Podjęta 11 miesięcy temu głośna uchwała trzech połączonych izb Sądu Najwyższego nie zdała się na wiele. Choć pozwala sądom badać, czy osoby powołane na urząd sędziego z rekomendacji obecnej, przez wielu uważanej za upolitycznioną, Krajowej Rady Sądownictwa dają gwarancję bezstronności i niezależności (tzw. test niezależności), to orzeczeń odnoszących się do styczniowej uchwały SN jest jak na lekarstwo. Z naszych ustaleń wynika, że do tej pory były zaledwie dwa.
Rządzący zrobili wiele, aby tak się stało – od zaskarżenia orzeczenia SN do Trybunału Konstytucyjnego (TK orzekł o jego niekonstytucyjności) po uchwalenie tzw. ustawy kagańcowej, na mocy której sędziowie mogą być ścigani de facto za stosowanie uchwały.
– Zadziałał efekt mrożący. Sędziowie mają świadomość, że za przeprowadzenie testu niezależności będą ścigani przez głównego rzecznika dyscyplinarnego, a kary, jakie im za to grożą, są najsurowszymi z możliwych – wskazuje Dariusz Mazur, sędzia, rzecznik prasowy Stowarzyszenia „Themis”. Zgodnie z tzw. ustawą kagańcową za wykonanie testu sędziowie mogą być przeniesieni do innego sądu, a nawet wyrzuceni z zawodu.
O efekcie mrożącym mówi również Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Reklama
– Nie można także bagatelizować tego, co dzieje się w samym Sądzie Najwyższym. Wszak przykład idzie z góry – dodaje sędzia. Tymczasem osoby powołane do SN z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa nadal orzekają mimo styczniowej uchwały połączonych izb.
– Skoro więc sam SN nie stosuje się do swoich orzeczeń, to cóż dopiero wymagać tego od sądów powszechnych – kwituje prezes Iustitii.
Z kolei Dariusz Zawistowski, prezes Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, który brał udział w wydaniu styczniowej uchwały, podkreśla, że nie można zapominać, iż została ona uznana przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodną z ustawą zasadniczą.
– Przy wszelkich istniejących wątpliwościach takiego faktu nie da się po prostu zignorować. To powoduje, że sądy znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Nie ma przecież procedury, która pozwoliłaby skutecznie zakwestionować opublikowany wyrok TK – zauważa.

Test niezależności sędziów pozostaje martwą uchwałą

Od wydania uchwały trzech połączonych izb Sądu Najwyższego (sygn. akt BSA I-4110-1/20), która wywołała spory popłoch w obozie rządzącym, minęło już niemal 11 miesięcy. Mimo to orzeczeń sądowych, w których przeprowadzano by zawarty w uchwale test niezależności sędziowskiej, jest jak na lekarstwo. Test ten miał pomóc sądom w ocenie, czy sędzia powołany z rekomendacji obecnej, kontestowanej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) daje gwarancję niezawisłości i bezstronności. Inaczej mówiąc, sądy miały sprawdzać, czy o powołaniu na urząd sędziego zadecydowały kwestie merytoryczne, czy też może raczej polityczne.
Co więcej, Naczelny Sąd Administracyjny wydał ostatnio trzy orzeczenia, w których treści nie dość, że nie ma ani słowa o uchwale trzech połączonych izb SN, to jeszcze przywołano w nich aprobujące dokonane przez obecny obóz rządzący zmiany w sądownictwie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego oraz Izby Dyscyplinarnej (ID) SN.

