Ponad 1,5 mld dolarów. Tyle podatnicy dołożą Intelowi do Zakładu Integracji i Testowania Półprzewodników w Miękini pod Wrocławiem. Przeliczając na złotówki – cała inwestycja będzie kosztować ok. 20 mld zł, z czego pomoc publiczna to będzie ok. 6 mld zł. To poziom wsparcia podobny do tego, jaki będzie w Niemczech, gdzie w Magdeburgu ma powstać megafabryka, a cała inwestycja będzie kosztować ok. 30 mld euro. Także w tym wypadku dofinansowanie wyniesie ok. 30 proc. kosztów. A to i tak mniej niż wsparcie, które uzyskują inwestycje w branżę półprzewodnikową w Azji.

6 mld zł pomocy publicznej dla fabryki Intela

Reklama

Na początku tego tygodnia polski rząd przyjął uchwałę dotyczącą programu wsparcia inwestycji półprzewodnikowych. Jego realizacja jest przewidziana na lata 2024 – 2026 i ma wynieść równowartość kwoty 1,5 mld dolarów, czyli ok. 6 mld zł. Mimo że nie jest to ujęte wprost, to tak naprawdę jest to uchwała, która de facto dotyczy tylko tej inwestycji Intela. Jednak by te wsparcie można było przekazać, musi się na to zgodzić Komisja Europejska. Ale KE nie dostała jeszcze notyfikacji ze strony Polski. – Prace są bardzo zaawansowane, trwa intensywna wymiana dokumentów między Intelem i ministerstwem cyfryzacji, nie sądzę by ten proces był w jakikolwiek zagrożony – mówi Forsalowi osoba, która zna szczegóły sprawy.Jeszcze w czerwcu minister cyfryzacji Janusz Cieszyński zapowiadał, że notyfikacja zostanie złożona do końca roku, tak więc zostało sześć tygodni.

Dlaczego z tym dokumentem nie powinno być problemów? - Dziś zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone dążą do stworzenia odporności na różne zawirowania w tym zakresie, pandemia pokazała, że jest to konieczne. System produkcji półprzewodników jest bardzo kompleksowy, żaden kraj na świecie nie ma pełnego łańcucha dostaw. To są naczynia połączone. Dlatego Europa przyjęła European Chips Act, dzięki któremu ma podwoić swoje zdolności w tym sektorze – wyjaśniał na łamach Dziennika Gazety Prawnej Michał Dżoga, Poland Country Manager w Intelu.

UE ma zwiększyć produkcję czipów

Europejski akt w sprawie czipów został przyjęty dwa miesiące temu i ma powstrzymać malejące znaczenie UE w tym kluczowym dla dzisiejszych gospodarek sektorze. Jeszcze na początku lat 90 ubiegłego wieku na starym kontynencie powstawało ponad 40 proc. globalnej produkcji półprzewodników. W 2020 r. było to już tylko niecałe 10 proc. Komisja Europejska chce by w 2030 r. było to co najmniej 20 proc. globalnej produkcji. Jak informują unijni urzędnicy, „Europejski akt w sprawie czipów ma rozwiązać problem niedoboru półprzewodników i wzmocnić wiodącą pozycję Europy w dziedzinie technologii. Dokument przewiduje wygospodarowanie ponad 43 mld euro na inwestycje publiczne i prywatne”.

Jednym z największych beneficjentów środków publicznych przeznaczonych na ten cel będzie właśnie Intel. Oprócz zakładu pod Wrocławiem, gdzie produkcja ma ruszyć w 2027 r., niedawno amerykański koncern ogłosił także budowę wspominanej megafabryki w Magdeburgu (pomoc publiczna to ok 10 mld euro) oraz rozbudowę swojego zakładu produkcyjnego w Irlandii. Inwestycja na Zielonej Wyspie ma z kolei kosztować w sumie 17 mld euro. Dlaczego wśród tych inwestycji znalazła się też Polska? – Myślę, że Polakom po prostu bardzo zależało. Zarówno polskiemu oddziałowi Intela, jak i rządowym agendom i urzędnikom, którzy byli w to zaangażowani – tłumaczy Forsalowi Michał Dżoga. Warunki, które zaproponował polski rząd, były dobre, a dodatkowo wiadomo, że w Polsce jest wykwalifikowana i tańsza niż na Zachodzie kadra. Poza tym Centrum Badawczo – Rozwojowe Intela w Gdańsku jest największą tego typu placówką w Europie. Jako anegdotę Dżoga przytacza, że w czasie dwuletniego procesu wyboru miejsca inwestycji na jednym ze spotkań z Amerykanami zażartował, by zainwestowali pod Wrocławiem, bo tam bardzo często świeci słońce. Na to ci wyjęli tabelki, gdzie mieli wszystko obliczone, ile w tym miejscu średniorocznie jest dni słonecznych, z opadami deszczu, śniegu, itd. Proces selekcji był bardzo dokładny.

Dlaczego jest to istotne? Półprzewodniki to dziś kluczowa branża, ponieważ używa się ich praktycznie we wszystkich urządzeniach bardziej zaawansowanych technicznie od młotka czy śrubokrętu. Są wszędzie: w mikserach, pralkach, telefonach, samochodach czy oczywiście komputerach. Czym są? „Chip (układ scalony) to mały kawałek materiału półprzewodnikowego, zwykle krzemu, z wytrawionymi w nim milionami bądź miliardami mikroskopijnych tranzystorów” – tłumaczy Chris Miller w swojej książce „Wielka wojna o Chipy”. Teraz Polska także do tej wojny ma się zacząć zbroić.