Co z teleportacją, antygrawitacją, nieśmiertelnością i androidami – kontynuuje prowokująco Graeber w książce „Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji”? Autor, który urodził się w latach 60., opowiada, że jako dziecko zastanawiał się, jak będzie wyglądał świat w 2000 roku. Ile wynalazków, które oglądał w filmach SF stanie się rzeczywistością za jego życia. Ta okazała się porażką. Nie doczekał się żadnego z nich. Ludzie świata nauki i entuzjaści technologii zapewniali przed dekadami, że postęp będzie szybki i spektakularny. Nie jest.

Jeszcze w 1972 roku Ernest Mandel przewidywał nadejście „trzeciej rewolucji technicznej”: ludzkość stała według niego u progu transformacji równie głębokiej co rewolucja agrarna i przemysłowa, w której komputery, roboty, nowe źródła energii i nowe technologie informatyczne praktycznie zastąpią pracę przemysłową, jaką znamy.

Gdy nadejdzie koniec pracy, wszyscy zostaniemy projektantami i programistami, a cybernetyczne fabryki urzeczywistnią każdą naszą szaloną wizję - powiedział.

Nie zostaliśmy. Jakiej transformacji doświadczyła w rzeczywistości globalna gospodarka? Eksportu pracy fizycznej do krajów Trzeciego Świata i zamknięcia dużego odsetka pracowników umysłowych wykonujących mało kreatywne prace przy komputerach w maleńkich boksach. Graeber pisze dalej w swojej książce, że „postrobotnicza” cywilizacja jest w gruncie rzeczy oszustwem. Naszych supernowoczesnych sneakersów nie wyprodukowały ani inteligentne cyborgi, ani replikujące się nanoboty. Zostały uszyte na maszynach niewiele różniących się od staroświeckich Singerów przez niewolnicze robotnice z Wietnamu czy Kambodży.

Reklama

Z tezą Amerykanina nie do końca zgadza się futurolożka i ekspertka w zakresie badań nad sztuczną inteligencją Aleksandra Przegalińska:

Trudno mi chyba zgodzić się do końca z tezami, ze nie obserwujemy żadnych przełomów w nauce. Być może nie latamy, ale nasza rzeczywistość została istotnie przeobrażona przez sieć, smartfony i algorytmy. Pracuje w dziedzinie, w której kilka lat temu nastąpił przełom o charakterze fundamentalnym - mówię tutaj o sztucznej inteligencji oraz głębokich sieciach neuronowych (deep learning), które dziś niezwykle efektywnie przetwarzają język, dane numeryczne i tekstowe. To bardzo głeboka rewolucja.

Postęp, jaki obserwujemy od lat 70., dokonał się głównie w informatyce. Jednak niemalże wszystkie innowacje technologiczne dotyczą rzeczywistości wirtualnej, a nie materialnej, fizycznej.

Dlaczego prognozowana i masowo wyczekiwana eksplozja rozwoju naukowo-technicznego nie doszła do skutku? Dlaczego w fabrykach nie pracują roboty, a ludzie nie spędzają urlopu na Księżycu? Wielu kulturoznawców wybiera jedną z popularnych odpowiedzi: nasze oczekiwania były zbyt wygórowane. Zdaniem amerykańskiego uczonego podzielało je jednak w drugiej połowie XX wieku wielu inteligentnych ludzi. Graeber szuka innego wyjaśnienia.

Zauważa, że tempo rozwoju innowacji technicznych z pierwszej połowy poprzedniego stulecia zaczęło zwalniać już w latach 50. i 60.

Ostatnia duża seria wynalazków przypada na lata 50., kiedy w krótkich odstępach czasu pojawiły się kuchenki mikrofalowe (1954), pigułka antykoncepcyjna (1957) oraz lasery (1958). Od lat 60. postęp techniczny polega na wynajdywaniu pomysłowych metod łączenia istniejących technologii (loty kosmiczne) albo dostosowywania istniejących rozwiązań do potrzeb masowego konsumenta (odbiornik telewizyjny).

Wyścig do kosmosu pomiędzy USA a ZSRR wywoływał w opinii publicznej wrażenie, że postęp techniczny jest tak szybki, że zaczyna wymykać się spod kontroli. Nic bardziej mylnego. Około 1970 roku zaczęła się stabilizować liczba publikacji naukowych, która od 1685 roku do tamtej chwili niemal podwajała się co piętnaście lat. To samo dotyczy liczby przyznawanych patentów.

Gdzie ta rewolucja?

