Z Janem Kubikiem rozmawia Kacper Leśniewicz
Kieruje pan międzynarodowym zespołem ekspertów badających populizm - co się takiego wydarzyło, że populiści są tak silni w Europie Wschodniej?
Wpływ na to ma kilka czynników. Na pewno transformacja systemowa - cena, którą ludzie zapłacili za zmiany, jest nierówno rozłożona na poziomie klas społecznych oraz regionalnie. Ludzie mieszkający w małych miastach, rejonach poprzemysłowych czy na wsiach mają poczucie osamotnienia. Odwróciły się od nich elity polityczne, które forsowały własne wartości, a państwo i jego instytucje w coraz mniejszym stopniu są w stanie zapewnić im wsparcie. Rynek pracy jest niepewny, partie postawiły na klasę średnią, zaś do tego w mediach najczęściej peryferie są przedstawiane przez pryzmat negatywnych skojarzeń. Efekt? Poczucie zagubienia i kulturowego wykorzenienia.
Jaki jest więc patent populistów na peryferie?
Spójrzmy na Węgry - Viktor Orbán po przegranych wyborach w 2006 r. przystąpił do budowy oddolnego ruchu „kół obywatelskich”. Analizy socjologów pokazują, że była to mozolna praca u podstaw - wiele inicjatyw samopomocowych i charytatywnych, wymyślanie nowych świąt, które wspólnie przeżywano, wycieczki edukacyjne oraz pielgrzymki, festiwale jedzenia, nawet szkolenia ze składania skarg na skandalizujące treści w mediach.
Szeroki obywatelski front.
Powstało coś w rodzaju konglomeratu dużych ruchów religijnych, patriotycznych, politycznych, zawodowych, rodzinnych, kobiecych, młodzieżowych i obywatelskich. Budowanie wspólnoty poprzez obywatelską aktywność było kluczowe dla ugruntowania i rozszerzania społecznych podstaw prawicowej polityki.
Dając polityczne zwycięstwo partii Orbána.
Tak, dzięki pracy u podstaw Fidesz zyskał większość konstytucyjną. U nas proces ten wyglądał podobnie, a wykorzystał go PiS. Badacze z Polski oraz Węgier wskazali na wiele podobieństw między oboma krajami nie tylko na poziomie politycznej aktywności, lecz także - co zaskakujące - budowy prawicowego społeczeństwa obywatelskiego. Dobrym tego przykładem są kluby „Gazety Polskiej”.
Ivan Krastev i Stephen Holmes postawili w książce „The Light That Failed” tezę, że za rosnącym poparciem dla populistów w naszej części Europy stoi sprzeciw wobec naśladowania Zachodu.
Jest grupa ludzi, która zaczęła wyrażać niechęć wobec tego, co kryje się za pojęciem „imitacji”. Mogą to być kwestie związane z wartościami, modelami życia, lecz też wolnorynkową gospodarką. Jednak ten proces jest bardziej skomplikowany, bo bunt przeciw imitacji to tylko jeden z czynników generujących populistyczny zwrot.
Co odgrywa ważniejszą rolę w tym procesie: kultura czy ekonomia?
Tego rodzaju wyjaśnienia upraszczają rzeczywistość, a warto pomyśleć o szerszej gamie czynników. Jest np. czynnik polityczny. Moim zdaniem w obszarze polityki znaczenie ma rosnące zniechęcenie do klasycznego systemu partyjnego. Widać, że podział na ugrupowania centrolewicowe i centroprawicowe przestaje się sprawdzać na poziomie wyrażania problemów, trosk i interesów znacznych części społeczeństw.
To ciekawy wątek, o którym pisał na łamach „The Guardian” francuski ekonomista Thomas Piketty, zwracając uwagę, że partie zaspokajają potrzeby głównie ludzi dobrze wykształconych i zamożnych.
To mam właśnie na myśli, kiedy mówię o kryzysie istniejącego systemu politycznego. Powinna nas bardzo martwić rosnąca liczba tych, którzy to niezadowolenie wyrażają poprzez poparcie dla radykalnych prawicowych i lewicowych ugrupowań. Spójrzmy choćby na to, co dzieje się we Włoszech, gdzie na takie partie głos oddałoby prawie 50 proc. wyborców. W Polsce i na Węgrzech zniechęcenie wobec politycznego mainstreamu wygląda podobnie. Moim zdaniem nie mniej ważną rolę odgrywa czynnik społeczno-kulturowy.
Czyli?
Pojawiają się nowe sposoby rozumienia rzeczywistości. Bo stare opowieści przestają mieć znaczenie, zaś nowe - zdaniem wielu - stanowią punkt widzenia elity. Bunt wobec nowych znaczeń i wartości narasta. Na tym tle rodzą się wojny kulturowe. Można to obserwować również w Polsce, gdzie prawica podsyca gniew i społeczną niechęć wobec gender i LGBT. W Europie Zachodniej istotniejsza jest kwestia imigracji, ludzie boją się zmiany kompozycji społeczeństwa. Oprócz tego widać popyt na myślenie mityczne, które daje proste odpowiedzi. Teorie spiskowe są formą nowej mitologii. I do tego dochodzi jeszcze zanik tradycyjnych podziałów społecznych.