W zalewie kolejnych produkcji serialowych czasem ciężko jest oddzielić ziarna od plew. Wśród „ziaren” znajdziemy zarówno powszechnie znane produkcje, jak i takie, które w mniejszym stopniu przebiły się do świadomości społecznej. W tym tekście prezentuję mój autorski wybór najlepszych z najlepszych.

Miejsce 6: „Black Mirror”

Sztandarowa pozycja w ofercie Netflixa. Serial produkcji brytyjskiej, którego twórcą jest Charlie Brooker. Emitowany od 2011 roku, doczekał się już sześciu sezonów.

Reklama

Produkcja ta to właściwie seria filmowych nowel, łączących w sobie cechy sci-fi, thrillera i dramatu. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich odcinków mogłoby być jedno słowo – antyutopia.

Każdy odcinek tego często autoironicznego serialu to inna historia i inny zestaw bohaterów. Czasem odcinki bawią do łez, innym razem przerażają, ale zawsze skłaniają do refleksji. W jakim kierunku zmierzają społeczeństwa w dobie wykładniczego postępu technologicznego? Co z nami robią social media? Co dalej z naszą prywatnością? Czy w związku z rozwojem sztucznej inteligencji powinniśmy się zacząć zastanawiać nad jej prawami?

Właściwie każdy odcinek jest przynajmniej dobry, a kilka to prawdziwe perełki. Szczególnie polecam epizod pt. „Biały niedźwiedź” (sezon 2, odcinek 2) oraz „Loch Henry” (sezon 6, odcinek 2).

Miejsce 5: „Stranger Things”

Kolejny serial, który polecam, również pochodzi ze stajni Netflixa. Jego twórcami są Amerykanie Matt Duffer i Ross Duffer. Od 2016 roku wyprodukowano już cztery sezony, a pod koniec przyszłego możemy się spodziewać finałowego piątego.

Bohaterami tej osadzonej w Ameryce lat 80. historii są dzieciaki, która odkrywają, że w zamieszkiwanym przez nie prowincjonalnym miasteczku dzieją się, no właśnie – dziwne rzeczy.

„Dziwne” to jednak za mało powiedziane – można by uzupełnić to określenie o takie przymiotniki jak „niepokojące”, „paranormalne”, „przerażające”. Dzieciaki, pod wodzą obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami Jedenastki (w tej roli Millie Bobby Brown), konfrontują się nie tylko z tajemniczymi wypadkami, które obracają ich życia do góry nogami, ale też z typowymi dla młodszych nastolatków problemami – dorastaniem, uczuciami, szkolnymi prześladowcami. Połączenie obu tych zmagań stanowi o sile produkcji.

Serial skłania do ucieczki od łatwych sądów – antypatyczne osoby przechodzą psychologicznie uzasadnione metamorfozy, tchórzliwe znajdują w sobie odwagę, a przyjaźń okazuje się skomplikowanym zjawiskiem. Jej pielęgnowanie bywa trudniejsze niż walka z potworami.

Miejsce 4: „Euphoria”

„Euphorię” obejrzeć można na HBO Max, zaczęła powstawać w 2019 roku i mieści się w dwóch sezonach oraz rozdzielających je dwóch odcinkach specjalnych. To amerykański dramat, którego twórcą jest Sam Levinson.

Oglądając serial, zagłębiamy się w historię uzależnionej od chyba wszystkich możliwych substancji psychoaktywnych nastolatki Rue Bennett (w tej roli zjawiskowa Zendaya), która zakochuje się w nowoprzybyłej do miasta, transpłciowej dziewczynie Jules Vaughn (zagranej przez również transpłciową aktorkę – Hunter Schafer).

W „Euphorii” miłość nie stanowi lekarstwa na uzależnienie, zwłaszcza, że świat tamtejszych nastolatków jest pełen problemów, których otaczające ich osoby dorosłe często nie są w stanie zrozumieć. I, wbrew pozorom, nie chodzi tylko o łatwą dostępność narkotyków czy borykanie się z niuansami tożsamości płciowej. Bullying, fatshaming, slutshaming – jeśli nie znacie tych słów, sprawdźcie sobie, co one oznaczają. Twórcy serialu potraktowali te zjawiska zarówno z należną im powagą, jak i niezbędnym zniuansowaniem.

Szczególnej uwadze polecam wspomniane odcinki specjalne. Dotyczą mocy dobrej rozmowy, niezależnie, czy ma ona miejsce w gabinecie terapeutycznym, czy nad stolikiem w podrzędnej jadłodajni.

Miejsce 3: „Sukcesja”

Ten serial możemy nazwać flagową produkcją HBO Max. Miał swoją premierę w 2018 roku, jego twórcą jest Amerykanin Jesse Armstrong. Historia zamyka się w czterech sezonach.

Jeśli ekscytują cię problemy, z którymi borykają się najbogatsi ludzie świata, ta produkcja jest dla ciebie. Jeżeli twoja miłość do wszelkich Elonów Musków nie jest zbyt głęboka, obejrzyj i tak.

Opowieść, inspirowana prawdopodobnie klanem medialnych gigantów, rodziną Foxów, jest wystarczająco zdystansowana i ironiczna, żeby warto ją było poznać. Jej osią jest spór o schedę po ojcu-założycielu korporacji (Loganie Royu, zagranym przez Briana Coxa), będącym jednocześnie ojcem czwórki dorosłych, drapieżnych jak on sam, bezwzględnych dzieci. Oglądając, nie sposób nie pomyśleć przynajmniej raz: „problemy pierwszego świata”. Nieustające przepychanki dotyczące tego, które z dzieci zostanie mianowane Royem nad Roye, momentami nasuwają analogię ze Strusiem Pędziwiatrem, któremu każdorazowo udaje się uciec przed Kojotem.

