Ostatnie 8 lat to z jednej strony średnio udana reforma PAIIZu i powstanie PAIH, która odpowiedzialna jest m.in. za obsługę strategicznych inwestycji jakie trafiają do Polski, z drugiej bardzo dobrze funkcjonująca Polska Strefa Inwestycji, dzięki której otworzono drzwi do korzystania z pomocy publicznej przede wszystkim dla mniejszych inwestycji z polskim kapitałem, które stanowią już ponad 50 proc. wydawanych decyzji przez specjalne strefy ekonomiczne.

Pojawiały się także nowe pomysły, które trudno dzisiaj uznać za stabilne rozwiązania, w tym szczególnie ciągle modyfikowany programów grantów rządowych dla inwestycji o strategicznym znaczeniu dla gospodarki, czy rola ARP, która wciskała but pomiędzy strefy ekonomiczne i PAIH przy realizacji dużych projektów inwestycyjnych, bo tylko ta spółka zdolna była kapitałowo udźwignąć część zadań związanych z przygotowaniem terenów inwestycyjnych.

Przyszedł nearshoring

Reklama

Polska w ostatnich latach pomimo pandemii, wojny na Ukrainie, zwalniającej gospodarki, ciągle plasowała się w światowej czołówce atrakcyjności inwestycyjnej. Działo się tak głównie z kilku powodów – położenie Polski w dalszym ciągu stanowi jedną z najistotniejszych przewag konkurencyjnych, członkostwo w Unii Europejskiej przy realnie tańszych kosztach pracy od Zachodniej Europy powodowały, że na Polskę bardzo przychylnie patrzyły kraje, szczególnie pozaeuropejskie, dla których rynek docelowy leży właśnie w UE. Pandemia, przerwane łańcuchy dostaw i rywalizacja Stany Zjednoczone – Chiny spowodowały, że pojawił się nowy trend, który zastąpił inwestycje, które docelowo myślały o rynku wschodnioeuropejskim obsługiwanym z Polski oraz ten który uciekł przez obawy o rozprzestrzenienie się wojny w Ukrainie. Mowa o tzw. nearshoringu, który nie tylko bierze pod uwagę aspekty finansowe, ale przede wszystkim niwelację ryzyka związanego z całym łańcuchem dostaw, stąd odejście od „chinocentryzmu” na rzecz bezpieczeństwa dostaw. My na tym póki co wygrywamy.

Niestety, dzisiaj nasza pozycja nie jest już tak dobra jak jeszcze 2-3 lata temu. Dlatego jeśli chcemy pozostać krajem otwartym na napływ nowego kapitału, wymianę technologii i przesuwanie się polskiej gospodarki w łańcuchu wartości, nowy rząd musi podjąć niezwłocznie kilka kluczowych działań.

Transformacja energetyczna

Dzisiaj każdy rozumie potrzebę walki ze zmieniającym się klimatem, wydaje się nawet, że rynek wyprzedza niektóre rządy i stawia sobie bardzo ambitne cele klimatyczne. Dość powiedzieć, że dla większości globalnych marek cele klimatyczne są tak samo istotne jak cele finansowe. Brak zdecydowanego postawienia na transformację energetyczną, w tym także sektora MŚP, który w tym aspekcie ma bardzo wiele do nadrobienia wykluczy polskie firmy z łańcucha dostaw światowych marek, a co za tym idzie również zaburzy ściąganie do Polski nowych inwestycji. W przypadku liczenia śladu węglowego każdy poddostawca zaczynając od kluczowych podzespołów, kończąc na meblach w biurze, czy cateringu ma znaczenie. W Polsce wciąż brakuje realnych, systemowych i spójnych narzędzi dla firm, które chcą osiągnąć neutralność klimatyczną.

Ceny prądu

Dzisiaj koszt zakupu energii elektrycznej w Polsce jest ok. dwukrotnie wyższy niż np. w Hiszpanii. To powoduje, że realnie tracimy możliwość przyciągania inwestycji ceną, a koszty prądu w Europie są dzisiaj jednym z najistotniejszych elementów w całej układance. W zasadzie od początku kiedy zacząłem pracę w PAIHu, obiecywaliśmy inwestorom ustawę o linii bezpośredniej tak aby zminimalizować koszty przesyłu energii, opłat sieciowych itp., co znacznie poprawiłoby całkowity koszt zakupu energii i zdecydowanie przyspieszyłoby transformację energetyczną Polski. Jasne, że to nie jest takie proste ale wydaje się nieuniknione jeżeli naprawdę chcemy się liczyć w światowym wyścigu o najważniejsze inwestycje. Niestety poprzedni rząd sobie z tym nie poradził, pytanie czy nowy zrealizuje oczekiwane przez wszystkich rozwiązania, które również znacznie przyspieszyłyby transformację energetyczną.

Kapitał ludzki i koszty pracy

W Polsce chwalimy się jednym z najniższych poziomów bezrobocia w Unii i bardzo dobrze, ale dla atrakcyjności inwestycyjnej na tym tle wypadamy słabo, bo coraz ciężej znaleźć ręce do pracy, poza tym bardzo szybko rosnące płace raczej odstraszają inwestorów niż ich zachęcają do inwestycji w Polsce. Remedium na to powinna być mądra polityka migracyjna oraz cyfryzacja procesu ubiegania się o pozwolenie na pracę. Zmiana procesu konieczna jest także w odniesieniu do niektórych grup jak prezesi największych światowych korporacji, którzy dzisiaj muszą czekać na pozwolenie miesiącami, co wpływa nie tylko na inwestycje, ale także na reputację Polski. Nieunikniony i trudny politycznie wątek ze względu na aferę wizową, ale nie ma innego sposobu jak, niejako wykorzystując to co się wydarzyło w ramach nowego otwarcia, mądrze poukładać cały proces tak aby zminimalizować kolejki w Urzędach Wojewódzkich, które są za to odpowiedzialne.