Jakie czynniki sprawiły, że oczekiwana technologiczna rewolucja nie dokonała się? Mają one naturę polityczną (przekierowanie funduszy na badania i rozwój do innych obszarów) oraz biurokratyczne (zmiany w systemach zarządzania badaniami naukowymi i technicznymi).

Graeber stawia błyskotliwą tezę, że:

W latach 70. XX wieku nastąpiło głębokie przeobrażenie, polegające na porzuceniu inwestycji w technologie, które otwierały drogi do alternatywnych modeli przeszłości na rzecz inwestycji w technologie, które wzmacniają dyscyplinę pracy i mechanizmy kontroli społecznej.

Lata 50. i 60. poprzedniego stulecia to okres, w którym wydatki na rozwój techniczny były wspierane przez zimnowojenną logikę i w którym USA czuły na plecach niebezpieczny zimny oddech komunistycznego wroga. Wraz z osłabianiem się sowieckiego systemu gospodarczego malała jednak presja i ambicje Amerykanów. W 1968 roku, gdy USA wysłały ludzi na Księżyc, amerykańscy planiści nie traktowali już ZSRR poważnie. Mogli więc zarzucić kontynuowanie ambitnych planów kolonizacji Marsa czy robotyzacji fabryk. Kapitalizm mógł zaś zacząć inwestować w telefony z ekranem dotykowym oraz małe przedsiębiorcze startupy.

Autor pisze w „Utopii…”, że nakłady sektora prywatnego na nowatorskie badania są dziś niższe niż w latach 50. i 60., za co odpowiadają m. in. strukturalne zmiany w systemie podatkowym. Chodzi głównie o spadek opodatkowania dochodów. Kadra kierownicza, której wynagrodzenie coraz częściej przybierało formę opcji na zakup akcji, wypłacała inwestorom zyski w postaci dywidendy, a za pieniądze przeznaczane dotąd m. in. na badania i rozwój zaczęła wykupywać akcje własnych firm, nie troszcząc się o zwiększanie ich wydajności. Innym powodem, dla którego nie doszło chociażby do wyczekiwanej robotyzacji fabryk jest to, że około 90. proc. nakładów na rozwój robotyki przechodzi przez Pentagon. Dysponujemy więc bezzałogowymi samolotami, ale nie mamy robotów pracujących w ogrodzie ani zrobotyzowanych kopalń. Co prawda część wojskowych projektów znalazła zastosowanie cywilne (Internet), ale ogólny kierunek rozwoju nie sprzyjał rozwojowi technologii, które wpłynęłyby znacząco na życie mas.

Graeber drąży dalej: dlaczego nawet w dziedzinach nauki i techniki, do których kierowano fundusze szerokim strumieniem, nie odnotowano znaczących przełomów? Na pierwszy plan wysuwa się robotyka i nieudane wojskowe próby stworzenia zaawansowanych technologicznie maszyn. To samo można powiedzieć o rozczarowujących postępach w medycynie (która nie potrafi wygrać walki z wieloma chorobami, nie tylko rakiem, ale też np. łuszczycą) czy nawet informatyce (powolne tempo rozwoju sztucznej inteligencji, która według wielu ekspertów nawet nie zbliżyła się do poziomu ludzkiej). Jedną z odpowiedzi może stanowić fakt, że niewielka część budżetów badawczych jest przeznaczana na badania podstawowe, czyli takie, których celem jest dokonywanie nowych odkryć, a nie znajdowanie rozwiązań dla rozwiązywania aktualnych (rynkowych) problemów. Innym wyjaśnieniem jest to, że większość finansowania jest przeznaczana na ogromne inicjatywy, takie jak na przykład projekt poznania ludzkiego genomu. Wszystkie one zaś ulegają silnym politycznym, administracyjnym i rynkowym naciskom oraz są bardzo zbiurokratyzowane. Doszło w nich do przenikania się państwowej władzy, nauki i prywatnego biznesu, co ma dla naukowego postępu katastrofalne skutki. Fizyk Don Raben z University College London powiedział, że gdyby Albert Einstein żył dzisiaj, to nie miałby szansy zdobyć finansowania dla swoich badań.

Graeber dochodzi więc do konkluzji, że wszechobecna biurokratyzacja, która jest nieodłączną częścią kapitalizmu, sprawiła, że porzuciliśmy ambitne technologie poetyczne (czyli takie, które mają wpłynąć na rzeczywiste zmiany w życiu człowieka i uwolnić go od katorżniczej pracy) ˗ zostały one zastąpione przez technologie biurokratyczne.

Rozwój informatyki, który miał skrócić dzień pracy i uwolnić człowieka od papierkowej roboty paradoksalnie sprawił, że pracujemy dłużej i wypełniamy jeszcze więcej dokumentów. Graeber konkluduje: „Administracja nie wspiera już kreatywności, ale kreatywność została zaprzęgnięta w służbie administracji”.

