Niska wartość korony, mniejszy udział wpływów ze sprzedaży węglowodorów oraz niestabilna sytuacja na rynkach globalnych najprawdopodobniej doprowadzą do wyhamowania norweskiej gospodarki w latach 2020-2021. Wśród ekonomistów panuje przekonanie o uzasadnionych powodach do lekkiego niepokoju. Nie brakuje też alarmujących sygnałów.

„Mrocznym trendem” w norweskiej gospodarce nazwał ostatni okres komentator ekonomiczny Jon Hustad, analizując dane z raportu opublikowanego na początku stycznia przez Norweskie Centralne Biuro Statystyczne SSB. Z lektury dokumentu płyną, według niego, nie skłaniające do optymizmu wnioski. Okazuje się bowiem, że rzeczywisty poziom dochodów Norwegów, czyli taki, który uwzględnia zmiany cen, jest obecnie niższy w porównaniu do 2015 r. To o tyle zadziwiające, że 2015 r. był rokiem eskalacji kryzysu w branży surowcowej, który wybuchł rok wcześniej. Precyzyjne szacunki wskazują, że realny dochód przypadający na gospodarstwo domowe jest o 8000 koron niższy niż w 2015 r. W interpretacji danych SSB Husted posuwa się jednak dalej twierdząc, że równie słabego wzrostu płac w Norwegii nie odnotowano od zakończenia II wojny światowej. Jak sam przyznaje, tego typu sytuacja jest bezprecedensowa w czasach pokoju.

Hustad wskazuje również, że efektem rządów konserwatywnego gabinetu Erny Solberg będzie niski wzrost gospodarczy. Prognozuje, że będzie to wynikać przede wszystkim ze zwiększonego udziału państwa w gospodarce. Høyre tradycyjnie hołdowało zasadzie, że motorem wzrostu gospodarczego ma być przede wszystkim sektor prywatny. W ostatnich latach jednak doszło do wyraźnego odejścia w drugą stronę. Według szacunków SSB rośnie udział sektora publicznego w norweskiej gospodarce. Tylko w latach 2013-2016 był to wzrost rzędu 4,1 proc.

>>> Czytaj też: Ryfylke, czyli cud norweskiej inżynierii drogowej. Ten tunel bije światowe rekordy

Co prawda inni eksperci nie wieszczą tak złowrogich scenariuszy dla norweskiej gospodarki, jednak w zgodnej opinii większości należy spodziewać się spowolnienia. Fantastyczny wzrost gospodarczy, którego doświadczyła norweska gospodarka, jest już tylko wspomnieniem. Według raportów opublikowanych jeszcze przed Bożym Narodzeniem Norwegów czeka finansowa sinusoida. Prognozuje się, że 2020 może być pod tym względem najgorszym rokiem od czasów kryzysu paliwowego, który wybuchł w 2014 r. Czy jednak można mówić już o preludium recesji? Według niektórych analityków norweska gospodarka zaczyna ostrożnie wyhamowywać. Ponadto dochodzi do tego rosnący niepokój w branży handlowej. Tradycyjna sprzedaż musi opierać się coraz większym naciskom ze strony handlu elektronicznego. Można zaobserwować też bankructwa małych przedsiębiorstw zajmujących się głównie handlem. W konsekwencji prawdopodobnie nieznacznie wzrośnie bezrobocie. Równocześnie przybywa wiele nowych miejsc pracy w sektorze publicznym. Dotyczy to zarówno samych zatrudnionych, jak i podwykonawców i dostawców. Wśród nich panuje przekonanie, że upłynie jeszcze sporo czasu, nim będzie można dostrzec pierwsze symptomy kryzysu.

Reklama

Pomimo niemal hiobowych wieści artykułowanych przez Hustada, inni ekonomiści zwracają uwagę, że wzrost płac był jednak zauważalny w ostatnim okresie. Dotyczy to szczególnie ostatniego roku, podczas którego wzrost płac wyniósł 1,1 proc. Nieco gorzej sytuacja wyglądała w latach 2017-2018. Wciąż jednak utrzymywał się nieznaczny trend wzrostowy. W przedmiocie potencjalnego zwiększania zarobków największą przeszkodą jest pikująca norweska waluta. Na koniec grudnia 2019 r. za 1 euro trzeba było zapłacić niemalże 10 koron (9,9). W porównaniu z analogicznym okresem w 2015 r. było to niecałe 8,5 korony. Mamy zatem do czynienia z osłabieniem korony względem euro o około 15 proc. Zgubną konsekwencją słabej kondycji norweskiej waluty jest rosnąca inflacja, która również oddziałuje na spowolnienie wzrostu wynagrodzeń.

Potencjalne wyhamowanie norweskiej gospodarki dostrzegają też międzynarodowi eksperci. W pierwszej połowie grudnia OECD przygotowała specjalny raport dotyczący prognoz dla norweskiej ekonomii na lata 2020-2021. Według szacunków autorów raportu wzrost gospodarczy wyniesie 2 proc. w 2020 r. oraz 1,7 proc. w roku następnym. Nieco bardziej optymistyczne zestawienie przygotowało Norweskie Centralne Biuro Statystyczne SSB. W bieżącym roku wzrost ma się zamknąć na poziomie 2,4 proc. Natomiast w 2021 r. nastąpi wyhamowanie do wartości 1,9 proc. Bez względu na różnice wynikające z prognoz, wydaje się niemal przesądzone, że najbliższe dwa lata nie będą czasem prosperity dla norweskiej gospodarki. Co szczególnie ciekawe, podkreśla się daleko idące uzależnienie od surowców naturalnych. Według niektórych ekonomistów prawdziwym powodem do niepokoju jest fakt, że poza ropą naftową i gazem, Norwegia ma stosunkowo niewiele do zaoferowania w ujęciu całościowego udziału w gospodarce. Konkurencyjność, która jawiła się jako jeden z powodów do dumy Norwegów, w ostatnim okresie jest na niewysokim poziomie. Nawet, jeśli odbiła się nieco korzystając z niskiego kursu korony, to i tak Norwegia pozostaje w tyle za europejskimi liderami. Powodów można upatrywać m.in. w wyżej wymienionym wzroście udziału sektora publicznego w krajowej gospodarce.

>>> Czytaj też: Niemcy detronizują Norwegię. Stały się największym europejskim rynkiem samochodów elektrycznych

Autor: Sergiusz Moskal, ISW