Pamiętam czasy, gdy każda knajpa, a nawet niektóre sklepy musiały mieć „ochronę” chłopaków z miasta, na ulicach stolicy i dwóch znanych podwarszawskich miast od czasu do czasu dochodziło do strzelanin, towary kradziono całymi TIR-ami, i częściej można było usłyszeć, że komuś auto ukradli, niż że ktoś je sobie kupił. Nazwiska mafijnych bossów pojawiały się w gazetach równie często jak polityków, sportowców, aktorów i piosenkarzy. Pamiętam policjantów w polonezach i nyskach, którzy w konfrontacji ze wspomnianymi chłopakami z miasta byli bez szans. Ówczesne zasady użycia broni policjanci streszczali do dwóch przykazań – broń Boże broń zgubić i broń Boże jej użyć.

Dziś można sobie otwierać lokale – gastronomiczne, handlowe, co kto woli – bez konieczności opłacenia się, wielkie mafie zostały rozbite, a skala przestępczości zorganizowanej zmniejszona. Ta, która wciąż istnieje, ma inny charakter – częściej nosi rękawiczki białe niż lateksowe, żeby śladów nie zostawić. Przestępczość mniej zagraża teraz zwykłemu przechodniowi, w czym ogromna zasługa policji i prokuratury. W 1995 r. na pytanie, czy Polska jest bezpiecznym krajem, twierdząco odpowiadało 20 proc. respondentów. 80 proc. uważało, że nie. W 2008 r. było niemal dokładnie odwrotnie. W 2011 r. według ostatniej edycji tego samego cyklicznego badania CBOS już 75 proc. z nas czuło się bezpiecznie.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.