Armatohaubice polskiej produkcji, opracowywane w ramach programu „Kryl” miały zacząć trafiać do Wojska Polskiego pod koniec 2021 roku, ale coś poszło nie tak. Dziś dowiadujemy się, że haubic tych jednak nie będzie. Przynajmniej przez najbliższych 10 lat.
Nie będzie polskiej artylerii „Kryl”. MON zabrało głos
Wiadomości tych dostarczył wiceminister obrony narodowej, Paweł Bejda, który udzielił odpowiedzi na interpelację posła Dominika Jaśkowca. Parlamentarzysta chciał wiedzieć, jaki jest los tego polskiego programu, tym bardziej, że jego zdaniem, tego typu pojazdy doskonale sprawdziły się na wojnie na Ukrainie.
„Doświadczenia wojny na Ukrainie, w tym bardzo skuteczne w ocenie ekspertów użycie przez ukraińską armię kołowych systemów artylerii samobieżnej kalibru 155 mm takich jak Caesar czy też Bohdana jest doświadczeniem, które można z powodzeniem wykorzystać przy realizacji polskiego programu pozyskania armatohaubic na podwoziu kołowym „Kryl”” – pisał poseł Jaśkowiec.
Ale najwyraźniej to tylko jego zdanie, bowiem w ocenie wiceministra, „doświadczenia płynące z wojny na Ukrainie” nie pozwalają w MON wyciągać takich wniosków, jakoby program Kryl miał sens. W resorcie obrony widzą to inaczej.
„Zdecydowano w pierwszej kolejności o budowaniu zdolności do rażenia w oparciu o 155 mm samobieżne haubice KRAB oraz 155 mm samobieżne haubice K9/GAP FILLERA/A1/PL. Obowiązujący Plan Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych na lata 2021-2035 nie uwzględnia pozyskania 155 mm samobieżnych haubic na podwoziu kołowym „KRYL” w rzeczonym okresie, jednakże kwestia pozyskania wspomnianego sprzętu po 2035 roku jest rozważana” – twierdzi minister Bejda.
I jak wynika z opublikowanej w minioną środę ministerialnej odpowiedzi, dopiero za 10 lat dowiemy się, czy „Kryl” ma w ogóle sens. A co właściwie kryje się za tą tajemniczą nazwą?
Polska armatohaubica trafiła na półkę
Program „Kryl” wystartował w 2011 roku, a narodził się w Hucie Stalowa Wola, ale szybko dołączyło do niej wiele innych firm oraz wojskowych instytutów, w tym Jelcz oraz WB Electronics. Program dostał dofinansowanie z NCBiR, a jak informował w połowie 2021 roku ówczesny wiceminister obrony narodowej, Wojciech Skurkiewicz, z dotacji tej, opiewającej na ponad 28 mln zł, rozliczono już wydatki na poziomie 6,5 mln.
Między innymi za te pieniądze powstała na podwoziu Jelcza o napędzie 6x6 polska armatohaubica samobieżna kalibru 155 mm, z lufą produkcji izraelskiego Elbitu. Jego zasięg strzału oceniono na 40 km. Kryl stanowić miał drugi filar jednostek artylerii Wojska Polskiego, jednak z chwilą wybuchu wojny na Ukrainie, uwaga wojskowych i polityków skupiła się głównie na armatohaubicach gąsienicowych, takich jaki Krab, czy koreańskie K9. Kołowy „Kryl”, który próby strzelania przeszedł już w 2019 roku, na razie trafia na półkę.