Miller odnotowuje, że po uwięzieniu przywódcy rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego wróciła debata dotycząca ukarania Kremla. W poniedziałek ministrowie spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej zgodzili się na nałożenie sankcji na rosyjskich urzędników.

Te działania w ocenie publicysty "NYT" "raczej nie usatysfakcjonują krytyków Kremla", gdyż wielu z nich domaga się kroków wobec "ulubionego projektu prezydenta (Rosji) Władimira Putina" - gazociągu Nord Stream 2, łączącego Rosję z Niemcami.

"Projekt przetrwał już ostry sprzeciw wielu krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych. Niemcy (...) są zdecydowane, by go dokończyć. Pozostało mniej niż 100 mil (ok. 160 km), budowa jest prawie ukończona. Jednak traktowanie Nawalnego i jego zwolenników po raz kolejny podało projekt w wątpliwość" - zauważa Miller.

"Poprzednik tego rurociągu, Nord Stream, który został ukończony w 2012 roku i także biegnie pod wodą (Morza Bałtyckiego) bezpośrednio z Rosji do Niemiec, był również kontrowersyjny. Wschodni sąsiedzi Niemiec obawiali się, że Rosja może odciąć im gaz, jednocześnie kontynuując dostawy do Niemiec. W takim przypadku mieszkańcy Europy Wschodniej musieliby sami stawić czoło Kremlowi" - przypomina profesor Tufts University.

Reklama

Od czasu ukończenia Nord Streamu "krajobraz energetyczny Europy uległ zmianie". "Chociaż Rosja dostarcza około 40 procent europejskiego gazu ziemnego, głównie rurociągami biegnącymi przez Białoruś i Ukrainę, nie jest już dominującą siłą, jak kiedyś. W znacznej części Europy Wschodniej, gdzie gaz wysyłany był prawie wyłącznie z Rosji, wiele krajów, w tym Polska i Litwa, kupuje obecnie skroplony gaz ziemny ze Stanów Zjednoczonych lub Norwegii" - zauważa Miller. Podkreśla, że osłabieniu uległa monopolistyczna pozycja Gazpromu.

To jego zdaniem oznacza, że Nord Stream 2 "będzie miał niewielki wpływ na bezpieczeństwo energetyczne większości krajów europejskich".

Jednocześnie jest "jeden oczywisty przegrany" gazociągu - Ukraina. "Znaczna część rosyjskiego gazu wysyłanego obecnie do Europy przepływa przez ten kraj. Ale gdyby Nord Stream 2 został ukończony, a Rosja znacznie ograniczyłaby przesył gazu przez Ukrainę, Kijów straciłby ponad miliard dolarów rocznie na opłatach tranzytowych" - pisze publicysta "New York Timesa".

W ocenie Millera "to powinno wystarczyć, by wspierający Ukrainę Niemcy wycofali się z projektu".

Są jednak ku temu także inne powody. "Niewielu sojuszników Niemiec popiera rurociąg, a francuscy przywódcy ostatnio wzywają do porzucenia go. Wielu Europejczyków postrzega (wsparcie Berlina dla Nord Stream 2 - PAP) jako rażący przykład niemieckiej hipokryzji (...)" - wymienia. Co więcej, nowy gazociąg "słabo pasuje do wizerunku Niemiec jako lidera w dziedzinie zielonej energii".

"Dlaczego więc Niemcy chcą rurociągu? Zwolennicy w Berlinie przytaczają dwa argumenty. Po pierwsze, że zapewni on gaz, który zastąpi węgiel i energię atomową, z której Niemcy się wycofują. Po drugie, że kupowanie gazu z Rosji złagodzi politykę zagraniczną Kremla. Żaden argument nie jest przekonujący" - pisze Miller.

Co więcej, Nord Stream 2 "stawia Berlin w konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi, które już nałożyły sankcje finansowe na firmy pomagające w budowie" tego projektu. Gazociąg ten - jak zauważa Miller - to jedna z nielicznych spraw, wokół których w Kongresie panuje ponadpartyjna zgoda. "Nałożenie sankcji pozwala amerykańskim politykom brzmieć surowo wobec Putina niewielkim kosztem" - stwierdza publicysta.