Przygotowania do głosowania kopertowego – łącznie z drukiem kart – rozpoczną się, jeszcze zanim wejdzie w życie ustawa, na podstawie której mają się odbyć wybory – wynika z ustaleń DGP.
Rząd planuje wystawić przynajmniej 35 tys. skrzynek do głosowania, które będą pełniły funkcję urn. W dniu wyborów staną one przed dotychczasowymi siedzibami 27 tys. obwodowych komisji wyborczych oraz przed 7,5 tys. urzędów pocztowych. Do nich wrzucać mamy koperty z wypełnionymi kartami do głosowania, które wcześniej dostarczą nam listonosze. Plan zakłada, że będą oni chodzić po domach w parach. Z jednej strony chodzi o to, by uniknąć pomyłek, z drugiej – by przy każdym doręczeniu obecny był świadek. Niewykluczone, że listonosze otrzymają za to dodatkowe wynagrodzenie.
Premier, działając na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu COVID-19, wydał już polecenie przygotowania do wyborów Poczcie Polskiej oraz Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Nasi rozmówcy twierdzą, że to wystarczająca podstawa do ruszenia w najbliższych dniach z drukiem kart do głosowania. Zdaniem konstytucjonalistów lepiej poczekać na ustawę i rozporządzenia. – To wykraczanie poza regulacje prawne przyjęte na okoliczność zwalczania epidemii, a nie na okoliczność przygotowania i przeprowadzania wyborów – mówi dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
PWPW na dniach ma rozpocząć druk kart do głosowania i instrukcji
– Na 60 proc. wybory odbędą się 10 maja. Drugim terminem jest 17 maja – mówi nasz rozmówca z obozu rządowego. Ale scenariusz PiS może wywrócić Porozumienie Jarosława Gowina. Stanie się tak, jeśli jego posłowie poprą senackie pomysły opozycji. Ten plan nie jest jednak pewny.
Reklama
– Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek z opozycji mógł dążyć do tego, by wybory odbyły się w maju – mówił wczoraj Borys Budka. Równocześnie jednak PSL wcale nie zależy na przenoszeniu wyborów na przyszły rok.
– Większość polityków Porozumienia już popierała głosowanie korespondencyjne. Nie ma powodu, by nie zrobili tego tym razem. Nikt nie chce przejść do historii jako sprawca rozpadu rządu w trakcie światowej pandemii – zauważa polityk związany z Nowogrodzką.

Ten nasz wyborczy kontredans

Decyzja premiera, w której poleca PWPW i Poczcie Polskiej rozpoczęcie przygotowań do wyborów korespondencyjnych, stanowi wystarczającą podstawę prawną także do rozpoczęcia druku kart wyborczych – przekonują nas rozmówcy z rządu.
Chodzi o pismo, które premier w ubiegłym tygodniu przesłał do obu spółek (o czym informował RMF FM). Jak ustaliliśmy, Mateusz Morawiecki powołuje się w dokumencie m.in. na art. 11 ust. 2 ustawy antykryzysowej z 2 marca mówiący, że prezes Rady Ministrów może, w związku z przeciwdziałaniem COVID, wydawać wiążące polecenia. Na tej podstawie zleca spółkom rozpoczęcie przygotowań do wyborów korespondencyjnych, „w szczególności poprzez przygotowanie struktury organizacyjnej, zapewnienie niezbędnej infrastruktury oraz pozyskanie koniecznych zasobów materialnych i kadrowych”.

Rozporządzenie przed ustawą

Tak sformułowana decyzja ma stanowić parasol ochronny przeciwko ewentualnym zarzutom, że przygotowania do wyborów rozpoczęto bez podstawy prawnej – w tym przypadku bez ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na prezydenta w 2020 r. (jest w Senacie, wejdzie w życie najwcześniej w maju) oraz wynikających z niej rozporządzeń, określających wygląd karty wyborczej. – Projekt rozporządzenia jest gotowy. Możemy zacząć przygotowania na mocy polecenia premiera, a rozporządzenie wydać później. Przecież nie będzie tak, że wydrukujemy karty zgodnie z projektem, a potem nagle zmienimy treść rozporządzenia – przekonuje nasz rozmówca. Inny dodaje, że pretekstem mogą być istniejące rozwiązania dotyczące głosowania osób w kwarantannie (które mogą głosować korespondencyjnie). Może to jednak budzić wątpliwości prawne, tzn. lepiej byłoby poczekać na wejście w życie ustawy.
Zapytaliśmy Pocztę Polską, jakie działania podjęto w związku z wydanym poleceniem premiera. – Z uwagą śledzimy prace legislacyjne w zakresie wyborów korespondencyjnych i czekamy na ostateczny kształt ustawy, a także na akty wykonawcze. Jednocześnie we współpracy z Ministerstwem Aktywów Państwowych wypracowywane są szczegółowe rozwiązania w zakresie możliwości obsługi procesu wyborczego przez Pocztę Polską – odpowiada Justyna Siwek, rzeczniczka Poczty. Jak dodaje, pracownicy na bieżąco są wyposażeni w środki ochrony osobistej.
W PWPW o trwających przygotowaniach wie bardzo wąskie grono osób z kierownictwa spółki, a największe obawy dotyczą nie tyle druku kart (wytwórnia być może znajdzie podwykonawców), ile ewentualnego konfekcjonowania pakietów wyborczych.

