W jednej z reklam emitowanych podczas ostatniego finału Super Bowl dwóch znajomych spiera się o to, jak jeść mieszankę orzechów. Jeden wygrzebuje je pojedynczo, drugi pcha do buzi garściami. Spór przenosi się do innych stolików w barze, na ulice, w końcu wybuchają zamieszki. Na koniec jeden z przyjaciół komentuje z przekąsem: „Kto by pomyślał, że Ameryka może się tak bardzo podzielić w tak mało znaczącej kwestii”.
Rzeczywistość reklamowa nie odbiega specjalnie od rzeczywistości za oknem. A przynajmniej tej w mediach społecznościowych. Sam niedawno sprowokowałem nie lada spór zamieszczonym na Twitterze wpisem na temat… pomidorów. W lokalnym sklepiku na warszawskim Ursynowie za cztery pomidory malinowe i garść pomidorków cherry zapłaciłem 26 zł. Po powrocie do domu wrzuciłem do sieci zdjęcie mojej zdobyczy wraz z rachunkiem i refleksją, że chociaż media rządowe mogą mi wmawiać, że nigdy nie żyło mi się lepiej, a w Czechach inflacja jeszcze wyższa, to codzienne doświadczenia zakupowe rodzą frustrację. No i rozpętała się mała burza.
*Autor jest doktorem socjologii, doradcą politycznym i współautorem „Podkastu amerykańskiego”
Reklama