"Kiedy Wilhelm II wstąpił na tron swoich pruskich przodków 15 czerwca 1888 roku, mając zaledwie 29 lat, zwolennicy ruchu antysemickiego ucieszyli się, ponieważ w młodym cesarzu widzieli sprzymierzeńca" - pisze w tygodniku "Spiegel" brytyjski historyk John C. G. Roehl.

"Agresywne nastroje antyżydowskie pojawiły się w Niemczech po krachu giełdowym w 1873 roku. W 1879 r. dziennikarz Wilhelm Marr wymyślił hasło "antysemityzm", w tym samym roku berliński historyk Heinrich von Treitschke opublikował esej "Unsere Aussichten" (Nasze perspektywy) ze stwierdzeniem, że "Żydzi są naszym nieszczęściem" - przypomina historyk.

Teraz "nadzieje ruchu emanującego z Berlina spoczęły na nowym cesarzu" - pisze "Spiegel". Wilhelm nie był antysemitą od dziecka, "jeszcze w gimnazjum w Kassel przyjaźnił się z żydowskim kolegą z klasy". Ale to się zmieniło od czasu, gdy w 1879 roku wstąpił do Pierwszego Pułku Gwardii, jak z przerażeniem zauważyła jego matka - ujawnia tygodnik.

Matka, niemiecka księżniczka koronna Wiktoria, "dumna Angielka i najstarsze dziecko królowej Wiktorii", planowała "dogonić nowocześniejsze, rządzone parlamentarnie kraje na zachodzie, północy i południu kontynentu za pomocą odnowionego Cesarstwa Prusko-Niemieckiego" - pisze tygodnik.

Reklama

Z kolei syn Wiktorii, Wilhelm, "realizował zupełnie inne koncepcje polityczne. Marzył o prusko-niemieckiej monarchii wojskowej, co było dokładnym przeciwieństwem planów jego matki. Młody człowiek gardził też zbliżeniem z żydowskimi Niemcami" - zauważa autor.

Po tym, jak jego dziadek Wilhelm I i ojciec Fryderyk III zmarli wkrótce po sobie w 1888 r. "na tron wstąpił Wilhelm II - zmiatając z niego wszystkie liberalne plany swojej matki Wiktorii".

Ten światopogląd "oparty na imperializmie, szowinizmie i militaryzmie przyspieszył impet, który w 1914 roku wciągnął Niemcy i Europę w I wojnę światową" - pisze historyk i zwraca uwagę, że Wilhelm i jego doradcy winą za wojnę obarczali niejasny spisek "Żydów i Jankesów".

"Nic więc dziwnego, że Wilhelm II mógł tłumaczyć swoje nagłe zejście z tronu w listopadzie 1918 r. jako "zdradę okłamywanego narodu niemieckiego wobec domu panującego i armii". Po ucieczce na wygnanie do Holandii "pragnął zemsty" - pisze autor.

Na wygnaniu "antysemityzm Wilhelma nabrał niemal morderczych cech" - podkreśla historyk. Już 2 grudnia 1919 r. obalony cesarz napisał własnoręcznie do feldmarszałka Augusta von Mackensena: "Najgłębszą i najpodlejszą hańbę, jakiej kiedykolwiek dokonał jakikolwiek naród w historii, Niemcy popełnili na samych sobie. Podżegany i uwiedziony przez plemię Judy, którego nienawidzili, a które cieszyło się gościnnością u nich. To było podziękowanie, jakie otrzymał! Niech żaden Niemiec nigdy o tym nie zapomni i nie spocznie, dopóki te pasożyty nie zostaną wymazane i wytępione z niemieckiej ziemi! Ten trujący grzyb na niemieckim dębie!"

Nienawiść Wilhelma wciąż rosła. "Były adiutant, generał Max von Mutius, nie mógł uwierzyć własnym uszom, gdy w grudniu 1920 roku w Doorn wygnany monarcha powiedział mu, że "świat nie zazna pokoju, a zwłaszcza Niemcy, dopóki wszyscy Żydzi nie zostaną wybici na śmierć lub przynajmniej wypędzeni z kraju" - opisuje John C. G. Roehl.

W liście z 1927 roku do swojego amerykańskiego przyjaciela z lat młodzieńczych, Poultneya Bigelowa, były cesarz ujawnił: "Rasa hebrajska jest moim arcywrogiem w kraju i za granicą; są tym, czym są i zawsze byli: siewcami kłamstw i mistrzami zamieszek, rewolucji i przewrotu, szerzącymi perfidię z pomocą swoich zatrutych, żrących, złośliwych umysłów. Gdy świat się obudzi, należy wymierzyć im karę, na jaką zasługują" - cytuje "Spiegel".

15 sierpnia 1927 r. ostatni niemiecki cesarz i król Prus Wilhelm II napisał własnoręcznie po angielsku do Bigelowa: "Prasa, Żydzi i komary to plaga, od której ludzkość musi się uwolnić w ten czy inny sposób. Myślę, że najlepszy byłby gaz?" (w oryginale: I believe the best would be gas?).

"To szokujące zdanie (...) wyraźnie pokazuje ciągłość niemieckiej historii od Cesarstwa Prusko-Niemieckiego do Trzeciej Rzeszy. W Hitlerze Wilhelm II widział wykonawcę swoich idei" - pisze brytyjski historyk John C. G. Roehl.

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)