Choć fala upałów się skończyła i teraz martwimy się raczej o to, jak będziemy ogrzewać mieszkania jesienią i zimą, wiemy, że zmiany klimatu będą się pogłębiać. Musimy więc szukać w naszej skrzynce odpowiednich narzędzi, które przygotują nas na przyszłość. Tym bardziej że sposoby na walkę z gorącem to często te same, które pomagają oszczędzać energię.
Niemal rok temu prestiżowe czasopismo „Nature” zapytało klimatologów, o ile ich zdaniem wzrośnie średnia globalna temperatura do 2100 r. w porównaniu z okresem sprzed rewolucji przemysłowej. Na ankietę odpowiedziało 92 naukowców, ok. 40 proc. grupy 233 żyjących autorów klimatycznych raportów IPCC (The Intergovernmental Panel on Climate Change – Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu). Badacze są sceptyczni co do możliwości realizacji celów porozumienia paryskiego, które zakładają ograniczenie globalnego ocieplenia do poziomu poniżej 2 st. C do roku 2100 względem czasów sprzed rewolucji przemysłowej, optymalnie z zatrzymaniem go na poziomie 1,5 st. C. Zdaniem naukowców zrzeszonych w IPCC wykroczenie poza takie poziomy nie tylko zwiększa ryzyko ekstremalnych zjawisk pogodowych, lecz także skazuje nas na nieodwracalną utratę znanych nam dziś ekosystemów oraz możliwość przekroczenia punktów bez powrotu, np. topnienia lądolodów.

Jak bardzo będzie źle?

Sześciu na dziesięciu badaczy ankietowanych przez „Nature” uważało, że temperatura wzrośnie o co najmniej 3 st. C. Niemal 90 proc. stwierdziło, że spodziewa się katastrofalnych zmian klimatu za swojego życia. Przypomnijmy, że badacze biorący udział w pracach IPCC to światowa czołówka ekspertów zajmujących się klimatem. Jako pocieszenie można dodać, że ponad 20 proc. z nich uważało, że uda nam się zatrzymać ocieplenie na poziomie 2 st. C.
Jak twierdzi samo „Nature”, ankieta miała jednak swoje ograniczenia. Po pierwsze odpowiedzi mówiły więcej o intuicjach naukowców, niż o tym, jaki scenariusz wyłania się z badań. Po drugie – na pytanie odpowiedziało jedynie 40 proc. osób, do których wysłano ankietę. Możliwe zatem, że na pytania chętniej odpowiadali ci naukowcy, którzy obstawiają czarne scenariusze.
Tymczasem wydany w październiku 2021 r. raport Programu Narodów Zjednoczonych ds. Środowiska (UN Environment Programme) jako najbardziej prawdopodobne – przy założeniu realizacji zadeklarowanych przez państwa polityk klimatycznych – określa ocieplenie na poziomie 2,7 st. C do 2100 r. To nadal bardzo dużo, ale znacznie mniej niż w najczarniejszych przewidywaniach. Zrzeszająca organizacje akademickie koalicja Climate Action Tracker jest jeszcze bardziej optymistyczna i mówi o 2,4 st. C.
A czy istnieją szanse, żeby zmieścić się w najbardziej ambitnym założeniu porozumienia paryskiego, czyli 1,5 st. C? Cóż, teoretycznie wciąż jest to możliwe. Według wspomnianego już raportu ONZ ludzkość musiałaby w ciągu najbliższych ośmiu lat ściąć emisje gazów cieplarnianych o połowę. Przypomnijmy, że związane z pandemią koronawirusa zatrzymanie ogromnych sektorów gospodarki i niemal wstrzymanie ruchu turystycznego w 2020 r. oznaczało spadek emisji względem roku 2019 o niecałe 7 proc. Wypełnienie najambitniejszego założenia porozumienia paryskiego praktycznie jest więc niewykonalne.
Mało tego, według informacji cytowanych przez Światowe Forum Ekonomiczne prawdopodobieństwo, że w ciągu następnych pięciu lat nastąpi rok, w którym globalna temperatura będzie średnio wyższa o 1,5 st. C w porównaniu do epoki przedprzemysłowej, wynosi 50 proc. Można więc powiedzieć, że przyszłość właśnie się wydarza. Musimy realnie patrzeć na trendy i przygotowywać się na (niemal) nieuchronne. Właśnie dlatego oprócz realizacji słusznych postulatów dekarbonizacji gospodarki (co powinno być zadaniem priorytetowym) potrzebna jest adaptacja do nadchodzących zmian.

Cały tekst z przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP