Nie jest to jednostkowa historia – w książce „Brzydka prawda. Kulisy walki Facebooka o dominację” dziennikarki Sheera Frenkel oraz Cecilia Kang ujawniły kilka podobnych przypadków. Opisują np. historię pracownika, który uzyskał dostęp do prywatnych rozmów dziewczyny na FB, gdy ta przestała mu odpisywać po pierwszej randce. Na podobne pokusy miało być wystawionych ok. 16 tys. zatrudnionych w Facebooku – to programiści odpowiedzialni za projektowanie serwisu.

Śledzenie użytkowników zakończyło też kariery czwórki pracowników innego medium społecznościowego – TikToka. Kiedy się okazało, że do mediów wyciekły poufne informacje dotyczące firmy, w serwisie zaczęły się gorączkowe poszukiwania źródła przecieku. Jak wyjaśniały potem władze spółki, grupa pracowników uzyskała dostęp do danych dziennikarzy serwisu BuzzFeed i gazety „The New York Times”, by prześledzić, z kim ci się kontaktują. I tak dotarto do sygnalisty.

Wykorzystanie dostępu do poufnych informacji o użytkownikach cyfrowych platform to ogromna pokusa, której często nie sposób się oprzeć. Na naszym podwórku uległ jej w minionym tygodniu minister zdrowia Adam Niedzielski.

Zaczęło się od tego, że lekarz Piotr Pisula przekonywał w TVN, że resort praktycznie zablokował możliwość wystawiania recept na silne leki przeciwbólowe. Podkreślił, że w dniu poprzedzającym emisję telewizyjnego materiału żaden pacjent wypisywany z poznańskiego szpitala miejskiego nie dostał takiego zalecenia. W odpowiedzi szef resortu zdrowia napisał na X (dawny Twitter): „(…) Sprawdziliśmy. Lekarz wystawił wczoraj na siebie receptę na lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. Takie to FAKTY”. A zatem minister, który nadzoruje system elektronicznego wystawiania recept, nie tylko zajrzał w dokumenty, lecz także wykorzystał zdobytą w ten sposób wiedzę, by publicznie dać odpór oponentowi, który podważał jego działania.

Reklama

To, że przekazujemy pożytecznym dla nas serwisom informacje o sobie, jest częścią niepisanej umowy. Zakłada ona, że pracujące w nich osoby będą dostarczać nam coraz lepsze produkty tak, by podniosły one jakość naszego życia. W tym kontrakcie ogromną rolę gra zaufanie – pewność, że dane będą wykorzystywane jedynie do tego, na co się świadomie zgadzamy. Kiedy więc okazuje się, że uprawnienia przekroczono, wybucha skandal. A firma stara się ratować. Według informacji autorek „Brzydkiej prawdy” tylko w latach 2014–2015 z FB odeszły co najmniej 52 osoby, którym zarzucono bezprawne zaglądanie w profile użytkowników. W TikToku – poza rozstaniem się z pracownikami śledzącymi dziennikarzy – obiecano wprowadzić różne poziomy dostępu do danych użytkowników.