Z raportu Startup Poland z listopada 2020 wynika, że pandemia dotknęła 39 proc. badanych start-upów, w tym 14 proc. odczuło jej skutki szczególnie negatywnie, ale zaledwie 6 proc. zmuszonych było zwolnić pracowników, a to oznacza, że na tle wielu krajów Europy i USA nie wypadają źle. Natomiast 34 proc. badanych firm twierdzi, że okoliczności kryzysu były dla nich pozytywne, a 28 proc. zmieniło model biznesowy ze względu na: większe szanse generowania przychodów, obowiązek ograniczenia bezpośredniego kontaktu z klientami bądź konieczność przebudowy kanałów dystrybucji. Jak twierdzi Arkadiusz Regiec, założyciel platformy crowdfundingowej Beesfund, pierwsza, łagodna fala epidemii uśpiła część start-upów, które obrały taktykę na przeczekanie, więc później zmiana kursu ich działania była znacznie trudniejsza i bardziej kosztowna. Jednak aż 56 proc. start-upów udało się, dzięki strategii dostosowania, zdobyć nowych klientów na oferowane produkty i usługi, a 48 proc. odnotowało wzrost sprzedaży.
Ciekawym w tym kontekście przykładem jest jeden z najwyżej wycenianych start-upów – Booksy. W dużym zakresie stracił on dotychczasową rację bytu w okresie wiosennego lockdownu, w trakcie którego zakłady fryzjerskie i kosmetyczne, do których kierował on swoją aplikację do umawiania wizyt klientów, były zamknięte. Firma skupiła się na wspieraniu swoich kontrahentów w rozwoju rozwiązań cyfrowych, weszła we współpracę z nowymi, działającymi podczas lockdownu podmiotami, jak banki, zakłady usługowe, sklepy, a nawet domy opieki. To zaowocowało 50-proc. wzrostem przychodów po zniesieniu ograniczeń. Strategia ta dała impuls do poszukiwania nowych rozwiązań, które umożliwiłyby działania na większą skalę. Podjęto decyzję o połączeniu z największym rywalem na rynku, innym polskim start-upem – Versum. Fuzja doprowadziła do powstania największej na świecie cyfrowej platformy branży hair&beauty, która obecnie może pochwalić się ponad 13 mln użytkowników w kraju i za granicą, zatrudniając łącznie ponad 500 pracowników. To czyni ją poważnym kandydatem do uzyskania statusu pierwszego polskiego jednorożca, firmy o wartości przekraczającej 1 mld dol.
Innym start-upem jest działająca w 35 krajach świata platforma edukacyjna Brainly, dostarczająca narzędzi do nauki w modelu peer-to-peer. Firma pozyskała do tej pory najwyższą wśród polskich start-upów kwotę kapitału od inwestorów – 150 mln dol., niewątpliwie jest również beneficjentem pandemii, a liczba użytkowników jej aplikacji wzrosła od jej początku o 75 proc., notując nawet 350 mln wejść miesięcznie. Na status jednorożca pracuje także DocPlanner (140 mln dol.) jeden z największych na świecie serwisów online do umawiania wizyt lekarskich.
Warto zauważyć, że w Europie powstało dotąd ponad 60 jednorożców, a co szósty zyskał ten status w czasie pandemii. Największym, którego wycena dochodzi do 11 mld dol., jest Global Switch specjalizujący się w centrach danych, natomiast najszybciej rosnącym – platforma eventowa Hopin, która uzyskała wycenę ponad 1 mld dol. w ciągu roku od powstania. Warto też zwrócić uwagę na Cazoo (Wielka Brytania) i Auto1 Group (Niemcy) – platformy sprzedaży samochodów online, które zyskały na pandemii.
