Jej autorem jest pisowiec (były!), polityk, prawnik i wykładowca uniwersytecki, Kazimierz M. Ujazdowski, senator opozycji. Autor, by tak powiedzieć, idealny. Książka „Instytucje i ich wrogowie” oparta jest na tekstach publikowanych w ciągu kilku ostatnich lat. Ich zbiór pokazuje, że konserwatyzm w Polsce istnieje, że ma się dobrze i że nie dało się go pożenić z PiS. Pokazuje też, że polityk może być wykształconym i uważnym uczestnikiem gry politycznej; z niecierpliwością czekam na równej jakości publicystykę Elżbiety Witek i Ryszarda Terleckiego.
Dlaczego PiS nie daje rady?
Po pierwsze: konserwatywna prawica chce państwa silnego instytucjami i wspólnotami autonomicznymi wobec rządu centralnego. To we współpracy z nimi rząd osiąga zwycięstwa, w walce z nimi wykrwawia i obóz rządowy, i państwo. „Zapowiadana przez PiS skala zmian zakreśliła bardzo ambitne cele społeczne, gospodarcze, międzynarodowe. Jednak w sferze rządzenia dobre intencje nigdy nie były wystarczającą przesłanką sukcesu. (...) Problemów nie rozwiązuje się zmianami kadrowymi, ale dobrze zbudowanymi procedurami, wyposażonymi w odpowiednie kompetencje nowymi instytucjami, rzetelnością i transparencją prowadzonej polityki. Nie można sobie wyobrazić podjęcia planu Mateusza Morawieckiego, jeśli nie będzie on związany z czystymi regułami tworzenia zarządów i rad nadzorczych spółek skarbu państwa oraz instytucji decydujących o dystrybucji znaczących środków publicznych” - przestrzega Kasandra-Ujazdowski. Być może nawet, przez chwilę, wicepremier Morawiecki myślał podobnie, ale pod wpływem oczywistych wskazówek prezesa PiS przesunął termin realizacji transparencji i zdrowego rozsądku na potem, na czas po wepchnięciu swoich w miejsce „pełowskich”. Tyle że „potem” nigdy się nie ziściło. Podobnie jak „plan Morawieckiego”. Co prawda mały plan Morawieckiego - że zostanie premierem - owszem, udał się, ale już próba błyśnięcia Polskim Ładem przyniosła katastrofy każdego rodzaju.
Reklama