W trakcie czwartkowej wizyty prezydenta Macrona w Warszawie, omawiano między innymi sprawy dalszej pomocy Ukrainie, która od blisko 3 lat toczy z Rosją wojnę na śmierć i życie. W trakcie rozmów nie mogło zabraknąć tematu, który niedawno narodził się we Francji.
Polskie wojska na Ukrainie? Tusk zabrał głos
A chodzić ma o plan prezydenta Macrona, aby po zawarciu rozejmu, wysłać na Ukrainę europejskie wojska, które miałyby pełnić rolę rozjemczych sił pokojowych. Pierwsze przecieki z Francji wspominały o 5 brygadach, czyli około 40 tysiącach żołnierzy, z których jedna miałaby znaleźć się pod polskim dowództwem. I w trakcie konferencji prasowej premier Donald Tusk nie omieszkał odnieść się do tych doniesień.
- Decyzje dotyczące polskich działań będą zapadały w Warszawie i tylko w Warszawie. Na razie nie planujemy takich działań. Będziemy współpracowali z Francją - nie tylko, ale z Francją - nad rozwiązaniami, które przede wszystkim zabezpieczą Europę, a także Ukrainę przed wznowieniem konfliktu, jeśli uda się osiągnąć porozumienie co do rozejmu i ewentualnie pokoju – powiedział, cytowany przez Polską Agencję Prasową, Donald Tusk.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to jasna deklaracja, iż nasi żołnierze nie pojawią się na Ukrainie, lecz uwagę zwraca pewien drobiazg. Premier, używając sformułowania „na razie” pozostawił furtkę do dalszych spekulacji na ten temat, nie odcinając się jednoznacznie od tego militarnego pomysłu. Wystarczy bowiem, że cokolwiek się zmieni, a i decyzje w sprawie wysłania naszych wojsk na wschód mogą być zupełnie inne.
Rosjanie jednak, zanim jeszcze usłyszeć mogli słowa premiera Tuska, już z impetem rzucili się na sam pomysł sił pokojowych na Ukrainie, przypuszczając atak wyprzedzający. Na pierwszą linię walk wysłali Petera Akopowa z kremlowskiej agencji Ria Nowosti.
„Wszystko to jest po prostu cudowne, ale jedyną małą rzeczą, której brakuje, aby wysłać siły pokojowe, jest zgoda Rosji” – pisze Akopow w swej analizie zachodnich pomysłów pomocy Ukrainie.
Wściekły atak rosyjskiej propagandy
Peter Akopow jest doskonale znanym w Rosji propagandystą, który zasłynął jedną ze swych publikacji, jaka ukazała się tuż po rosyjskiej napaści na Ukrainę. W artykule „Nadejście Rosji i nowego świata” przewidział sukces „trzydniowej operacji specjalnej” i ostateczne rozwiązanie „kwestii ukraińskiej”. Gdy jednak okazało się, że rosyjskie czołgi dostały pod Kijowem łupnia, tekst szybko wycofano i jasne stało się, że napisany na zamówienie Moskwy, po prostu ukazał się za wcześnie.
I ten sam Akapow dziś jakiekolwiek pomysły wysłania wojsk pokojowych na Ukrainę, nawet po zwarciu rozejmu, uważa za absurd. Nie jest dla niego ważne, czy będą to oficjalnie wojska NATO, czy też poszczególnych zachodnich krajów.
„Tych opcji nie można nawet omawiać z Moskwą: walczymy właśnie dlatego, że nie chcemy pozwolić, aby Zachód przejął Ukrainę dla siebie. Co jest tu niezrozumiałego, także dla zachodnich strategów?” – grzmi w Ria Nowosti Akopow.
Sterowany przez Kreml i upowszechniający jego wersję wydarzeń publicysta, sugeruje, że europejscy politycy oderwani są od rzeczywistości, a jedyna nadzieja w prezydencie Donaldzie Trumpie. Ten swoisty ukłon w stronę przyszłego prezydenta pokazuje, iż podobnie myśleć może Moskwa, nie wykluczająca rozmów na temat, zapowiadanego przez Trumpa planu pokojowego.
„Jeśli jednak europejskim działaczom atlantyckim uda się go przekonać do idei „korpusu pokojowego”, jego plan może okazać się jeszcze bardziej martwy, niż się obecnie wydaje. Trump ma jednak jedną ważną cechę: jest znacznie większym realistą niż dzisiejsi przeciętni zachodni przywódcy” – pisze propagandysta.