Wzrost PKB ostro hamuje, a jednocześnie inflacja mocno przyspiesza. To rzadkie zjawisko możemy właśnie obserwować nad Wisłą.
ikona lupy />
Gospodarka zwalnia przez rosnącą inflcję / Dziennik Gazeta Prawna
Jak duży mamy problem z gospodarczą aktywnością, widać w danych pokazujących PKB z ostatniego kwartału 2019 r. Po pierwszych informacjach o wzroście gospodarczym w całym roku niektórzy wieszczyli, że zobaczymy zwiastun technicznej recesji, czyli zmniejszenie PKB w porównaniu z kwartałem wcześniej. Na szczęście tak źle nie było, bo polska gospodarka cały czas się rozwija, ale wzrost był rachityczny: według opublikowanych w piątek danych GUS w ciągu ostatnich trzech miesięcy PKB zwiększył się ledwie o 0,2 proc. Ostatnio tak słabo było trzy lata temu.
Mimo sporu, czy powinno się używać kwartalnych danych do oceny, w jakim stanie znajduje się gospodarka, w tym przypadku – informacji o końcu ubiegłego roku – mamy do czynienia z ostrym hamowaniem. I widać to z każdej perspektywy. Także tej najczęściej stosowanej, czyli przy porównaniu PKB z tym samym okresem ubiegłego roku. Według wstępnego piątkowego odczytu, gospodarka urosła o 3,1 proc., podczas gdy jeszcze w III kw. 2019 r. było to 3,9 proc.
– Największym zaskoczeniem jest, że wszystko przez słabo rosnącą konsumpcję. Mimo obniżek podatków wprowadzonych w drugiej połowie roku, mimo rozszerzenia programu 500 plus, gospodarstwa domowe czekają z większymi wydatkami – zauważa Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao.
Reklama
– Konsumpcja nie reaguje już tak mocno na zwiększenie transferów społecznych, jak się można było spodziewać. Owszem, zakładaliśmy, że część tych pieniędzy rodziny zaoszczędzą, bo dodatek trafił też do zamożnych, którzy mają większą skłonność do oszczędzania, ale jednak skala spowolnienia jest zaskakująca – mówi Marcin Czaplicki, ekonomista banku PKO BP. Według niego jest pewna niespójność: rosną ceny usług, co wskazuje na rosnący popyt na nie (zamożniejsze gospodarstwa domowe chętniej wydają pieniądze na usługi, np. gastronomiczne czy hotelarskie, niż na nowe towary), czego nie widać w danych o konsumpcji. Ekonomista podejrzewa, że częściowo wymykają się one GUS na tym etapie badania. Może urząd dokona rewizji, gdy zbierze dane z mikrofirm, co nastąpi w trakcie roku.
Inflację napędza drożejąca żywność – jej ceny wzrosły przez rok o 6,7 proc.
Takich niespójności jest więcej. Choćby handel zagraniczny, który teoretycznie powinien mocno się dokładać do PKB. Z danych o bilansie płatniczym wiemy, że mieliśmy w 2019 r. nadwyżkę eksportu nad importem, a ten pierwszy rósł szybciej niż ten drugi. Co powinno podbijać PKB. Z opublikowanych danych wynika, że całkiem solidnie wypadają też inwestycje. A to nie idzie w parze ze słabnącym importem (inwestycje są „importochłonne”).
– Prawdę mówiąc, to wszystko aż się prosi o korektę. W poprzednich latach GUS takich korekt dokonywał – mówi Marcin Czaplicki.
To niejedyne niespodzianki, jakie statystycy zgotowali analitykom w ostatni piątek. GUS opublikował także wstępną informację, jak szybko rosły ceny w styczniu. Okazuje się, że były one wyższe aż o 4,4 proc. niż rok wcześniej. Przyspieszenia każdy się spodziewał, ale nikt nie sądził, że będzie ono aż tak duże. Inflację napędza mocno drożejąca żywność. Licząc łącznie z alkoholem i papierosami, ceny w tej kategorii wzrosły w ciągu roku aż o 6,7 proc. I to zapewne jeszcze bez wpływu ostatnich podwyżek akcyzy, który powinien się ujawnić w kolejnych miesiącach. Duża zasługa w tym wzroście droższego mięsa, zwłaszcza wieprzowiny.
Wyraźnie zdrożało też utrzymanie mieszkania, zapewne przez wzrost opłat za wywóz śmieci. Częściowo mogą być tu widoczne wyższe koszty energii elektrycznej – choć nie jest to do końca jasne.
– To jeden z czynników, które utrudniają prognozowanie inflacji w kolejnych miesiącach. Jeszcze nie wiadomo, czy GUS uwzględnił podwyżki u wszystkich dostawców, którzy wprowadzili je mniej więcej w połowie miesiąca, czy tylko od Tauronu, który jako pierwszy dostał zgodę na nową taryfę i wprowadził nowe ceny już z początkiem roku – mówi Marcin Czaplicki.
Kolejna kwestia to wpływ wzrostu płac na wzrost cen. A właściwie czy – a jeśli tak, to jak bardzo – podwyżka płacy minimalnej przyspieszyła inne podwyżki płac. Jeśli tak było, to w styczniowej inflacji możemy mieć kolejną odsłonę spektaklu pod tytułem „droższe usługi”. I składa się on z dwóch aktów. Pierwszy: wyższa płaca minimalna to większe koszty pracy, zwłaszcza w niektórych typach usług, gdzie większość zatrudnionych pracuje na minimalnych stawkach (ochrona, sprzątanie). Owe koszty właściciele firm przerzucają na ceny. Akt drugi to rosnący popyt na usługi ze strony zamożniejszych gospodarstw domowych.
– W II połowie ubiegłego roku wzrost płac wyhamował, ale zakładamy, że wyższe płace minimalne znów spowodują przyspieszenie, nawet w okolicy 8 proc. w skali roku, co będzie miało proinflacyjny wpływ. Czy tak się stanie? Wśród ekonomistów trwa spór co do siły wpływu minimalnego wynagrodzenia – mówi Marcin Czaplicki. A Adam Antoniak dodaje, że inflacja będzie jeszcze rosła, ale po I kw. powinna zacząć hamować, by pod koniec roku wynosić już ok. 3 proc. Choć jest jeszcze co najmniej kilka znaków zapytania, które nie pozwalają na spokojne snucie takich prognoz. Choćby taki, jak długo będzie jeszcze utrzymywała się susza hydrologiczna i jak duży wpływ może mieć na – i tak już wysokie – ceny żywności w połowie roku. Inny to efekt epidemii koronawirusa w Chinach i jej konsekwencje dla światowych dostaw, czego dziś nikt nie jest w stanie dokładnie oszacować. Przestoje w produkcji mogą ograniczać podaż niektórych towarów, co też może mieć znaczenie dla ich cen.

>>> Czytaj też: Bez innowacji Polska pozostanie montownią Europy