W trakcie swojej pracy dziennikarskiej rozmawiałam z Szymonem Hołownią raz, dokładnie dekadę temu. W duecie z prezenterem Marcinem Prokopem opublikowali wtedy mało znaczącą książkę „Wszystko w porządku”, gdzie opowiadają o ważnych przedmiotach z ich życia (sprawdziłam, dziś na aukcjach można ją kupić za 4 zł). Prokop w rozmowie wyśmiewał problemy zdrowotne Hołowni na planie „Mam Talent” i to, że kiedy na scenie występowała tancerka na rurze, ten odmawiał komentowania występu. Sam Szymon Hołownia prawie się wtedy nie odzywał. Wydał mi się zamknięty i mrukliwy. Gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że 10 lat później będzie on typowany jako kandydat na prezydenta, pewnie parsknęłabym śmiechem.

Dziś jednak zobaczyłam w Sejmie zupełnie innego Hołownię. I uwierzyłam, że jego prezydenckie ambicje mogą nie być wcale na wyrost. A półtora roku w fotelu drugiej osoby w państwie pomogą go do tego przygotować także w wymiarze symbolicznym.

Choć w debacie publicznej wszyscy skupiają się na premierze, to Hołownia formalnie został dziś drugą osobą w państwie. Jeśli prezydent Duda nie będzie mógł pełnić obowiązków, będzie robić to właśnie lider Polski 2050. Sama ta świadomość to psychologiczne przygotowanie do najwyższej odpowiedzialności.

Hołownię będą umacniały także rytuały, które towarzyszą roli marszałka Sejmu. Już dziś, kiedy Hołownia po wyborze na marszałka szedł w asyście Straży Marszałkowskiej na posiedzenie Senatu, zachowywał się zupełnie inaczej, miał pewność siebie, której brakowało mu dekadę temu. Widać było, że czuje się panem sytuacji, do tego stopnia, że - to mała, ale wiele mówiąca rzecz - bez skrępowania zatrzymał całą kolumnę podążających za nim osób, by przyjąć uścisk od klubowego kolegi. Choć na portalu X (dawnym Twitterze) przeczytałam, że „ego Hołowni wystrzeliło w kosmos”, ta rakieta być może zabierze go wprost na Krakowskie Przedmieście.

Reklama

Obstawa, salut szablą, odgrywany dziesiątki razy przy okazji różnych uroczystości przez orkiestrę wojskową Mazurek Dąbrowskiego, decyzyjność i honory pomogą mu zbudować się wewnętrznie. W warstwie symbolicznej może się to jednak okazać znacznie ważniejsze, niż realny polityczny wpływ, jaki w zaciszu gabinetów ma premier. Przesada? Być może, ale nie bez przyczyny w brytyjskiej monarchii to cała ceremonia koronacyjna definiuje króla. Symbol, którym jest założenie na głowę korony, to przecież nie tylko czytelny znak dla poddanych, ale też dla samego władcy.

Dziś oczywiście nie wiem, czy Hołownia zostanie prezydentem. Natomiast po raz pierwszy uwierzyłam, że ubieganie się o ten urząd będzie w jego zasięgu.