Urnopilnowacze

Możliwe, że przy okazji wyborów kopertowych pojawią się dodatkowe zachęty finansowe dla pracowników Poczty. – Listonoszy jest ok. 25 tys., na dziś absencja to jakieś kilkanaście procent. Jeśli firma złoży deklarację o jakimś dodatkowym wynagrodzeniu, a do tego dojdzie dobrowolny nabór z pozostałych kilkudziesięciu tysięcy pracowników, by listonoszom ktoś towarzyszył, to problemu z dystrybucją pakietów wyborczych raczej nie będzie. Powinno to zająć ok. trzech dni – ocenia Sławomir Redmer, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Jego zdaniem możliwe są dwie ścieżki finansowego docenienia listonoszy. Pierwsza to zapłacenie im od sztuki, czyli od każdego dostarczonego pakietu wyborczego. Tyle że to premiowałoby listonoszy z dużych miast, którzy obsługują gęsto zaludnione rejony. Druga opcja to dodatek do dniówki.
Przedmiotem szczegółowych ustaleń są także urny wyborcze, w ustawie PiS określane jako „nadawcze skrzynki pocztowe operatora wyznaczonego”. Na dziś założenie jest takie, że staną przed każdym lokalem wyborczym (ponad 27 tys.) i urzędem pocztowym (7,5 tys. placówek Poczty Polskiej). Jeśli każdej z nich miałby pilnować policjant, oznaczałoby to zaangażowanie do tego zadania średnio co trzeciego funkcjonariusza w kraju. Dlatego rozważane jest zaangażowanie kolejnych służb, być może straży miejskich, które od niedawna ściśle współpracują z policją w związku z pandemią.

Rafy Gowina

PiS trzyma twardo kurs na wybory majowe. Czy okaże się to realne, zależy od jego koalicjanta Jarosława Gowina, który wyborom w maju mówi „nie”. – Skoro nie ma zgody na proponowaną przez nas zmianę konstytucji i wydłużenie kadencji prezydenta do 7 lat, to rozwiązaniem alternatywnym może być krótki, nawet jednodniowy, stan klęski żywiołowej i wybory w sierpniu. Ta propozycja leży na stole. Wybory 10 maja w moim przekonaniu są niemożliwe – podkreślał Gowin po spotkaniu z szefem PO Borysem Budką. Ten ostatni konstytucyjnym pomysłom Porozumienia mówi „nie” i przedstawia własny plan. To wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i wybory prezydenckie 16 maja 2021 r. Miałaby do tego doprowadzić zmiana ustawy o stanie klęski żywiołowej, na mocy której po 30 dniach stanu epidemii z automatu wprowadzany jest stan klęski żywiołowej. Szczegóły tego pomysłu są jednak dopiero dopracowywane. Już wiadomo, że Jarosław Gowin jest wobec nich sceptyczny.
Ale szef Porozumienia wraz z opozycją mogą podstawić nogę pomysłom majowych wyborów. Wystarczy, że opozycja skoryguje w Senacie ustawę o głosowaniu korespondencyjnym i np. zaproponuje wydłużenie jej vacatio legis, a potem Gowin i jego ludzie w Sejmie poprą te pomysły. PiS liczy na to, że były wicepremier nie zmobilizowałby wszystkich swoich szabel. – Ma co najmniej trzy, może cztery głosy, ale ile więcej – trudno teraz przewidywać – mówi nam polityk tego ugrupowania, licząc, że reszta gowinowców sprzeciwi się pomysłom opozycji. Stanowisko Senatu jest odrzucane większością bezwzględną.