Wiosną 1925 r. miłośnicy górskich wypraw z niecierpliwością oczekiwali zakończenia prac przy budowie schroniska na Hali Gąsienicowej mającego być dumą warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Jego prezes Stanisław Osiecki, będący wtedy wicemarszałkiem Sejmu, w opublikowanej na łamach „Rzeczpospolitej” rozmowie z Tadeuszem Dołęgą-Mostowiczem opowiadał, że „Warszawa ma tytuł do słusznej dumy, gdyż nasze schronisko będzie największe w Tatrach tak po tej, jak i po tamtej stronie granicy. Gmach dzieli się na 40 wielkich ubikacji (z austriackiego niemieckiego: kwatera – red.) o wysokich sufitach i dużych oknach”.

Budowę sfinansowano głównie ze składek członkowskich Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i datków. Bud żet zamknął się w kwocie 350 tys. zł, co uwzględniało nie tylko postawienie budynku i wyposażenie go w meble oraz inne niezbędne sprzęty, lecz także wytyczenie drogi do schroniska i stworzenie kolejki do transportowania materiałów budowlanych. Przez trzy lata w budowie pomagało wojsko. Nawet zimą, pomimo trudnych warunków atmosferycznych, saperzy nie tylko przebywali na Hali Gąsienicowej, lecz także dbali o dostawy kamienia. Za udzielone wsparcie PTT zobowiązało się do udzielania oficerom w schronisku ulg przysługujących członkom Towarzystwa.

Treść całego tekstu można przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.

Reklama