A jednak jest to serial wybitny. O jego sile stanowią zarówno popisy aktorskie i błyskotliwy scenariusz, jak i wspaniała, niepozbawiona troski o szczegóły realizacja. Twórcy wiedzą, że gierki, które prowadzą między sobą bogaci ludzie, od rozgrywek toczonych w dziecięcej piaskownicy różni niekiedy tylko to, że stawką są olbrzymie pieniądze.

Miejsce 2: „Dahmer”

Pełny polski tytuł tej produkcji brzmi „Dahmer – potwór. Historia Jeffreya Dahmera” i zanim o nim napiszę, winna jestem osobom, które to czytają, formułkę: „Gorąco polecam, lojalnie ostrzegam”.

Ten jednosezonowy serial Netflixa z 2022 roku, stworzony przez Ianna Brennana i Ryana Murphy’ego, to rasowy true crime, ale jaki! Między innymi za sprawą Evana Petersa, który wcielił się w główną rolę seryjnego mordercy, Jeffreya Dahmera. Dahmer pomiędzy końcówką lat 70. a początkiem 90. zamordował w Stanach Zjednoczonych kilkunastu młodych mężczyzn. Dopuszczał się przy tym aktów kanibalizmu i innych odrażających dla większości ludzi praktyk. Peters zagrał wspaniale, wzbudzając w widowni wszystkie sprzeczne uczucia, o jakie twórcom zapewne chodziło – fascynację, obrzydzenie, litość, współczucie, a nawet – rodzaj zrozumienia.

To ostatnie nie byłoby możliwe bez pokazania szerszego kontekstu kulturowego, w którym mógł zaistnieć taki potwór Dahmer. Twórcy prześwietlili m.in. systemowy rasizm i homofobię, ale również (i tu nie mam pewności, czy było to zamierzone) to, jak łatwo seryjnemu mordercy funkcjonować z lodówką pełną ludzkich zwłok w świecie, w którym większość lodówek wypełniają martwe ciała, tyle, że zwierząt innych gatunków.

Dodam może, tak dla jasności, że jest to produkcja duszna, ciężka, mroczna, klaustrofobiczna i niedająca o sobie w nocy zapomnieć. Tylko dla osób o mocnych nerwach.

Miejsce 1: „Rozdzielenie”

Najlepszy serial, jaki do tej pory zdarzyło mi się obejrzeć, stworzyła nieco mniej czołowa platforma streamingowa – Apple TV+. Na facebookowych grupach fanowskich „Rozdzielenia” (oczywiście, że takie istnieją i oczywiście, że jestem ich członkinią) panuje pewien konsensus co do tego, że gdyby było dostępne na Netflixie, HBO Max czy Disney+, zdeklasowałoby wszystkich dotychczasowych liderów.

Osobiście nie jestem ani fanką, ani użytkowniczką elektroniki marki Apple, ale do jej miłośników zapewne przemówi to porównanie – „Rozdzielenie” ma się do innych seriali jak iPhone do innych smartfonów. Krytyk filmowy Tomasz Raczek użył jeszcze innej metafory – ten serial jest jak meble z Ikei.

Wszystko tu do wszystkiego pasuje, wszystko ze wszystkim „zaklikuje”. Twórcami są Ben Stiller i Aoife McArdle, pierwszy sezon podarowali światu w 2022 roku, na kolejny przyjdzie nam czekać jeszcze nie wiadomo ile, o czym za chwilę. W każdym razie – jeśli to czytasz i jeszcze nie widziałaś_eś tego serialu, szczerze ci zazdroszczę – przed tobą wspaniała przygoda.

O czym to? Ano o takiej jednej korporacji, która wymyśliła pewną technologię. Za jej sprawą pracownicy i pracownice, przychodząc do biura, zapominają, kim są w prywatnym życiu. Kiedy z biura wychodzą, natychmiast sobie przypominają, ale za to zapominają cały czas, który spędziły_li w pracy. Brzmi niepokojąco? A to dopiero początek – zagadki, suspensy i cliffhangery to clue tej produkcji i to głównie one sprawiają, że raz zacząwszy oglądać, nie da się przestać.

Zakończenie, czyli ile jeszcze trzeba będzie czekać na drugi sezon „Rozdzielenia”

Kiedy piszemy dzisiaj o serialach na platformach streamingowych, nieetycznie byłoby nie przypomnieć o trwającym wciąż strajku scenarzystów i scenarzystek, do których w lipcu dołączyła także część środowiska aktorskiego.

Twórcy i twórczynie scenariuszy serialowych chcą partycypować w zyskach, które korporacje wypracowały dzięki upowszechnieniu się technologii streamingowej. Boją się też o to, w jaki sposób ich praca będzie wykorzystywana w dobie sztucznej inteligencji, która przecież trenowana jest na stworzonych przez nich tekstach. Chcą, aby tym razem nie ominęły ich potencjalne zyski.

Dla widzów i widzek strajk, którego końca nie widać (korporacje nie chcą spełnić żądań strajkujących), oznacza uzbrajanie się w cierpliwość w czekaniu na kolejne sezony swoich ulubionych produkcji. To właśnie niechęć korporacji do dzielenia się zyskami z pracownicami i pracownikami sprawia, że premiera piątego sezonu „Stranger Things” jest wciąż przesuwana, a co do „Rozdzielenia” – w ogóle nie wiadomo, czy drugi sezon powstanie. Środowiska fanowskie całym sercem popierają jednak strajk i cieszy nas, że nasza ukochana ekipa aktorska – m.in. Britt Lower, Adam Scott czy Zach Cherry – się do niego przyłączyła. W końcu serial opowiada m.in. o tym, jak kapitalistyczne mechanizmy łamią ludzi pracy.