połowy tysiąca kontrolerów zostało ich tylko 51. Bo kandydat na kontrolera - choćby z nie wiadomo jak długim stażem - musi teraz zaliczyć egzamin z "wiedzy i umiejętności w zakresie kontroli". Dopiero gdy go zda, prezes NFZ może go powołać na kontrolera.

"Mamy paraliż. Są oddziały, w których jest teraz tylko jeden kontroler z korpusu. A kontrole może prowadzić tylko ktoś taki" - powiedział dziennikowi pracownik NFZ.

Reklama