Na Ukrainie szykuje się radykalna zmiana kodeksu pracy. Wg ekspertów zapowiadane zmiany doprowadzą do nowej fali emigrantów zarobkowych. Tymczasem nad Dnieprem brakuje rąk do pracy i zdaniem naukowców kraj nie poradzi sobie bez imigrantów.

Obowiązujący dziś kodeks pracy na Ukrainie pochodzi jeszcze z 1971 r. Przymiarki do jego zastąpienia trwają od lat i zgodnie z zapowiedziami już od nowego roku ma obowiązywać nowe ustawodawstwo pracy.

Coraz mniej ochrony

„Zobaczycie kodeks pracy, który będzie bardzo liberalny, może nawet za bardzo liberalny dla pracodawcy. Będziemy starali się stworzyć dla biznesu bardzo proste i tanie warunki tworzenia i likwidacji miejsc pracy, żeby tworzyli więcej miejsc pracy w Ukrainie. Chcemy, żeby w ciągu pięciu lat powstały miliony miejsc pracy. To oznacza, że będziemy trochę dyskryminować pracownika najemnego” – tłumaczyła istotę zmian przewodnicząca parlamentarnego komitetu do spraw polityki socjalnej i ochrony praw weteranów Galina Tretiakowa.

Wśród zapowiadanych zmian znalazły się m.in. umowy o pracę na czas określony i praca freelancerów – czyli odpowiednik polskich „śmieciówek” i pracy na umowę zlecenia, podrywających stabilność finansową pracowników i ich rodzin. Zniesione ma zostać obowiązujące dziś ograniczenie czasu pracy do 40 godzin w tygodniu.

Reklama

„Można po prostu zachorować psychicznie, bo te krótkoterminowe kontrakty mogą być na miesiąc, czy dwa. I wiesz, że nad twoją głową wisi kontrakt” – komentował znaną Polakom praktykę „śmieciówek” szef Niezależnego Związku Zawodowego Górników Mychajło Wołynec.

"Zniszczenie praw pracowniczych nie poprawi stanu gospodarki, bo niewolnicy nie pracują dobrze."

„To zagrożenie dla pracowników w całym kraju. Zaplanowane zniszczenie praw pracowniczych nie doprowadzi do pozytywnego skoku w gospodarce, bo niewolnicy nie pracują dobrze. Sprawia to wrażenie, że komuś bardzo zależy, żeby więcej Ukraińców jechało na emigrację zarobkową i budowało gospodarkę Polski, Czech czy Węgier” – oceniał szef związku zawodowego pracowników lotnictwa Weniamin Tymoszenko.

W parlamencie czeka na rozpatrzenie jeszcze jeden projekt zmian uderzający w pracowników – radykalnie zmniejszający kary za niezawieranie przez pracodawców umów o pracę i nielegalne zatrudnienie. W zasadzie gwarantuje pracodawcom bezkarność w przypadku takiego naruszania prawa pracy.

Więcej impulsów do wyjazdu

We wrześniu ukraiński parlament przyjął ustawę radykalnie ograniczającą krąg osób uprawnionych do wsparcia socjalnego. Na interesujący, a zazwyczaj pomijany, aspekt związany z tą decyzją zwrócił uwagę ukraiński ekonomista Ihor Harbaruk.

Wprowadzono wówczas dodatkowe warunki, które trzeba spełnić by otrzymać wsparcie finansowe ze strony państwa. W efekcie liczba osób, które otrzymują subsydia zmniejszyła się o połowę.


Jeśli rząd i parlament będą wprowadzać nowe reguły i ograniczenia, zmuszając ludzi do udowadniania urzędnikom swojego ubóstwa i niezdolność do przeżycia bez pomocy socjalnej, to doprowadzi to do jeszcze bardziej gwałtownego zwiększenia emigracji zarobkowej zdolnych do pracy obywateli. „Oni zrozumieją, że państwo ich kolejny raz oszukało, pozbawiło nadziei na socjalne wsparcie i nie może wszystkim obywatelom gwarantować wziętych na siebie zobowiązań. Więc ludzie będą wyjeżdżać, nie tylko sami, ale i wywozić z kraju rodziny i dzieci. Nad Dnieprem zostaną tylko pracownicy sfery budżetowej i emeryci” – ocenia Harbaruk.

"Coraz trudniej ukraińskim pracownikom uzyskać za należną pracę zapłatę."

Jeszcze jeden czynnik sprzyjający emigracji to fakt, że coraz trudniej jest ukraińskim pracownikom uzyskać za należną pracę zapłatę. Rośnie zadłużenie z tytułu zarobków – według danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy w październiku wynosiło już 3,14 mld hrywien czyli ok. 0,5 mld zł i było o 11,5 proc. wyższe niż miesiąc wcześniej.

Najbardziej, bo aż o 70 proc., zadłużenie wzrosło w służbie zdrowia, co czyni ten sektor szczególnie podatnym na odpływ emigrantów zarobkowych. Niemal dwie trzecie stanowiło zadłużenie w aktywnych gospodarczo przedsiębiorstwach, które nie wypłacając pracownikom pensji na ich koszt finansują swoją działalność. W stosunku do września wzrosło ono aż o 18,8 proc.

