Globalizacja – ten termin nie ma jednej definicji, a w literaturze naukowej i debacie publicznej trwają spory, gdzie szukać początków tego zjawiska: czy po drugiej wojnie światowej, czy w XIX stuleciu, czy w okresie wielkich odkryć geograficznych. A może w czasach największej potęgi Cesarstwa Rzymskiego?

Trudno o jednomyślność również w ocenie korzyści i kosztów płynących z postępu globalizacji. Globalizacja tworzy wprawdzie nowe miejsca pracy, ale może powodować również ich utratę. Jedni wskazują, że ułatwia wymianę handlową, otwiera nowe możliwości małym i średnim firmom oraz sprzyja ograniczaniu skali ubóstwa na świecie. Inni mówią o pogłębianiu nierówności, niesprawiedliwych regułach gry, zyskach osiąganych głównie przez korporacje ponadnarodowe czy pozbawianiu perspektyw milionów ludzi.

Lata rosnącej współzależności

Ostatnie kilkadziesiąt lat upłynęło pod znakiem wzrostu współzależności wielu państw i gospodarek narodowych. Narastająca wymiana handlowa między krajami do pewnego stopnia wydaje się procesem obiektywnym, który trudno zahamować. Nie oznacza to jednak, że globalizacja musi postępować w jednakowym tempie. Mogą jej towarzyszyć lata, a nawet dekady spowolnienia lub odwrotu. Niewykluczone, że w taki okres właśnie wchodzimy lub już w nim jesteśmy.

Reklama

Pojawiają się opinie, że globalizacja dostała zadyszki, a lata jej świetności są już za nami. Niektórzy idą jeszcze dalej, wieszcząc, że dojdzie nie tyle do ograniczenia skali międzynarodowej wymiany towarów i usług, co do deglobalizacji. Nie brakuje głosów, że jesteśmy świadkami zwrotu ku regionalizacji świata albo dwubiegunowości, co pociągnie za sobą koniec obecnego modelu globalizacji.

USA vs. Chiny

Rozpad ZSRR zakończył epokę zimnej wojny i wyniósł Stany Zjednoczone do rangi niekwestionowanego lidera. Waszyngton, dysponując największym potencjałem politycznym, militarnym, gospodarczym i technologicznym, mógł kreować stosunki globalne, a dodatkowo – eksportować wzorce kulturowe. Przez długie lata Amerykanie lekceważyli Chińską Republikę Ludową. Ten kraj postrzegali jako atrakcyjny rynek zbytu i fabrykę świata, a nie jako potencjalnego rywala, który mógłby zagrozić ich statusowi supermocarstwa. Część elit nie dostrzegała, że Chiny – z montowni prostych urządzeń – zaczęły stawać się producentem zaawansowanych technologii.

Zachód ochoczo przenosił produkcję do Azji. Chińczycy cieszyli się z kolejnych inwestycji, a jeszcze bardziej – z napływu nowych technologii. Część z nich zdobywali w pełni legalnie, otwierając swój rynek zbytu w zamian za dzielenie się know-how.

Widoczne ambicje

Wielu Amerykanów już wie, że Państwo Środka jest obecnie jednym z liderów w zakresie tworzenia sztucznej inteligencji oraz ma ambicje wysunięcia się na czoło w produkcji mikroprocesorów. Niektórzy otwarcie mówią o potrzebie zmiany dotychczasowych reguł handlu międzynarodowego, wskazując, że globalizacja stała się bardziej korzystna dla Chin niż dla USA. Za czasów prezydentury Donalda Trumpa nieprzypadkowo wybuchł spór handlowy między tymi krajami, a rywalizację o rozwój nowoczesnych technologii zaczęto traktować poważniej, jako wyzwanie dla przyszłego bezpieczeństwa narodowego.

Przez długi czas wielu wpływowym osobom umykał fakt, że wraz z rozwojem chińskiej gospodarki rosły wydatki na zbrojenia. Państwo Środka niespecjalnie obnosiło się z potencjałem militarnym, ale wydaje się, że to już przeszłość. W czerwcu 2022 r. zwodowano trzeci lotniskowiec, pierwszy w całości opracowany i zbudowany własnymi siłami. To dość znamienne, że pod względem liczby tych jednostek chińska marynarka wojenna obecnie ustępuje tylko Amerykanom, a plany zakładają budowę kilku kolejnych.

