Gdy z jednej strony Donald Trump jasno daje do zrozumienia, że nie będzie uciekał przed użyciem siły, by zmusić sojuszników do pewnych zachowań, czy nawet oddania części swych ziem, z drugiej chce, by ci o wiele więcej płacili na wojsko. Podał nawet konkretne kwoty.

Niemcy stawiają się USA. Nie chcą tyle płacić

Zrobił to podczas wtorkowej konferencji prasowej, kiedy pytano go o plany odnośnie NATO i przyszłość Sojuszu. Prezydent elekt nie pozostawił złudzeń, że dla niego pieniądze, jakie na swą obronność wydaje dziś Europa, są za małe, a mowa o 2 proc. PKB na wojsko to melodia przeszłości. Obecnie zamierza domagać się, aby kraje zmierzały do przeznaczenia na wojsko aż 5 proc. swojego PKB.

I gdy tylko słowa te padły, w Europie od razu się zagotowało, a najgłośniejszy sprzeciw słychać ze strony Niemiec. Państwo to, które przez lata skutecznie się rozbrajało, jakby nie zauważając narastającego rosyjskiego zagrożenia, już wcześniej miało obiekcje, gdy Trump mówił o wydatkach na poziomie 2 proc. PKB. Teraz niemieccy politycy znów zaprotestowali.

Jak informuje Deutsche Welle, z żądaniami Trumpa nie zgodził się przewodniczący komisji obrony Bundestagu, Marcus Faber, stwierdzając, ze 5 proc. to za dużo. Przyznał jednak, iż w obecnej sytuacji wszystkie państwa NATO, wspólnie „będą musiały uzgodnić nowe wspólne minimum wykraczające poza cel dwóch procent”. Mniej oszczędna w słowach była jego poprzedniczka na tym stanowisku, obecnie europosłanka, Marie-Agnes Strack-Zimmermann, która jednak przyznała, iż Niemcy muszą coś zrobić w kwestii obronności i wydawać nieco więcej.

- Nie powinniśmy dać się zwariować przez każde oświadczenie Trumpa. Nie jesteśmy bowiem na bazarze. Biorąc pod uwagę położenie geograficzne, potencjał gospodarczy i wielkość Niemiec, jest to również właściwe po dziesięcioleciach chowania się za USA w nadziei, że możemy na nich polegać i że będą ręczyć za nasze bezpieczeństwo – cytuje europosłankę DW.

Generał Koziej rozgryzł ostre słowa Trumpa

Podczas swej pierwszej prezydentury Donald Trump również zaskoczył państwa NATO, domagając się militarnego przebudzenia i wydawania na obronność przynajmniej 2 proc. PKB. Podobnie jak teraz, wówczas też słowa te spotkały się ze sprzeciwem części państw, ale agresja Rosji na Ukrainę spowodowała, że bunt szybko zgasł, a wydatki obronne zaczęły rosnąć. W 2024 roku już 23 europejskie państwa NATO przekroczyły próg 2 proc. wydatków na wojsko.

Czemu w takim razie Trump tak podnosi poprzeczkę i straszy Europejczyków? Odpowiedzi na to pytanie udziela generał Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

- Mi się wydaje, że efekt będzie trochę podobny jak poprzednio z presją amerykańską, bo to przecież nie tylko Trumpa presja była na te 2 procent PKB na zbrojenia. Amerykanie już wcześniej się tego domagali, a Trump zaczął to akcentować bardziej wyraźnie. I podobnie będzie teraz. Ta presja spowoduje jednak jakieś dodatkowe impulsy dla państw europejskich, aby podnosić wydatki obronne, co jest powoli zauważalne we wszystkich krajach Europy – mówi Forsalowi generał Koziej.

W ocenie generała Kozieja, Europa nie ma obecnie wyjścia, jak tylko się zbroić, a konieczność ta nie zależy od pogróżek Trumpa, ale od zachowań Rosji. A to ona staje się zagrożeniem dla całego kontynentu.