Zmiany kodeksu pracy mogą okazać się dla ukraińskiej gospodarki prawdziwym strzałem w kolano. Już dziś biznes narzeka na deficyt pracowników – 38 proc. firm skarży się, że z powodu braku chętnych do pracy nie może się rozwijać.

Na Ukrainie, która stała się głównym w regionie dawcą emigrantów zarobkowych, coraz poważniej analizowane są możliwości przyciągania siły roboczej z innych krajów. Tyle że po osłabieniu praw pracowników i przy znacznie niższych niż u sąsiadów zarobkach ich znalezienie będzie mało realne.

Następny odpływ

Wasyl Woskobojnyk z Ukraińskiego Stowarzyszenia Międzynarodowego Pośrednictwa Pracy ocenia, że w przyszłym roku Ukrainę czeka nowa fala emigracji zarobkowej. „Związane to jest z otwarciem rynku pracy przez Niemcy. Jednak nie ma co oczekiwać, że Ukraińcy znajdą na nim swoje miejsce. W przypadku emigracji zarobkowej trzeba rozumieć, że są kraje, w których Ukraińców biorą do pracy z zadowoleniem – to Czechy, państwa bałtyckie, Polska, Węgry, Słowacja – i są kraje, gdzie Ukraińcy nie są potrzebni – to państwa skandynawskie, Dania, Szwecja , Niemcy” – komentował.

W Polsce wciąż próbuje się ocenić, jakie są możliwości pozyskania nowych pracowników z Ukrainy. Woskobojnyk zwraca uwagę, że problemem potencjalnych, zagranicznych pracodawców nie jest to, że nad Dnieprem nie ma już chętnych do pracy za granicą, ale to, że rynek pośrednictwa zdominowany jest przez oszustów pobierających od chętnych emigrować opłaty za oferty pracy nieodpowiadające realnym warunkom, a często po prostu fikcyjne.

W jego ocenie pojawiające się szacunki dotyczące możliwości emigracji i jej faktycznego stanu są „wzięte z sufitu”. „Niestety w związku z tym, że my nawet nie mamy pojęcia, ilu obywateli żyje na Ukrainie, to nie możemy mówić o tym, że mamy jakąś świeżą statystykę mówiącą o tym, ilu ludzi wyemigrowało za pracą” – komentował.

Kto zastąpi Ukraińców nad Dnieprem?

Ołeksij Pozniak z Instytutu Demografii i Badań Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy uważa, że nie ma większych szans na to, by większość z tych Ukraińców, którzy wyemigrowali do pracy, wróciła kiedyś do domu.

Część z nich nie wróci i wybierze życie za granicą, część mogłaby wrócić, ale pod warunkiem szybkiego wzrostu gospodarczego w kraju, któremu towarzyszyłaby przemyślana polityka państwa nastawiona na ściągnięcie ich z powrotem i włączenie do obiegu gospodarczego.

"Nawet gdyby wszyscy wrócili, to i tak Ukraina zetknie się z problemem braku rąk do pracy."

Zwraca też uwagę, że nawet gdyby wszyscy wrócili, to i tak Ukraina zetknie się z wyzwaniami podobnymi do tych, przed którymi stanęła Polska – brakiem rąk do pracy. By zapewnić rozwój ukraińskiej gospodarki potrzeba dodatkowych milionów pracowników.

Przed 2014 r. szacowano, że Ukraina zetknie się z tym problemem już w 2025 r. Zajęcie Krymu przez Rosjan i związane z tym załamanie ukraińskiej gospodarki nieco odsunęły go w czasie.

Szans ratunku Ukraina szuka w otwarciu na emigrantów zarobkowych z innych regionów – biednych krajów Azji i Afryki i byłych sowieckich republik, takich jak Kirgizja czy Tadżykistan. Jako prawdopodobną ocenia Pozniak migrację z Chin, zwracając uwagę, że poziom życia na Ukrainie jest dziś wyższy niż w przeludnionych, wiejskich regionach Państwa Środka.

Ukraińscy naukowcy zwracają przy tym uwagę na zagrożenia związane z napływem dużej masy odległych kulturowo imigrantów. „Trzeba zrobić tak, żeby przy wzroście strumieni migracyjnych uchodźcy z innych krajów kontaktowali się z już zintegrowanymi rodakami, to przyspieszy ich integrację. W przeciwnym razie zintegrowanie wielkich grup migrantów będzie faktycznie niemożliwe i doprowadzi do stworzenia narodowych enklaw, które będą żyć swoim życiem, poza ramami prawnymi Ukrainy” – przestrzega Ołeksij Pozniak.

Za wzór rozwiązywania problemów z integracją imigrantów stawia się Polskę, przeciwstawiając polskie rozwiązania zasadzie multikulturalizmu przyjętej przez państwa zachodnie.

Autor: Michał Kozak