Pandemia COVID-19

Zachód powinien skończyć z uzależnieniem gospodarczym od Chin – takie opinie zaczęły się nasilać w pierwszej połowie 2020 r., wkrótce po ogłoszeniu pandemii przez Światową Organizację Zdrowia. Przenoszenie produkcji z Ameryki Północnej i Europy do Azji ukazało nie w pełni uświadamiane oblicze globalizacji. W wielu krajach zaczęło brakować zarówno podstawowych produktów, jak i znacznie bardziej zaawansowanych dóbr, bo na skutek braku komponentów sprowadzanych z Państwa Środka w wielu krajach stawały linie produkcyjne.

Poważnym sygnałem alarmowym były problemy z zakupem masek ochronnych, respiratorów i leków. Kiedy wirus SARS-CoV-2 zaczął budzić społeczne przerażenie, okazało się, że Chiny są bardzo ważnym dostawcą substancji czynnych wykorzystywanych w farmaceutykach. Tymczasem jeszcze w połowie lat 90. XX w. Europa i USA dostarczały 90 proc. wszystkich substancji czynnych stosowanych przy produkcji leków na świecie. Po wprowadzeniu lockdownów doszło do zakłóceń w globalnych łańcuchach dostaw, a bezpieczeństwo lekowe najbogatszych krajów na świecie zostało wystawione na próbę. W obliczu pandemii decyzje o zamykaniu chińskich fabryk podejmowano na najwyższych szczeblach władzy. Pojawiły się obawy o możliwy szantaż w przyszłości. Państwo Środka jest reżimem autorytarnym, w którym sekretarz generalny partii komunistycznej może sobie pozwolić na dużo więcej niż demokratycznie wybierani prezydenci czy premierzy, co samo w sobie stanowi czynnik zagrożenia, a poza tym Pekin nie pała miłością do Zachodu, mimo że chętnie z nim handluje.

Odległość ma znaczenie

Kryzys wywołany przez wirus SARS-CoV-2 unaocznił Amerykanom i Europejczykom, jak bardzo nierozsądne jest uzależnianie się od fabryk po drugiej stronie globu. Wiele osób doszło do przekonania, że globalizacja zabrnęła za daleko, a pogoń za obniżaniem kosztów produkcji na dłuższą metę się zemści.

Wielu amerykańskich i europejskich polityków, ekonomistów oraz właścicieli wielkich korporacji i małych firm zaczęło postulować skracanie łańcuchów dostaw, apelować o dywersyfikowanie produkcji i zaopatrzenia, a także mówić o konieczności znalezienia alternatywy dla dominacji Chin w tych obszarach.

Pierwsze ważne decyzje w tym względzie już zapadły, a kolejne wydają się kwestią czasu. Przenoszeniu części produkcji bliżej USA i Europy mogą się przysłużyć zarówno rosnąca automatyzacja i robotyzacja, jak i coraz bardziej powszechne wykorzystywanie sztucznej inteligencji. Dzięki innowacjom tania siła robocza, dotychczas sprzyjająca tendencjom globalizacyjnym i ułatwiająca Chinom przyciąganie produkcji z Zachodu, zaczyna tracić na znaczeniu.

Wojna w Ukrainie

Rozpoczęcie rosyjskiej agresji zbrojnej na Ukrainę 24 lutego 2022 r. początkowo wywołało powszechny szok i niedowierzanie. Szybko pojawiły się utrudnienia w handlu międzynarodowym powstałe na skutek prowadzenia działań wojennych oraz wejścia w życie sankcji i kontrsankcji. Niektóre branże zostały sparaliżowane, a funkcjonowanie części międzynarodowych koncernów ograniczono pod wpływem nacisków politycznych lub presji opinii publicznej.

Uwidoczniły się różnorodne zależności ekonomiczne o charakterze globalnym. To nie była wiedza powszechna wśród wielu polityków i ludzi biznesu. Z zaskoczeniem przyjmowano kolejne doniesienia świadczące o powiązaniu Zachodu z Federacją Rosyjską. Okazało się, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat powstała sieć gospodarczych zależności biegnących w poprzek interesów politycznych. Wojna za naszą wschodnią granicą szybko przestała być traktowana jak konflikt regionalny. Coraz częściej postrzega się ją jako starcie Kremla z Zachodem, co przyczynia się do wzrostu poczucia niepewności na świecie. Niedawne uszkodzenie gazociągów Nord Stream 1 i 2 spotęgowało obawy o pogłębienie kryzysu energetycznego i możliwość przeprowadzenia ataków na infrastrukturę krytyczną daleko od linii frontu. Na akty sabotażu szczególnie narażone są kraje sprzyjające stronie ukraińskiej.

