Nazywają tę formę zbiorowego działania „strajkiem danych”, która może dać przeciętnym internetowym użytkownikom pewien wpływ na duże technologiczne firmy. Taktyka ta powinna być skuteczna także w przypadku takich firm jak Facebook, Google czy Amazon.

Pomysł opiera się na założeniu, że dostarczanie przez konsumentów cyfrowe dane są formą nieodpłatnej pracy. Firmy technologiczne śledzą i rejestrują wzorce zachowań internautów – to co kupują, oglądają, czytają i „lubią”. Wykorzystają te dane do tworzenia potężnych algorytmów, na których opierają się ich modele biznesowe. Otrzymują więc od swoich klientów wartość, za którą nie płacą.

Tradycyjnie uważa się, że klienci mogą wpływać na wielkie firmy jedynie swoimi wyborami konsumenckimi. Jednak zyskują oni także coraz większą kontrolę nad własnymi „śladami cyfrowymi”. Intrygujący pomysł badaczy społecznego wpływu sztucznej inteligencji polega na tym, że cyfrowe masy mogą organizować się po to by negocjować od technologicznych firm różne ustępstwa.

Reklama

O co może chodzić? O różne rzeczy, na przykład prywatność, praktyki na rzecz ochrony środowiska czy korzyści finansowe.

Z symulacji pracowników Uniwersytu Northwestern wynika, że jeśli 30 proc. użytkowników Netflixa zażądałoby usunięcia swoich danych z tej platformy, to jej algorytm rekomendacji straci połowę swojego potencjału. Szacują oni, że jakość procesu dobierania treści dla subskrybentów Netflixa spadłaby do poziomu sprzed 20 lat.

Badacze idą nawet o krok dalej. Proponują, by użytkownicy zażądali przed usunięciem danych udostępnienia ich kopii i przekazania ich technologicznej firmie, która bardziej działa w zgodzie z ich wartościami.