Nie zasiejesz, nie zbierzesz. Nie zainwestujesz, nie zyskasz. To oczywiste prawdy. W tym kontekście niezwykle ambitne były cele, które rząd PiS wyznaczył sobie w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, znanej jako plan Morawieckiego. W opublikowanym sześć lat temu dokumencie otrzymaliśmy szumną zapowiedź: „Zmobilizowany zostanie kapitał dla rozwoju, nastąpi zwiększenie stopy inwestycji i poprawa ich jakości, przy większym wykorzystaniu środków krajowych”, co w przełożeniu na konkrety miało oznaczać „wzrost stopy inwestycji z 20,1 proc. względem PKB w 2015 r. do 22-25 proc. w 2020 r. i utrzymanie w 2030 r. na poziomie 25 proc.”. Niestety nie udało się zrealizować planu.
W 2021 r. stopa inwestycji w Polsce wyniosła ledwie 16,6 proc. PKB, co było najniższą wartością od 2005 r. i drugim najniższym wynikiem w UE. Mając to na uwadze, spójrzmy na wskaźnik wzrostu PKB. O ile do 2022 r. Polska wydawała się odporna na zawirowania, które rozbijały wzrost gospodarczy gdzie indziej, o tyle dzisiaj niewiele dzieli nas od recesji. W II kw. tego roku produkt krajowy brutto spadł o 2,3 proc. i jeśli opadnie ponownie w III, to techniczna recesja stanie się faktem.
Czy to zaledwie chwilowe potknięcie? Niestety, jeśli nie dokonamy zwrotu w polityce gospodarczej, może to być początek długotrwałego spowolnienia.

Produkcyjna nieproduktywność

Reklama
Jakże łatwo dziś o usprawiedliwienia. Bo czy to wina polskiej polityki gospodarczej, że Rosja najechała Ukrainę? A to wytwarzana przez wojnę niepewność zniechęca do inwestowania i myślenia o przyszłości. Tak samo można powiedzieć, że to nie polska polityka gospodarcza odpowiada, a przynajmniej nie w głównej mierze, za inflację. Jej przyczyną jest to, że matka natura albo laboratorium w chińskim Wuhan stworzyły śmiertelnego wirusa, który sprawił, że świat oszalał. Wprowadzono nieznane wcześniej restrykcje i wydrukowano gargantuiczne kwoty pieniędzy, żeby skutki tych ograniczeń łagodzić. Spada nam PKB, ale to dopust boży. Jesteśmy bez winy. A jednak obiektywna łatwość w znajdowaniu usprawiedliwień powoduje, że główny sprawca zamieszania wciąż znajduje się na wolności. I zrobi wszystko, by chwilowe spowolnienie przekształciło się w stagflację, długotrwały okres spowolnienia gospodarczego połączonego z wysoką inflacją. Kim jest złoczyńca? Zanim odpowiem, warto przyjrzeć się prawdziwej naturze dzisiejszych kłopotów. Wtedy okaże się, że nadeszłyby one i bez wojny, i bez wirusa.
Wyjątkowo niska stopa inwestycji względem PKB nie oznacza tylko tego, iż wybudowano w ostatnich latach w Polsce mniej dróg, domów, fabryk i wyprodukowano mniej towarów i usług, niż w lepszych warunkach można by było wybudować i wyprodukować. Oznacza ona także to, że nie inwestowano wystarczająco dużo w głęboką modernizację i rozszerzenie tej bazy wytwórczej, która już istnieje. Rozwijaliśmy się co prawda prężnie, ale dzięki temu, że robiliśmy więcej tego samego, a nie dlatego, że robiliśmy to lepiej. Polskie PKB rosło dzięki firmom zatrudniającym większą liczbę ludzi albo kupującym dodatkowe maszyny, ale nie byli to lepiej wykwalifikowani pracownicy ani istotnie nowocześniejsze urządzenia. W efekcie Polska gospodarka nie była wystarczająco produktywna. Dokumentuje to opublikowany w maju tego roku raport Banku Światowego „Paths of Productivity Growth in Poland: A Firm Level Perspective” (Ścieżki wzrostu produktywności w Polsce: perspektywa z poziomu przedsiębiorstw). Raport ten nie skupia się na produktywności pracy, czyli wartości dodanej wytwarzanej dla firmy przez pracownika, ale łącznej produktywności czynników produkcji (TFP, total factor productivity).
CAŁY TEKST NA GAZETAPRAWNA.PL
Autor jest wiceprezesem Warsaw Enterprise Institute