Im więcej wrogich działań podejmą rosyjskie władze w Ukrainie i poza jej granicami, tym mocniej uderzy to w międzynarodowy handel i tym większych roszad można się spodziewać na geopolitycznej szachownicy, zarówno w perspektywie krótko-, jak i średniookresowej.

Nearshoring, reshoring, friendshoring

Rosyjska agresja zbrojna na Ukrainę, pandemia oraz wojna handlowa USA z Chinami stanęły w poprzek tendencji globalizacyjnych współczesnego świata. Trwają dyskusje o skracaniu łańcuchów dostaw i przenoszeniu części pracy do pobliskich państw (nearshoring) oraz powrocie produkcji do krajów macierzystych (reshoring).

Wywołany przez Rosję kryzys energetyczny sprzyja silniejszym ingerencjom w procesy gospodarcze rozpoczętym po ogłoszeniu pandemii. W ostatnich kilku latach dodatkowe argumenty zyskali zwolennicy zacieśniania współpracy handlowej z krajami przewidywalnymi pod względem politycznym, a politycy i publicyści mówią o wprowadzaniu zachęt do przenoszenia części produkcji do państw kierujących się podobnymi wartościami (friendshoring).

Nearshoring, reshoring i friendshoring kłócą się z dotychczasowym postrzeganiem globalizacji. Dodatkowo mogą sprzyjać wzrostowi cen towarów i usług, co uderzy w konsumentów, ale nie wszystkich ten argument przekonuje. Wydaje się, że obecnie zamiast obrony zasad wolnego handlu, częściej można spotkać opinie, że za ograniczenie zagrożeń natury politycznej i gospodarczej trzeba więcej zapłacić i należy się z tym pogodzić.

Przede wszystkim bezpieczeństwo

Niepewność geopolityczna, obawy o wybuch konfliktu zbrojnego o dużym zasięgu, zachwiane poczucie bezpieczeństwa, strach przed nawrotem pandemii COVID-19 lub pojawieniem się jeszcze groźniejszego wirusa niż SARS-CoV-2 – to wszystko będzie sprzyjało raczej skracaniu niż wydłużaniu łańcuchów dostaw oraz przenoszeniu produkcji bliżej rynków zbytu.

W rachubach inwestorów i polityków decydujących o kierowaniu strumieni pieniędzy publicznych większe znaczenie niż do tej pory zaczynają mieć kwestie związane z szeroko rozumianym bezpieczeństwem. Na pierwszy i drugi plan wysuwają się aspekty pozaekonomiczne. Ustrój danego państwa może się okazać znacznie silniejszą przesłanką do rozwijania współpracy handlowej lub jej ograniczania.

„Cechą charakterystyczną obecnej, trzeciej dekady XXI w. będzie uwzględnienie względów bezpieczeństwa w kalkulacjach ekonomicznych przedsiębiorstw i państw. Inwazja Rosji na Ukrainę nie tylko zablokowała połączenia Rosji, Białorusi (z powodu sankcji) i Ukrainy (z powodu toczących się działań zbrojnych) z Zachodem, lecz również przypieczętowała koniec dotychczasowego modelu globalizacji. Następuje odejście od poszukiwania wyłącznie niskich kosztów produkcji i magazynowania w trybie just-in-time” – wskazują autorzy raportu „Dekada bezpieczeństwa ekonomicznego. Od offshoringu do częściowego friendshoringu” wydanego kilka tygodni temu przez Polski Instytut Ekonomiczny.

Co przyniesie przyszłość?

Zmiany w handlu międzynarodowym są raczej nieuniknione, ale trudno jednoznacznie powiedzieć, czy doprowadzą do czasowego spowolnienia, czy trwałego zahamowania globalizacji, czy może raczej tylko do jej przemodelowania. Scenariuszy rozwoju sytuacji jest sporo, a ten związany z deglobalizacją, choć wydaje się dyskusyjny, także warto wziąć pod uwagę. Należy jednak pamiętać, że próba przewidywania przyszłości w detalach jest z góry skazana na porażkę, a bieg dziejów zaskakuje autorów takich prognoz.

Wprawdzie trudno sobie wyobrazić, by doszło do całkowitego zaprzestania importu z Rosji albo rezygnacji Amerykanów z handlu z Państwem Środka i innymi krajami azjatyckimi, ale prawdopodobnie Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska zaczną silniej rozwijać własne możliwości produkcyjne i dążyć do znalezienia alternatywy na innych rynkach niż chiński czy rosyjski. Poza tym mogą się uwidocznić tendencje do regionalizacji produkcji.

Mariusz Tomczak, dziennikarz, politolog specjalizujący się w zagadnieniach europejskich