Olympia to stolica amerykańskiego stanu Waszyngton (północno-zachodnie pogranicze z Kanadą), ale jest to miasto niewielkie – liczy zaledwie ok. 50 tys. mieszkańców. Nic dziwnego, że w lokalnym biurze szeryfa wszyscy się znają. A teraz proszę sobie wyobrazić taką sytuację: zastępca szeryfa zostaje oskarżony przez swoje dwie w zasadzie już dorosłe córki o to, że w dzieciństwie molestował je seksualnie.
Zatrzymać, a następnie przesłuchać muszą go koledzy – zarazem kumple i podwładni. Zastępca szeryfa, ojciec piątki dzieci, jest konserwatystą (przewodniczącym miejscowego oddziału Partii Republikańskiej) i człowiekiem głęboko religijnym (członkiem wspólnoty zielonoświątkowców). Podczas przesłuchania podejrzany deklaruje, że wie o oskarżeniach córek, ale żadnych takich zdarzeń nie pamięta. Po kilku godzinach rozmowy z przesłuchującymi wygłasza oświadczenie: „Jestem przekonany, że zarzuty wobec mnie są zasadne i że krzywdziłem swoje córki, prawdopodobnie przez dłuższy czas, lecz to wyparłem”. To w zasadzie przyznanie się do winy. Jest jesień 1988 r., podejrzany to 43-letni Paul Ingram, a śledczy jeszcze nie wiedzą, w jakie osobliwe zakamarki zaprowadzi ich ta sprawa: ku satanistycznym sektom rytualnie gwałcącym dzieci i ćwiartującym noworodki.
Jeszcze ciekawszy jest jednak inny aspekt tej historii – kwestia „odzyskanych wspomnień”: wspomnienia „odzyskują” tu wszyscy członkowie rodziny Ingramów, łącznie z samym zastępcą szeryfa, który co prawda nadal realnie nic nie pamięta, ale w sekwencjach kolejnych przesłuchań, a także w rezultacie sugestywnych konwersacji z psychologiem i pastorem, „przypomina” sobie, jak przez długie lata wraz z połową kolegów z komisariatu gwałcił własne potomstwo.
Podstawowy problem, jaki mają policja oraz wymiar sprawiedliwości z Ingramem i jego potrzaskaną familią, jest taki, że na pewnym poziomie komplikacji konfesji, wyznań i zeznań, nie sposób już odsiać prawdy od zmyślenia, rzeczywistości od fantazji. Ale policja i wymiar sprawiedliwości gubią się także we własnych czynnościach: angażują się emocjonalnie, nie prowadzą śledztwa, lecz „ścigają potwora”, polegają na psychologicznych teoryjkach rodem z poradników i kolorowych czasopism, myślą tunelowo, nie potrafiąc dostrzec szerszego kontekstu wydarzeń. W efekcie kwestia tego, co faktycznie zdarzyło się (bądź zdarzało się regularnie) w rodzinnych pieleszach państwa Ingramów, w ogromnym zamieszaniu schodzi na dalszy plan.
Lawrence Wright, „Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej”, przeł. Agnieszka Wilga, Czarne 2021