Beneficjentami pandemii w Polsce, poza wymienionymi, były też start-upy działające w sektorach, w których w sposób naturalny wzrósł lub utrzymał się popyt na ich usługi. Dotyczyło to firm działających w branży rolnej (agrotech), e-commerce i cyberbezpieczeństwa, zdrowia (medtech), gdzie 44 proc. z nich wskazało na pozytywne skutki pandemii oraz działających w obszarze social media i e-sportu. Najwięcej jednak pozytywnych ocen wpływu pandemii zanotowała branża gier – 80 proc. pozytywnych przy braku negatywnych. Również połowa start-upów z branży technologii finansowych (fintech) optymistycznie ocenia skutki kryzysu. Negatywnie odbił się on na branży pożyczkowej objętej restrykcyjnymi ograniczeniami w zakresie kosztów kredytów; najlepiej poradziły sobie tutaj lendtechy, które już wcześniej miały zdigitalizowane procesy sprzedaży i obsługi klienta, a więc ponosiły relatywnie mniejsze koszty działalności i były w pełni gotowe na zdalną obsługę klienta. Trudności i ograniczeń w funkcjonowaniu doświadczyły też start-upy oferujące rozwiązania w dziedzinie turystyki, dostaw żywności i transportu. Najwięcej negatywnych skutków kryzysu (ponad 60 proc. wskazań) dotknęło jednak podmioty proponujące usługi HR i technologię blockchain.
W Polsce start-upy nie były beneficjentami udzielanej pomocy publicznej (choć 60 proc. jej oczekiwało, nie tylko w formie finansowej), a jedna trzecia skorzystała z przeznaczonych dla sektora MŚP tarcz antykryzysowych w postaci zwolnienia z ZUS lub pożyczki. Większość młodych firm technologicznych nie spełniała podstawowego warunku w postaci utraty przychodów, a aż 44 proc. z nich w chwili badania deklarowało całkowity brak dochodów. W przypadku tych, które je uzyskują, często (38 proc.) ich poziom jest jednak wyższy niż rok wcześniej. W pierwszej połowie 2019 roku średni, miesięczny poziom przychodów polskich start-upów zawierał się w przedziale do 50 tys. złotych (28 proc.). W tym samym okresie 2020 roku podobny poziom przychodów odnotowało 36 proc. firm. Co prawda podwoił się odsetek firm deklarujących przychody między 50 a 100 tys. złotych, ale dotyczył on tylko 8 proc. start-upów. Zaledwie jeden procent z nich osiągał obroty przekraczające 1 mln złotych. To w dużej mierze skutek niewielkiej skali działalności, bo dla ponad 40 proc. firm Polska jest głównym źródłem popytu na ich usługi. Zaledwie 4 proc. badanych firm generuje większość przychodów na rynku USA. Taka sytuacja jest konsekwencją krótkiego czasu działalności, bo aż 61 proc. firm funkcjonuje krócej niż dwa lata, a jedynie 14 proc. dłużej niż 5 lat. Na ograniczenie rozwoju start-upów wpływa też zaangażowanie ich założycieli – aż 57 proc. z nich twierdzi, że korzysta z innych źródeł dochodów.
W takich warunkach trudniej też liczyć na przyciągnięcie inwestorów, stąd 80 proc. firm funkcjonuje w oparciu o środki własne. Nawet podmioty, które korzystają z kapitału inwestorów, doświadczają tego raczej jednorazowo. Jedna trzecia firm brała udział w zaledwie jednej rundzie inwestycyjnej, 8 proc. w dwóch, a 3 proc. w trzech. W tej sytuacji trudno o rozwój w dłuższej perspektywie. Wynika to też z pozyskanych finansów. Najczęściej wymienianą kwotą jest 1-2 mln złotych (24 proc. firm pozyskujących kapitał zewnętrzny). Ponad 10 mln zł we wszystkich dotychczasowych rundach otrzymało 13 proc. start-upów. Odsetek podmiotów finansowanych przez zagranicznych aniołów biznesu, jak i fundusze VC czy akceleratory oscyluje wokół 3-5 proc., wartość ich zaangażowania jednak szybko rośnie – od roku 2015 pięciokrotnie. W trzech pierwszych kwartałach 2020 roku ich udział pod względem wartości był rekordowy i bliski 50 proc. całkowitej wartości inwestycji przede wszystkim za sprawą kilku megatransakcji. W trzecim kwartale polsko-fińska spółka ICEYE (operacje satelitarne) pozyskała 87 mln dol., w drugim kwartale firma Symmetrical, specjalizująca się w dostarczaniu przedsiębiorstwom rozwiązań w zakresie benefitów dla pracowników – 6,3 mln dol., natomiast platforma diagnostyczna Infermedica – 10,2 mln dol.
