Dziennik Gazeta Prawna w dniu 29 marca zamieścił obszerną rozmowę z mgr Ludwikiem Koteckim, „senackim” członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Pan Kotecki zauważa, że „niestety pogarsza nam się już zła sytuacja w realnej części gospodarki”. Niezupełnie jest to prawdą. Sytuacja pod koniec ub.r. nie była „już zła” (w IV kwartale ub.r. stopa bezrobocia wg, BAEL, wynosiła raptem 3,1 proc., PKB wzrosło o 2 proc., produkcja sprzedana przemysłu przetwórczego o 7,6 proc., eksport towarów i usług o 2 proc. a inwestycje o blisko 5 proc.).

Jest jednak prawdą, że pojawiły się niepokojące tendencje. Już w IV kwartale ub. r. spożycie prywatne spadło o 1,5 proc. Sprzedaż detaliczna realnie nie wzrosła (w stosunku do IV kw. 2021 r.). Sprzedaż stagnowała także w styczniu bieżącego roku. Za to w lutym sprzedaż spadła – po raz pierwszy od początku covidowego 2021 r. – o całe 5 proc. Jest raczej oczywiste, że spadkowa tendencja w odniesieniu do sprzedaży detalicznej rokuje niedobrze, jeśli idzie o spożycie, produkcję i zatrudnienie.

Równie oczywiste powinno być, dlaczego notujemy niekorzystną tendencję w odniesieniu do sprzedaży detalicznej. Spada oto popyt konsumpcyjny, głównie w rezultacie inflacyjnej erozji realnych dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych. Najprawdopodobniej wzrasta także skłonność do oszczędzania z dochodów osobistych. Nie bez konsekwencji pozostają też wysokie stopy oprocentowania kredytów administrowane przez banki komercyjne: maleją rozmiary kredytu dla gospodarstw domowych. W końcowym efekcie rośnie nadwyżka dostępnej podaży nad efektywnym popytem konsumpcyjnym. Przy czym, wbrew dość rozpowszechnionym poglądom, sytuacja ta nie ma – i nie może mieć większego (i szybkiego) wpływu na inflację.

W jaki sposób odwrócić nadciągające zagrożenia dla „sfery realnej”? To pana Koteckiego nie interesuje w najmniejszym stopniu. Oto dumnie oznajmia on, że w lutym br. r. głosował za podwyżką stóp NBP (o 0,25 proc.). Przyznaje też, że wcześniej postulował podwyżki jeszcze wyższe.

Reklama

Nie trzeba większej przenikliwości, by dostrzec, że w obecnej sytuacji dalsze podwyżki stóp procentowych niosą graniczące z pewnością ryzyko dalszego pogłębienia spadku sprzedaży detalicznej i spożycia. W konsekwencji pan Kotecki - i inni „senaccy” członkowie RPP - radzą leczyć już uwidaczniającą się anemię… puszczaniem krwi!

„Senaccy” członkowie RPP zdają się nie rozumieć (lub rozumieć nie chcą), że ich „strategia” wcale nie przyspieszy dezinflacji. Dezinflacja będzie postępować w sobie tylko właściwym tempie (dyktowanym m.in. rozwojem cen surowców importowanych i efektywnością wspierania konkurencji na rynku krajowym). Wyższe stopy procentowe procesu tego nie przyspieszą znacząco (albo i wcale). Finalnym skutkiem polityki rekomendowanej przez opozycyjnych „ekspertów” będzie stagflacja: inflacja „naturalnie” uporczywa PLUS recesja wzmocniona/sprowokowana restrykcyjną polityką pieniężną.

Dużą część rozmowy pan Kotecki poświęca krytykowaniu ewentualnych regulacji dotyczących kontaktów członków RPP z analitykami i inwestorami finansowymi. Przyznaję, że nie znam żadnych szczegółów takich regulacji. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że informacje – a zwłaszcza osobiste opinie – wyrażane przez niektórych członków RPP, mogą być opacznie interpretowane przez ich rozmówców. Byłoby to niekorzystne dla percepcji polityki całej RPP – a więc także, w jakimś tam stopniu, dla gospodarki narodowej. Dla dobra sprawy od poszczególnych członków RPP należałoby oczekiwać kierowania się jakimś „kodeksem” w ich kontaktach ze stronami postronnymi.

Autor jest Doradcą Prezesa NBP. Tekst wyraża opinie autora.