Nowe tereny inwestycyjne

W Polsce mamy coraz mniej dobrze przygotowanych terenów inwestycyjnych. Spółki energetyczne nie inwestują w projekty póki nie pojawi się inwestor. Inwestor nie chce zdecydować się kupić pustego pola, bo przygotowanie infrastruktury nierzadko zajmuje kilka lat. I tak mamy błędne koło, z którego trudno jest wyjść. Prawda jednak jest taka, że dla dużych inwestycji powyżej 50-100ha niewiele mamy terenów do zaproponowania. Tu są dwa rozwiązania. Po pierwsze zarówno strefy ekonomiczne jak i PAIH powinny otworzyć się na proponowanie pod nowe inwestycje także gruntów prywatnych. Piszę to z całą świadomością zagrożeń jakie za tym stoją. Drugim rozwiązaniem jest dedykowany program rządowy pod przygotowanie nowych terenów. W ostatnich latach były małe przebłyski w tym zakresie. ARP rozpoczęło tworzenie parków przemysłowych ale ich lokalizacja była często podyktowana potrzebą polityczną a nie realną szansą na pozyskanie inwestora, w KPO mamy także zapisane pieniądze na ten cel, choć niestety to tylko kropla w morzu potrzeb. Tutaj potrzebne jest rozwiązanie systemowe, które nie będzie podlegać ocenie politycznej, a realnie rynkowej. Dobrym rozwiązaniem byłoby wyposażenie PAIH, PFR lub ARP w odpowiedni fundusz zarabiający na przygotowaniu i obrocie gruntami.

Przewidywalność prawa

Przeprowadziłem setki rozmów z inwestorami. W Polsce częściej im przeszkadza niestabilność prawa niż jego jakość. Nawet jeśli coś jest zwyczajnie głupie to da się to jakoś wkalkulować w projekt inwestycyjny, „bo w Polsce tak jest” ale jeśli nie wiesz jak będzie za 1-2, czy 5 lat to aspekt ryzyka legislacyjnego staje się czymś poważnym. Nowy rząd powinien skupić się nad spokojnym dialogiem z poszczególnymi branżami i w dialogu przygotowywać rozwiązania, które pomogą im się rozwijać, oczywiście z zachowaniem polskiego interesu. Nie wolno ponownie dopuścić do takich sytuacji z lat ubiegłych jak lexTVN, które mocno nadszarpnęło naszą reputację wśród amerykańskich inwestorów, dyskusja o Polexit, która spowodowała, że na każdym spotkaniu z inwestorem musieliśmy tłumaczyć, że to tylko element polityki, że żadnego Polexitu nie będzie, czy w końcu rezygnacja przez Lasy Państwowe z certyfikatów dla drewna, bo wydaje je „niemiecki” instytut przy takiej potężnej branży opartej na sektorze drzewnym jaka funkcjonuje w Polsce. Zatem realny dialog i także wydłużone vacatio legis, tak aby do zmian można było się spokojnie przygotować.

System obsługi inwestora

Za chwilę to co dzisiaj jest sukcesem, a więc Polska Strefa Inwestycji, stanie się problemem, który w najbliższej kadencji trzeba rozwiązać. Dzisiaj ta obsługa jak pisałem na początku jest rozczłonkowana głównie pomiędzy PAIH, specjalne strefy ekonomiczne, ARP, COI, gminy i wszystkie instytucje, które do tego procesu są niezbędne: RDOŚ, Wody Polskie, MSZ, KOWR itd. Dużo żeby to szybko zrozumieć i sprawnie przejść cały proces. Należałoby to systemowo poukładać, wprowadzić jakiś rodzaj zależności pomiędzy PAIH i specjalne strefy ekonomiczne. Same SSE stoją przed największym wyzwaniem. Ustawa o specjalnych strefach ekonomicznych skończy funkcjonować na koniec 2026 roku. To oczywiście nie oznacza, że Polska Strefa Inwestycji przestanie istnieć ale skończy się m.in. największy strumień przychodów dla spółek strefowych. Części z nich może grozić upadłość. To ostatni moment aby się temu przyjrzeć i rozpocząć plan konsolidacji i niejako wymyślenia stref na nowo, tak aby były one również realnie w stanie podejmować zadania inwestycyjne. Dzisiaj na przygotowanie dobrego terenu inwestycyjnego stać tylko niektóre z nich, a to jak już wiemy ma kluczowe znaczenie jeżeli chodzi o atrakcyjność inwestycyjną.

Reasumując Polska dzisiaj jest w dobrym miejscu, ale największy błąd jaki nowy rząd może teraz popełnić to błąd zaniechania. Trzeba działać szybko aby pozostać w światowej czołówce, tym bardziej, że już nie przyciągamy inwestorów tylko położeniem geograficznym, czy kosztami pracy, a świat wszedł w nową fazę rywalizacji o fdi poprzez tzw. wojnę na pomoc publiczną. Zarówno Stany Zjednoczone jak i Unia Europejska uruchomiły programy, które otwierają drogę do dużego wsparcia nie tylko w krajach rozwijających się ale także w takich jak Niemcy czy Francja i z nimi również aktualnie rywalizujemy. Dzisiaj naszymi konkurentami nie są tylko kraje z naszej części Europy, ale także Hiszpania, Niemcy, Francja, a w ostatnim czasie także Maroko, Tunezja, czy Egipt.

Zegar tyka, pytanie, czy zdążymy w porę się przebudzić

Krzysztof Drynda – b. prezes PAIH, ekspert, współpracuje m.in. z firmami doradczymi Tias i Hickey and Associates