Granice rozwoju IT

A może wyjściem z impasu będzie pędząca w zawrotnym tempie technologia informacyjna? Relacje pomiędzy rozwojem IT a innymi sferami gospodarki bardzo interesująco opisał Martin Ford w książce „Świt robotów”. Podobnie jak Graeber zauważa on, że epoka, którą uważamy za najbardziej przełomową pod względem rozwoju nauki i nowych wynalazków, czyli ostatnie 20-30 lat, znacznie ustępuje wcześniejszym (a szczególnie okresowi z przełomów XIX i XX wieku, kiedy to wynaleziono hydraulikę, samochody, samoloty i elektryczność).

Ekonomiści wyjaśniają brak postępu w wielu gałęziach technologii trendami gospodarczymi, z których na pierwszy plan wybija się stagnacja dochodów (w ujęciu Forda chodzi o Amerykanów). Jednak zdaniem wielu wybitnych uczonych, na przykład laureata nagrody Nobla Roberta Solowa, to innowacja jest główną siłą napędową postępu, więc to raczej zastój w zakresie tworzenia nowych idei i wynalazków, a nie wpływ technologii na klasę średnią i pracującą jest powodem zastoju gospodarczego. Może wzrostowy potencjał zachodnich gospodarek już się wyczerpał?

Tyler Cowen napisał w „The Great Stagnation”, że gospodarka USA weszła w tymczasowy okres stabilizacji „po skonsumowaniu wszystkich nisko zawieszonych owoców dostępnych innowacji, wolnej ziemi i niewykorzystanego ludzkiego talentu”.

Robert J. Gordon z Northwestern University napisał zaś w jednej z prac z 2012 roku, że rozwój gospodarczy USA właśnie dobiegł końca, bowiem jest skutecznie hamowany przez powolne innowacje i przeszkody takie jak ogromny dług publiczny, starzejące się społeczeństwo i niewydolność systemu edukacji.

Ford opisuje we wspomnianej książce historyczną ścieżkę, którą obierały niemal wszystkie duże innowacje ˗ przybiera ona kształt litery S, na której przyśpieszający rozwój w końcu się stabilizuje. Proces ten obrazuje na przykładzie lotnictwa, w którym największy postęp dokonał się w pierwszej połowie XX wieku, ale już w czasie II wojny światowej znacznie spowolnił. Pojawiła się oczywiście potem nowa innowacja – silniki odrzutowe, których rozwój zapoczątkował nowy postęp opisywany krzywą o tym samym kształcie. Jeśli chcemy, by rozwój lotnictwa ponownie przyśpieszył, potrzebujemy nowego wynalazku. Czynnikami, które odpowiadają za kształt krzywych technologicznych są badania nad rozwojem, inwestycje, ale przede wszystkim odkrycia z dziedziny fizyki dotyczącej danej sfery technologii. Problem polega na tym, że jak opisałem to w pierwszej części artykułu, wystarczająco wpływowe nowe wynalazki i naukowe przełomy, które mogłyby przyśpieszyć rozwój różnych dziedzin, takich jak np. lotniczy transport, nie powstają.

Autor „Świtu robotów” dostrzega jednakże pozytywny wpływ technologii informacyjnych na rozwój innych dziedzin. Zaawansowana inżynieria komputerowa udoskonaliła na przykład wydobycie surowców. Wynalezienie mikroprocesora sprawiło, że komputery zmniejszyły się i umasowiły, poza tym wzrosła ich zdolność obliczeniowa i przetwarzania informacji. Możliwości obliczeniowe nie zmienią jednak praw natury i nie wpłyną materialnie na życie człowieka, mogą jednak pomóc badaczom w załataniu technologicznych „dziur”, które powstają od wielu lat.

Jaki jest charakter związku między technologią informacyjną a innymi dziedzinami gospodarki? Szybki rozwój komputerów w minionych dekadach sugeruje, że IT udało się utrzymać na rosnącym odcinku krzywej S o wiele dłużej, niż było to możliwe w innych sferach technologii. Było to możliwe dzięki osiąganiu coraz to nowych poziomów rozwoju inżynierii, a właściwie wytwarzania półprzewodników. Rozwój technologii informacyjnej opiera się na zmniejszaniu rozmiarów tranzystorów w celu upakowania jak największej liczby obwodów do jednego czipa. Zbliżamy się do granicy pomniejszania, której niedługo nie będzie można przekroczyć. Rozwiązaniem tego problemu mogą być zdaniem Forda trójwymiarowe czipy i egzotyczne materiały węglowe.

