Wojna w Ukrainie powinna wszystkim uświadomić, że Kreml i jego polityka zagraża bezpieczeństwu nie tylko regionu, lecz także całego świata. Napaść Rosji na naszego sąsiada powinna jednak państwom całej Europy uświadomić coś jeszcze. Jest oczywiste, że elity europejskie powinny dziś w zasadniczy sposób zweryfikować swoje dotychczasowe działania i priorytety. Nie tylko w wymiarze militarnym czy politycznym, lecz także energetycznym. Wydarzenia w Ukrainie pokazują jak na dłoni, że model transformacji energetycznej, tak mocno forsowany w wielu krajach Europy Zachodniej, wymaga dziś zasadniczej rewizji. To czas, w którym jeszcze można wycofać się z decyzji mogących przynieść katastrofalne skutki dla europejskiej gospodarki i jej konkurencyjności, a co za tym idzie – dla kolejnych pokoleń Europejczyków. Należy porzucić mrzonki i próby przeprowadzania eksperymentów, na rzecz racjonalnych działań, dzięki którym europejskie bezpieczeństwo, również w wymiarze energetycznym, ulegnie zasadniczemu wzmocnieniu. Dziś mówimy to tak samo mocno, jak przez wiele lat przestrzegaliśmy, że uzależnianie się Europy od rosyjskich źródeł energii jest katastrofalnym błędem: konieczne jest dostosowanie założeń unijnej polityki energetycznej do obecnej sytuacji i niezbędna jest głęboka europejska solidarność w tym zakresie. Odcięcie się samej Polski od rosyjskich surowców to zdecydowanie za mało. Bezwzględnie potrzebna tu jest europejska solidarność i rezygnacja wszystkich krajów Wspólnoty od rosyjskiego gazu czy ropy. Tylko wtedy taki ruch będzie skuteczny i dostatecznie dotkliwy dla kremlowskiego reżimu. A przecież o to właśnie nam chodzi. Dlaczego to takie istotne?

Czas na powrót do wspólnoty i solidarności

„Ponad instytucjami kluczowe są korzenie idei wspólnoty i jej ducha solidarności jako społeczności” – wszelkim decyzjom politycznym powinny przyświecać właśnie te słowa Roberta Schumana, postaci, która odegrała jedną z kluczowych roli w budowaniu zarówno powojennego porządku w Europie, jak też umacniania stosunków transatlantyckich. Dziś, w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, słowa te nabierają szczególnej wagi.
Reklama
Europa stoi dziś wobec wyzwań związanych z transformacją energetyczną. Ideologia nie może tu jednak przysłonić rzeczywistości. Polska stale będzie przypominać tym, którzy dzisiaj decydują o kierunku, w którym zmierza Europa, o tej wspólnocie i tej solidarności, którą na myśli miał Schuman. To dwie kluczowe wartości, na których powinna opierać się polityka europejska. Nie może być naszej zgody na zmiany, które są nieakceptowalne z punktu widzenia interesów polskich obywateli, które podzielą Europę na państwa uprzywilejowane i państwa obciążone wymogami ponad ich możliwości. Przestrzegamy przed brnięciem w ideologiczny wyścig, który ma coraz mniej wspólnego z troską o naturalne środowisko i interesy wspólnoty, a coraz bardziej staje się narzędziem, by Europę dzielić i podzieloną – rządzić.
Z ogromnym niepokojem patrzymy na to, jak Unia odchodzi od tego, co było jej fundamentem. Odchodzi od wyrównywania szans i budowania przestrzeni dla wszystkich obywateli, niezależnie, w jakim kraju mieszkają. To, co dzisiaj próbuje nam serwować polityka europejska, to kolejne podziały i budowanie Europy dwóch zamożności. Kraje starej Unii, które spostrzegły, że państwa naszego regionu – w tym Polska – są w stanie skutecznie podjąć z nimi rywalizację gospodarczą, chcą nieuczciwymi metodami wygrać rozwojowy wyścig, chcąc sprowadzić kraje Europy Środkowo-Wschodniej do dostarczyciela taniej siły roboczej i rynku zbytu dla swoich towarów. Na to się nie zgodzimy, ponieważ możliwości oraz ambicje Polski i jej partnerów z regionu idą zdecydowanie dalej.