Zagraniczni inwestorzy twierdzą, że pandemia zmieniła ich sposób funkcjonowania na polskim rynku i zarządzanie portfelami inwestycyjnymi – większego znaczenia przy ocenie możliwości inwestycyjnych nabiera analiza fundamentów finansowych start-upów, a to promuje dojrzałe podmioty. Mniejsze, będące we wstępnych fazach rozwoju korzystają głównie z kapitału publicznego pochodzącego z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz programów Polskiego Funduszu Rozwoju. Rok 2020 pod względem całkowitej wartości inwestycji na rynku polskim zapowiada się rekordowo, bo po 11 miesiącach to 1,22 mld złotych wobec 1,26 mld w całym roku 2019 (a doliczyć trzeba także grudniową rundę inwestycyjną Brainly, w której pozyskano 290 mln złotych od zagranicznych funduszy inwestycyjnych).
Mimo wyraźnych postępów w rozwoju start-upów polski ekosystem na tle europejskich konkurentów wypada ciągle słabo. Działa u nas około 4,7 tys. młodych firm, a to oznacza 51 start-upów przypadających na milion mieszkańców, gdy średnia europejska to 190. Znacznie mniejsza jest też skumulowana wartość kapitału przeznaczona na ich rozwój – w latach 2016-2020 to tylko średnio 19 dol. na firmę, gdy w Szwecji jest to ponad 900 dol., w Wielkiej Brytanii – 650, a na Litwie – 150; średnia europejska przekracza 170 dol. Dlatego Polska w Startup Ecosystem Rankings (StER) zajmuje coraz niższą pozycję. W minionym roku zajęliśmy 27 miejsce, w poprzednim zestawieniu – 20. Jesteśmy niewiele lepsi od Ukrainy (29 miejsce), a w regionie przegrywamy z Estonią (11 miejsce), Litwą (15 miejsce) i Czechami (26 miejsce). W rankingu miast zanotowaliśmy jeszcze większy spadek (Warszawa), bo o 19 pozycji, zajmując 73 miejsce na świecie.
Miejsce w rankingach odzwierciedla również stosunkowo niska, 38, pozycja Polski w Światowym Rankingu Innowacyjności, w którym pod uwagę bierze się m.in. udział wydatków na badania i rozwój w PKB, współpracę nauki z biznesem czy liczbę zgłaszanych patentów. W tych kategoriach w wielu rankingach Polska od lat wypada słabo. Zdaniem autorów StER paradoksalnie problemem może być też zbyt duże zaangażowanie instytucji publicznych w rozwój ekosystemu dla start-upów, nie tylko zresztą pod względem finansowym. To sprzyja pompowaniu nadmiernych wycen start-upów i funkcjonowaniu firm, które nie poradziłyby sobie bez wsparcia państwa. Konsekwencją jest nadmierna biurokracja. Paradoksalnie odnosi się wrażenie, że instytucje publiczne są przekonane, że start-upy bez ich udziału by się nie rozwinęły.
Polska jest jednak na tyle prężną gospodarką, z dużą liczbą informatycznych i technologicznych talentów, że start-upy poradzą sobie bez części instytucjonalnego wsparcia – konkludują autorzy Rankingu. Dowodzi tego pandemiczna sytuacja, w której Polska pod względem innowacyjnej reakcji start-upów zajęła wyższe, 22 miejsce.