W ciągu ostatnich dwóch lat wygenerowano 90 proc. danych, które znajdują się w sieci. Nieprawdopodobne? Tylko do czasu aż sobie uświadomimy, że dziennie wysyłamy 306 mld e-maili, a każdy użytkownik sieci przesyła średnio jeden gigabajt danych na godzinę – mniej więcej tyle, ile zajmuje kilkaset e-booków. Dynamika przyrostu treści przyspiesza, bo sprzedaje się coraz więcej smartfonów (w tym roku ponad miliard) umożliwiających robienie zdjęć oraz nagrywanie filmów w wysokiej jakości, a więc rozmiary plików rosną, zaś do sieci każdego dnia dołącza ok. 875 tys. nowych osób (obecnie internautów jest niewiele ponad pięć miliardów).
Ktoś powie, że wraz ze wzrostem ilości danych zwiększają się również możliwości ich składowania, np. w chmurze. Ale to tylko część prawdy. Bo choć rok do roku koszty przechowywania cyfrowych treści spadają od 25 proc. do nawet 40 proc. – i jest to trend przyspieszający, bo rynek jest innowacyjny i konkurencyjny – to rzecz w tym, że już dziś nie dałoby się w chmurze pomieścić wszystkich treści. Bo danych przybywa znacznie szybciej niż nowych serwerów.
I choć przetwarzanie danych to obecnie biznes lepszy niż wydobywanie złota czy diamentów, to taki stan nie będzie trwał wiecznie. Jest co najmniej kilka scenariuszy, w których może się okazać, że dane trzeba będzie zacząć selekcjonować. To zaś może stać się nie lada wyzwaniem. Bo kto będzie o tym decydował? I jak ocenić to, co jest wartościowe?

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.

Reklama