Bezpieczeństwo energetyczne filarem nowoczesnej gospodarki

W ostatnich tygodniach wielu zachodnich polityków zaczęło dostrzegać, że bezpieczeństwo energetyczne to jeden z filarów dobrze rozwijającej się, nowoczesnej gospodarki. Polski rząd od lat podejmuje wiele działań, dzięki którym my, Polacy, możemy czuć się bezpieczni i mniej uzależnieni od szantażu Moskwy niż jeszcze kilka lat temu. Jeszcze w 2015 r. odsetek rosyjskiego gazu w całym polskim imporcie sięgał 90 proc. Przed wstrzymaniem dostaw było to poniżej 50 proc. Udało się to osiągnąć m.in. dzięki takim działaniom, jak budowa gazoportu w Świnoujściu – pierwszej tego typu inwestycji w Europie Środkowo-Wschodniej i regionie Morza Bałtyckiego. Nasze bezpieczeństwo energetyczne umocni dodatkowo zainicjowana w 2016 r. budowa gazociągu Baltic Pipe. W 2023 r. umożliwi on przesył gazu bezpośrednio ze złóż zlokalizowanych w Norwegii do Polski. To pozwala nam z umiarkowanym spokojem spoglądać w przyszłość. Czy z takim samym spokojem w przyszłość będzie mogła spoglądać też cała Europa ślepo podążająca dziś za zieloną ideologią?
Z obawą obserwowaliśmy, jak w tym samym czasie, gdy Polska z mozołem budowała swoje bezpieczeństwo i niezależność energetyczną, zachód Europy podążał w przeciwnym kierunku. Część krajów UE oddała kontrolę nad znaczącą częścią strategicznej gazowej infrastruktury rosyjskiemu koncernowi, który umiejętnie wykorzystywał ten fakt i bezwzględnie go wykorzystuje w czasie wojny w Ukrainie. Co gorsza, rządy państw Europy Zachodniej zdają się głuche na racjonalne argumenty i forsują kolejne błędne rozwiązania, dążąc do zaostrzenia polityki klimatycznej w kierunku, który z racjonalizmem ma niewiele wspólnego. Chyba że nie o racjonalizm tu chodzi, ale o kolejną grę Kremla. Niemiecki „Die Welt” przypominał przecież niedawno zarzut o wspieraniu przez Moskwę organizacji ekologicznych, których celem miało być całkowite uzależnienie się państw Europy od dostaw surowców z Rosji. Sam nie przypominam sobie, żeby którakolwiek z wiodących organizacji ekologicznych sprzeciwiała się np. budowie gazociągu Nord Stream. Mam nadzieję, że tragiczne wydarzenia w Ukrainie raz na zawsze otworzą oczy europejskim elitom.

Czy Europa zawiąże sobie pętlę na szyi?

Dla nas jest oczywiste, że polityka forsowana przez agresywnych zwolenników transformacji energetycznej może stać się pętlą na szyję dla gospodarki UE. Mówimy to głośno już teraz, tak jak przed laty ostrzegaliśmy przed błędnym kierunkiem uzależniania bezpieczeństwa energetycznego Europy od gier i kaprysów Kremla. Tym bardziej że największą cenę za forsowanie transformacji w jej najostrzejszej, zideologizowanej formie, będą musiały zapłacić społeczeństwa najbiedniejsze. Nawet Frans Timmermans, który odpowiada za europejski Zielony Ład, z rozbrajającą szczerością przyznawał przecież w jednym z wywiadów, że ta zielona transformacja najwięcej kosztować będzie najbiedniejszych obywateli Europy, zwiększając tym samym ich ubóstwo. Gdzie tu miejsce dla wspomnianych wcześniej wartości, takich jak wspólnota i solidarność? Dziwi mnie, że Europa chce tak ślepo brnąć w zieloną rewolucję, która nawet wedle jej autora ma przynieść tak druzgocące skutki.
Dla pełnej jasności wymaga podkreślenia, że nie negujemy potrzeby transformacji. Wszyscy ją dostrzegamy. Mówimy jednak, że musi ona być dostosowana do możliwości i być procesem opartym na racjonalnych przesłankach, a nie ideologii. Przestrzegamy też, że tak ostre tempo jej wdrażania, jak zakłada np. pakiet Fit for 55, przy obecnych ograniczeniach technologicznych, okaże się mordercze nie tylko dla krajów takich jak Polska, lecz także dla całej europejskiej gospodarki i jej przemysłu. Należy też zdawać sobie sprawę z faktu, że zbyt ostra polityka klimatyczna może generować potężne napięcia, bo wielu polityków zachodnich przemilcza społeczne koszty, jakie będą związane z wdrażaniem ich polityk. Mówiąc krótko – apelujemy o rozsądek, wyważenie oraz wprowadzanie zmian w dialogu i porozumieniu z państwami członkowskimi.
Działania UE muszą uwzględniać specyfikę takich krajów, jak Polska, a tempo transformacji należy dostosować do najsłabszego kraju. Nie od dziś bowiem wiadomo, że każdy system jest silny na tyle, na ile silne jest jego najsłabsze ogniwo. I nie ulega wątpliwości, że lekceważenie praw ekonomii, stawianie domniemanych interesów wspólnoty ponad losem jednostek zawsze kończy się źle. Mamy tego zbyt liczne dowody w ostatnim stuleciu. ©℗