Nam nie zależy na tym, żeby cała gospodarka była w rękach państwowych, bo to jest pomysł z czasów komunizmu, ale udział państwa w strategicznych dziedzinach gospodarki powinien być znaczący – te słowa Jarosław Kaczyński wypowiedział na październikowym spotkaniu z mieszkańcami Puław. Wieńczyły one wywód, którego myślą przewodnią były rosnące rządowe inwestycje (w opozycji do prywatnych) oraz – przede wszystkim – idea „odbijania najbardziej strategicznych części polskiej gospodarki z rąk kapitału zewnętrznego”.
Najbliższa odsłona tego odbijania to zapowiedziany przez ministra Jacka Sasina zakup prywatnej spółki PKP Energetyka przez państwowy koncern PGE. Właścicielem PKP Energetyka jest zagraniczny fundusz CVC Capital Partners. A jako że do CVC należy także sieć sklepów Żabka, to i ona znalazła się na celowniku prezesa PiS. – Sklepy Żabka być może też zostaną wykupione. Idziemy w tym kierunku – zapewnił, wywołując ogólnopolskie poruszenie i inspirując serię kpiarskich i zabawnych memów.
Ale nie ma się z czego śmiać. Filozofia odbijania przez państwo firm inwestorom zagranicznym jest skrajnie niebezpieczna. Wynika albo z cynizmu rządzących, albo z ich głębokiego niezrozumienia działania gospodarki. Oby więc mu do końca nie odbiło. Państwu, oczywiście.

Kto daje i odbiera

Reklama
Odbijanie się zaczęło – i to za poprzednich rządów. Mowa o zaordynowanym przez duet Tusk-Rostowski przejęciu aktywów OFE (głównie obligacji) przez ZUS. To był pierwszy poważny sygnał, że polskie państwo może być względem inwestorów zagranicznych kapryśne (duża część OFE to właśnie podmioty zagraniczne). Drugim była repolonizacja banków, której wielkim zwolennikiem jest nie tylko wierchuszka PiS, lecz także były liberał i premier Jan Krzysztof Bielecki. Zwracam na to uwagę, by było jasne, że ekonomiczny populizm pod flagą biało-czerwoną funkcjonuje pod różnymi szyldami partyjnymi.
I tak, wracając do banków, w 2014 r. bank PKO BP przejął od Finów Nordea Bank Polska. W 2015 r. za pośrednictwem PZU zrepolonizowano Alior Bank, założony przez włoski holding Carlo Tassara. A w 2017 r. doszło do przejęcia pakietu kontrolnego w Pekao S.A. od Włochów z UniCredit (również przez PZU, ale tym razem w kooperacji z PFR). Obecnie państwo bądź jego spółki kontrolują – oprócz wyżej wymienionych – PKO BP, BOŚ Bank oraz Bank Pocztowy. Ponadto państwo posiada własny bank rozwoju: BGK.
Z danych NBP wynika, że od 2014 r. udział banków prywatnych z przewagą kapitału prywatnego w aktywach bankowych spadł z 64,9 proc. do 45,2 proc., przy czym udział kapitału prywatnego pochodzenia polskiego spadł z 5,5 proc. do 5,2 proc., a zagranicznego z 59,4 proc. do 40 proc. W tym czasie kapitał państwowy w bankowości zwiększył udział z 24,1 proc. do 44,4 proc. Oznacza to, że repolonizacja w bankowości w praktyce oznaczała quasi-nacjonalizację, gdyż osłabiając obecność kapitału zagranicznego, nie wzmocniono krajowego prywatnego sektora bankowego, tylko państwowy.
Ostatnia dekada to także quasi-nacjonalizacja sektora energetycznego. Zaczęło się od szwedzkiego Vattenfalla, który w 2012 r. sprzedał udziały PGNiG. W 2017 r. PGE przejęła aktywa Francuzów z EDF Polska, w tym elektrownię w Rybniku. W tym samym roku Enea wykupiła 100 proc. akcji francuskiej ENGIE Energie Polska, właściciela elektrowni w Połańcu. W rezultacie tych zabiegów produkcja energii w Polsce jest dzisiaj rynkiem niemal całkowicie zmonopolizowanym przez państwo i de facto planowanym centralnie. Jak podaje Urząd Regulacji Energetyki, w 2021 r. trzej najwięksi wytwórcy energii elektrycznej – PGE Polska Grupa Energetyczna, Enea, TAURON Polska Energia – „dysponowali w sumie ponad połową mocy zainstalowanych i odpowiadali za ponad dwie trzecie produkcji energii elektrycznej w kraju”, a jeśli chodzi o rynek gazu, to udział PGNiG w sprzedaży do odbiorców końcowych wyniósł aż 88,74 proc.
Na emeryturach, bankowości i energetyce repolonizacja nie kończy. Dotyczy ona też słownika. Rządy wymazały z wokabularza polityk publicznych słowo „prywatyzacja”, bo w jej ramach polskie „srebra rodowe” trafiały często – o zgrozo! – do inwestorów zagranicznych. Jeśli więc pytanie o prywatyzację podmiotów państwowych przed kryzysem 2008 r., brzmiało: „Kiedy?”, a po krachu: „Czy?”, to w połowie drugiej dekady XXI w. padła odpowiedź: „Nigdy!”.