Technologia informacyjna obejmuje dwie rzeczywistości – świat atomów, w którym innowacja to walka o budowę coraz szybszych urządzeń oraz minimalizowanie lub eliminowanie wytwarzanego przez nie ciepła. Druga rzeczywistość to świat bitów, w którym algorytmy, architektury koncepcyjne systemów komputerowych i matematyka stosowana sterują tempem postępów. Istotne jest, że algorytmy i rzeczywistość bitowa może się rozwijać znacznie szybciej od sprzętu. Jeśli wiele programów nie rozwinęło się tak bardzo jak mogły, to zazwyczaj dlatego, że wchodzą one w bezpośrednią interakcję z człowiekiem.

Dalszy rozwój technologii informacyjnej może polegać na łączeniu ogromnych ilości niedrogich procesorów w wielkie, równoległe systemy. Szczyt możliwości obliczeniowych zostanie osiągnięty, gdy badacze połączą prędkość dzisiejszych sprzętów komputerowych z czymś, co będzie zbliżone poziomem złożoności do ludzkiego mózgu.

Technologia informacyjna stała się uniwersalna, a wiele aspektów życia codziennego uzależniło się od niej.

Najpewniej jeszcze w tej dekadzie pojawi się przed nami komputer kwantowy. Sztuczna inteligencja przeobraża sektor po sektorze, od logistyki, poprzez finanse aż po medycynę. To, ze nie ma wokół nas technologii, które ludzie kilka dekad temu uważali jako ważne w przyszłości nie jest dla mnie dowodem na poparcie tezy Martina Forda czy Thiela. To, co ludzie myśleli kiedyś o przyszłości mówi wiele o nich samych. O przyszłości - niewiele - kontruje tezy Graebera i Forda Przegalińska.

Zostawić Dolinę Krzemową

Z pewnością w awangardzie zmian, których wyczekuje Graeber znajduje się kilku współczesnych wizjonerów. Jednym z nich jest Peter Thiel. Ten kultowy obecnie inwestor i rynkowy insajder nie róż ni się niczym w postrzeganiu ścieżki, jaką podąża technologia. To prawda, twierdzi, że informatyka rozwija się w zawrotnym tempie, ale rewolucja ogranicza się do jednej dziedziny oraz Doliny Krzemowej.

Obecna stagnacja wynika z tego, że dominującym trendem obecnym w myśleniu o budowaniu firm, w tym również startupów, jest kopiowanie istniejących modeli.

Kolejny Bill Gates nie stworzy systemu operacyjnego. Następny Larry Page lub Sergey Brin nie zbuduje wyszukiwarki internetowej. Kopiowanie innych prowadzi świat od 1 do n, dodając do niego kolejne elementy czegoś już znanego. Jeśli jednak tworzysz coś całkowicie nowego, to przechodzisz od 0 do 1. Jutrzejsi mistrzowie nie zwyciężą dzięki bezwzględnej walce z konkurencją na obecnym rynku – oni uciekną tej konkurencji, ponieważ ich firmy i pomysły na biznes będą wyjątkowe – napisał Thiel w książce „Zero to One. Notatki o start-upach, czyli jak budować przyszłość”.

Thiel prognozuje, że firmy, które jedynie szlifują istniejące modele biznesowe skazane są na upadek. Dotyczy to jego zdaniem firmy o każdej wielkości – począwszy od malutkich młodych startupów, a skończywszy na zasłużonych i konserwatywnych pod względem biznesowego portfolio molochów.

Być może żyjemy iluzją, że zalewające naszą świadomość morze aplikacji i nowych modeli tego, co już znamy, to nieustający skokowy postęp. Faktem jest jednak, że ostatnie dziesięciolecia nie przyniosły zmian w wielu aspektach ludzkiego życia. Postęp jest szczególnie powolny w przypadku obszarów, w których ludzie nie tylko nie zostali uwolnienie od ciężkiej, często niewolniczej fizycznej pracy, ale nie różni się ona zbytnio od tej, którą wykonywano w fabrykach pod koniec XIX wieku.

Alternatywą dla będącego w stagnacji sektora publicznego może być innowacyjne pokolenie inwestorów pokroju Thiela i Elona Muska. Składają nam oni obietnice: połączenie ludzkiego mózgu z technologiami, kolonizację Marsa czy przedłużenie ludzkiego życia. Nawet jeśli doświadczymy jednak postępu, jaki marzył się poprzednim pokoleniom żyjącym kosmicznym wyścigiem i złotą erą SF, to nikt nie obiecuje, że owoce tego postępu będą dostępne dla mas. Ale to już temat na inną marksizującą opowieść.