Kaganiec działa

Z przeglądu orzecznictwa sądowego wynika, że na razie tzw. test niezależności został przeprowadzony jedynie dwa razy – przez Sąd Apelacyjny w Szczecinie (sygn. akt I ACa 637/19) oraz przez Sąd Okręgowy w Bydgoszczy (sygn. akt VIII Ga 138/20). W obu przypadkach sądy doszły do wniosku, że osoby powołane na urząd sędziego z rekomendacji obecnej KRS dają gwarancję niezawisłości i bezstronności.
Główną przyczyną niesięgania przez sądy po styczniową uchwałę Sądu Najwyższego mają być zmiany wprowadzone tzw. ustawą kagańcową, czyli ustawą z 20 grudnia 2019 r. (Dz.U. z 2020 r. poz. 190 ze zm.). I nie chodzi tutaj tylko o rozszerzenie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów (patrz infografika).
– Tą ustawą rządzący zabezpieczyli się przed wykonywaniem przez sądy tzw. testu niezależności na wszelkie możliwe sposoby – mówi Dariusz Mazur, sędzia, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.
Przypomina, że nie dość, iż sędziom za tego typu działanie grożą najsurowsze kary (przeniesienie do innego sądu lub usunięcie z zawodu), to jeszcze system został tak skonstruowany, że od razu są oni ścigani przez głównego rzecznika dyscyplinarnego sędziów, a orzeka w tego typu sprawach zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji ID SN.
– To musi działać na wyobraźnię sędziów, zwłaszcza po ostatnich rozstrzygnięciach tego organu niebędącego przecież sądem w rozumieniu prawa europejskiego – podkreśla Dariusz Mazur, mając na myśli zawieszenie w czynnościach służbowych kilku znanych sędziów, w tym Beaty Morawiec, prezes Stowarzyszenia „Themis”, oraz warszawskiego sędziego Igora Tulei.
Co więcej, w ustawie kagańcowej znalazło się także rozwiązanie, zgodnie z którym sądy nie mogą samodzielnie badać zarzutu braku niezależności sądu lub braku niezawisłości sędziego. W tego typu sprawach muszą pytać drugą z nowych izb SN – Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
– To pozwala sądom umywać ręce w tych niewygodnych sprawach, z czego one chętnie korzystają – przyznaje sędzia Mazur.
Czyżby więc rządzącym udało się całkowicie spacyfikować sądy?
– To nie do końca tak. Sądy przecież nadal wydają orzeczenia, które są mocno nie w smak rządzącym, wystarczy wspomnieć chociażby o niedawnych rozstrzygnięciach dotyczących protestów ulicznych. Jestem pewien, że nigdy nie będzie tak, że sądy będą orzekać na polityczne zamówienie – zapewnia Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.

Orzeczenia NSA

O tym, że styczniowa uchwała SN okazała się na razie nieskuteczna, świadczą również trzy orzeczenia wydane pod koniec listopada przez Naczelny Sąd Administracyjny (sygn. akt I GSK 430/20, I GSK 431/20, I GSK 432/20). We wszystkich tych sprawach NSA rozpatrywał skargi o wznowienie postępowania, w których podniesiono zarzut związany z uczestnictwem w wydaniu kwestionowanego orzeczenia osoby, która otrzymała rekomendację od obecnej KRS.
NSA odrzucił skargi. A uzasadniając swoje rozstrzygnięcia, ani słowem nie zająknął się o styczniowej uchwale Sądu Najwyższego. Bardzo obszernie za to powoływał się w uzasadnieniu na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, który pod przywództwem Julii Przyłębskiej „przyklepał” obecny skład KRS, a także na uchwałę kontestowanej Izby Dyscyplinarnej SN, w której stwierdzono, że udział w orzekaniu osoby powołanej na urząd sędziego w wyniku rekomendacji obecnej rady nie narusza prawa do rozpoznania sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd.
„Analiza orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego skłania do wniosku, że osoba, która została powołana przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, w skład której wchodzi piętnastu sędziów wybranych przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej (…), nie jest osobą nieuprawnioną (do orzekania – red.)” – czytamy w uzasadnieniu jednego z orzeczeń Naczelnego Sądu Administracyjnego.
– Choć taka linia orzecznicza NSA mnie nie zaskakuje, te postanowienia należy jednak ocenić jako skandaliczne. Orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego narusza bowiem jedno z fundamentalnych praw człowieka – prawo do bezstronnego i niezawisłego sądu – nie kryje oburzenia Krystian Markiewicz.
Sędzia Mazur podnosi z kolei, że jego zdaniem orzeczenia NSA nie uwzględniają prymatu prawa europejskiego. Wypracowane w styczniowej uchwale przez SN reguły mają bowiem swoje źródło w orzecznictwie luksemburskim, w tym przede wszystkim orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z listopada zeszłego roku. ©