Konkretnie: instytucjonalną różnorodność. Wydaje się, że konserwatyści są bardziej predestynowani do zadbania o nią niż strona progresywno-liberalna. Celowo nie mówię tu o prawicy i lewicy, bo role w tym teatrze mogą być rozpisane dość zaskakująco.

Przeciw centralizacji, ale dokąd?

Spór centralistów z decentralistami trwa w najlepsze. Dotyczy to zarówno dyskusji o kształcie UE, jak i sporu o ustrój Polski. Europa ojczyzn to idea idąca przeciw centralizacji władzy w rękach instytucji unijnych, a więc siłą rzeczy głos decentralistyczny. Ponadto, gdy zwolennicy „większej integracji” przedstawiają swoje pomysły, to choć przyparci do muru najczęściej posługują się terminem „federalizacja”, w istocie nierzadko chodzi im faktycznie o większą centralizację. Pokazuje to tocząca się w Polsce debata publiczna na temat obu głośnych projektów reformy UE – tego zaproponowanego przez Parlament Europejski i tego, z którym wyszła niemiecko-francuska grupa ekspertów. Jak w tym świetle przedstawiają się same dokumenty, to trochę inna sprawa. Co ciekawe, obrońcy zdecentralizowanej Unii są jednocześnie zwolennikami centralizacji władzy w państwie narodowym (PiS), zaś ci, którzy byliby bardziej skłonni do centralizacji Unii, jednocześnie, przynajmniej na poziomie deklaracji, chwalą cnoty decentralizacji wewnątrz państwa (nowa koalicja rządowa).

CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ

Reklama