W sobotę Platforma Obywatelska wybrała przewodniczącego, którym został Donald Tusk (jako jedyny kandydat otrzymał 97,4 proc. głosów), a także szefów regionów i powiatów. W sześciu regionach była rywalizacja o fotel przewodniczącego między co najmniej dwoma kandydatami (w Lublinie było ich aż trzech).

Lider PO Donald Tusk wypowiedział się publicznie w sprawie kandydatów na szefów regionu pomorskiego i dolnośląskiego.

Na Pomorzu poparł jedyną kandydującą na szefa regionu kobietę - Agnieszkę Pomaską, której konkurentem był marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk.

Na Dolnym Śląsku poparł prezydenta Wałbrzycha Romana Szełemeja, z którym rywalizował poseł KO Michał Jaros.

Reklama

Jednak 23 października i Pomaska, i Szełemej przegrali w swoich regionach. Czy można to interpretować jako formę wotum nieufności dla Tuska ze strony regionalnych działaczy? Pytani o to politycy PO zarówno w oficjalnych, jak i nieoficjalnych rozmowach przekonują, że nie jest to właściwa interpretacja.

Wypowiadała się na ten temat m.in. była posłanka i europosłanka PO Julia Pitera, przekonując w Radiu TOK FM, że o zwycięstwie Struka nad Pomaską zdecydowały "lokalne klimaty", często trudne do zbadania w centrali. "Mieczysław Struk jest marszałkiem województwa, więc on przynosi to dobro, czyli finansowanie rozmaitych inwestycji. Z punktu widzenia praktycznego i pragmatycznego rozumiem, że jest trochę lepiej znany poza obszarem Trójmiasta" - wyjaśniła.

Potwierdza to w rozmowie z PAP prominentny polityk PO z Pomorza, który przekonuje, że siłą Struka było to, iż jest samorządowcem, ponieważ ci, którzy na niego głosowali, też byli samorządowcami. "Tu nawet nie chodzi o to, że jak marszałek województwa dysponuje pieniędzmi. Chodzi o to, że jako samorządowiec rozumie problemy innych samorządowców i jest przez nich traktowany jako swój. Natomiast Pomaska jest utożsamiana z wielką polityką i z Warszawą" - wyjaśnia ten polityk.

Inni też przekonują, że rywalizacja Pomaska - Struk to była walka trójmiejskiej centrali, uosabianej przez Pomaską z terenem z województwa pomorskiego - uosabianym przez marszałka. Wygrał teren.

Nieco inna sytuacja była na Dolnym Śląsku, choć tu też regionalni politycy PO przekonują, że porażki Szełemeja nie można interpretować jako żółtej kartki dla Tuska. Zdaniem senatora Bogdana Zdrojewskiego, który był wśród popierających Michała Jarosa, poseł KO wygrał, ponieważ zapowiadał zmiany, natomiast Roman Szełemej był przez większość działaczy postrzegany jako przedstawiciel staus quo.

Inny polityk dolnośląski mówi wprost, że powodem porażki Szełemeja było poparcie udzielone mu przez dotychczasowego p.o. lidera Grzegorza Schetynę. "Jak Szełemeja poparł Tusk, to mógł nawet dzięki temu uzyskać niezły wynik. Jednak Schetyna sprzedał mu pocałunek śmierci, bo gdy ludzie zobaczyli, iż popiera prezydenta Wałbrzycha, od razu uznali, że nie będzie on samodzielny" - mówi rozmówca PAP.

Teraz przed PO ukonstytuowanie się nowej Rady Krajowej i wybór nowego Zarządu Krajowego, w którym w myśl statutu będzie aż 10 wiceprzewodniczących (dotąd było czterech). Połowę wiceprzewodniczących mają stanowić kobiety. Rada Krajowa ma się zebrać w listopadzie.