Zaledwie dwa dni przed wyborami na Słowacji na Facebooku pojawiło się nagranie dźwiękowe. Słychać było na nim rozmowę Michala Šimečki, lidera liberalnej partii Postępowa Słowacja oraz Moniki Tódovej z dziennika Denník N. Dyskusja zdradzała kulisy manipulowania wyborami, częściowo poprzez kupowanie głosów od nielicznej mniejszości Romów w kraju. Oczywiście, zarówno Šimečka jak i Denník N natychmiast odrzucili to nagranie jako fałszywe. O wszystkim napisał portal WIRED.

Czy deepfake przesądził o wyniku wyborów na Słowacji?

AFP poinformowała, że nagranie wykazuje oznaki manipulacji przy użyciu sztucznej inteligencji. Tyle, że znalazło się ono w eterze już podczas ciszy wyborczej. Zgodnie z przepisami wyborczymi na Słowacji trudno było obalić tezę o prawdziwości nagrania. Ponadto, ponieważ post był dźwiękowy, wykorzystywał lukę w polityce firmy Meta dotyczącej manipulacji mediami, która określa, że ​​niezgodne z jej zasadami są wyłącznie fałszowane filmy.

Reklama

Wybory stanowiły zaciętą rywalizację między dwoma czołowymi partiami o odmiennych wizjach dla Słowacji. W niedzielę ogłoszono, że partia pro-NATO, Postępowa Słowacja, przegrała z SMER, która prowadziła kampanię na rzecz wycofania wsparcia militarnego dla sąsiada, Ukrainy. Czy deepfake miał w tym jakiś swój udział?

Słowacja jako poligon doświadczalny

Jeszcze przed głosowaniem szefowa ds. cyfrowych UE Věra Jourová powiedziała, że ​​wybory na Słowacji będą testem na to, jak podatne na "broń masowej manipulacji" używaną przez Moskwę do ingerowania w wybory są europejskie wybory. Co więcej, te wybory były jednymi z pierwszych istotnych głosowań, które odbyły się po wprowadzeniu w sierpniu dyrektywy dotyczącej usług cyfrowych UE. Dyrektywa ta, mająca na celu lepszą ochronę praw człowieka w sieci, wprowadziła nowe zasady, które miały zmusić platformy do bardziej aktywnego i transparentnego działania w zakresie moderacji dezinformacji.

Teraz, po wyborach, kraje na całym świecie będą przyglądać się temu, co wydarzyło się na Słowacji. A wiadomo przecież, że sąsiednia Polska, która według niedawnego badania UE jest szczególnie narażona na dezinformację, przeprowadzi wybory już w niedzielę. W przyszłym roku odbędą się one również w Wielkiej Brytanii, Indiach, UE i USA. Spece od weryfikacji informacji przyznają, że sztuczna inteligencja jest już wystarczająco zaawansowana, aby zakłócać wybory, podczas gdy brakuje narzędzi do walki z nią.

AI a wybory parlamentarne w Polsce

Wybory na Słowacji były obserwowane z uwagą w Polsce. "Oczywiście, dezinformacja generowana przez AI to coś, czego bardzo się boimy, ponieważ trudno jest na nią szybko reagować" – powiedział dla portalu WIRED Jakub Śliż, prezes polskiego stowarzyszenia grupy Pravda. Brak również narzędzi do niezawodnej identyfikacji, co zostało stworzone lub zmienione przy użyciu AI. "Dostępne narzędzia dają prawdopodobieństwo" - przyznał. Cierpią jednak na problem czarnej skrzynki – w zasadzie nie wiemy, jak działają. "Jeśli mam narzędzie, które korzysta z AI, aby w jakiś magiczny sposób powiedzieć mi, że coś jest w 87 procentach wygenerowane przez inne AI, to jak mam przekazać tę wiadomość opinii publicznej?" – zapytał Śliż.

Śliż twierdzi, że w Polsce jeszcze nie krąży wiele treści generowanych przez AI. "Ale ludzie wykorzystują fakt, że coś może być generowane przez AI, aby zdyskredytować prawdziwe źródła. Tak było z tzw. Marszem Miliona Serc, który zgromadził tłumy wspierające opozycję i szacunkowo rzeczywiście wzięło nim udział około miliona osób. Jednak na portalu X, dawniej znanym jako Twitter, użytkownicy sugerowali, że filmy z marszu zostały sfałszowane za pomocą AI, aby wydawało się, że tłum jest większy.

„Jeśli chodzi o polską politykę to nie mieliśmy jeszcze do czynienia ze zjawiskiem deepfake'ów. Narzędzia wykorzystujące AI są relatywnie nowe i w kontekście manipulacji obrazem nie zauważyliśmy jeszcze ani razu, żeby powstały jakieś przeróbki w kontekście obecnej kampanii wyborczej” – powiedział Jakub Śliź portalowi forsal.pl. „- Oczywiście była sytuacja związana z wykorzystaniem voice cloningu przez KO, kiedy wytworzono głos Morawieckiego. Błędem KO było to, że treści nie zostały odpowiednio oznaczone, co może spowodować, że widownia nierozeznana w nowinkach technologicznych po prostu w to uwierzy – dodał Jakub Śliż.

AI w kirotargetowaniu politycznym

Jak przyznał w rozmowie z nami prezesa stowarzyszenia Pravda, jeśli chodzi o inne sposoby wykorzystania AI w polityce, to jest ich nieskończona liczba. „- Pierwsze na myśl na pewno przychodzi mi wykorzystanie AI przy produkcji treści promocyjnych, które mogą być bardziej spersonalizowane. Abstrakcyjnie rzecz biorąc, każdy potencjalny wyborca mógłby otrzymać unikatową wiadomość od swojego lokalnego posła, która miałaby na celu przekonanie jego i wyłącznie jego. Tak zwany mikrotargeting był szerzej omawiany w związku z aferą Cambridge Analytica natomiast narzędzia AI oparte na LLM mają naprawdę duży potencjał na tym polu” -dodał Jakub Śliż.

Kto wie, może już dziś posłowie wykorzystują Chat GPT do przygotowywania swoich przemów, wpisów na socjale czy plakaty?