Z ostatnich informacji, podanych przez “Gazetę Wyborczą”, wynika, że ofertę otrzymała posłanka Izabela Leszczyna, czyli wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej, wieloletnia posłanka, nauczycielka i sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.

Z plotek wynika, że decyzje ma podjąć do końca dnia lub do jutra rana. Inni nasi rozmówcy dodają, że jeżeli odmówi, to niewykluczone jest to, że resort zostałby oddany w ręce Polski 2050. Posłowie z tego ugrupowania pytani o to, mówią, że nie jest to wykluczone. Choć wszyscy dość zgodnie przyznają, niezależnie od barw partyjnych, że nikt się do tego nie pali.

Kto już odmówił tego zaszczytu?

Reklama

Odmówił, jak wynikało z naszych informacji Tomasz Grodzki, były marszałek Senatu z KO, który ponoć powiedział, że może podjąć się tej misji, pod warunkiem, że szef resortu zdrowia będzie w randzie wicepremiera. Bartosz Arłukowicz (KO), którego nazwisko pojawiało się na giełdzie, także nie jest chętny do objęcia tego stanowiska. Mówi się o tym, że mógłby startować ponownie do europarlamentu w przyszłym roku.

Wcześniej jeszcze mówiono o Marcelinie Zawiszy z partii Razem, jednak to ugrupowanie choć popiera Tuska, zrezygnowało z wejścia do rządu. Jednym z powodów był brak gwarancji na …finansowanie zdrowia. Jak mówiła w rozmowie z DGP Marcelina Zawisza, taką ofertę mogłaby przyjąć, jedynie wtedy, gdyby w umowie koalicyjnej pojawił się zapis o 8 proc. PKB na zdrowie. Ostatecznie w tym dokumencie żadna konkretna kwota się nie została zapisana.

Kandydatka ponad podziałami?

Izabela Leszczyna, to pierwsza kandydat(ka), która nie spotkała się z jednoznaczną krytyką z którejś z partii. Wszyscy mówią, nawet niektórzy przedstawiciele PiS, że to mógłby być rozsądny wybór. Pod warunkiem, że znalazłaby dobrych zastępców i doradców, którzy znają się na systemie. W tym zakresie nie ma doświadczenia. Jej przewagą jest dostęp do „ucha” przyszłego premiera – jeżeli zostanie nim Donald Tusk.

Finanse mogą być problemem

Skąd taka niechęć do tego resortu? Nikt nie ma złudzeń, że podjęcie się tego zadania oznacza pracę od rana do nocy, nie przynoszącą żadnego splendoru, a ponadto obarczoną ogromną odpowiedzialnością. Dodatkowo to - jak mówią nasi rozmówcy - ministerstwo usiane minami. Pierwsza i największa dotyczy finansów. Przyszły rok może być szczególnie trudny - na nowego szefa resortu zdrowia czeka reforma szpitali - nie załatwił tego rząd PiS, który nawet miał chęci, ale wycofał się z reformy powodów politycznych. A koalicja obiecała w umowie, że zajmie się oddłużeniem szpitali, które obecnie wynosi co najmniej 19 mld zł.

Problemem może być bitwa o budżet na podwyżki dla personelu medycznego - od lipca wchodzi zapis ustawy, która im to gwarantuje. Chodzi o ustawę o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia, która określa ile minimum zarabiać ma personel medyczny. Co jest uzależnione od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce: dla przykładu, jeżeli wzrosłoby ono o 5 proc. to w drugiej połowie 2024 roku tylko na ten cel należałoby znaleźć 10 mld zł. Nowy rząd zapowiada także, że zniesie limity na leczenie szpitalne - to koszt w wysokości ok. 25 mld zł. Do tego ma dojść zniesienie wprowadzonego przez Polski Ład modelu opłacania składki przez przedsiębiorców. Co oznaczałoby z kolei utratę ok. 7,5 mld zł.

Do tego dochodzą bieżące problemy, które ma każdy minister: brak kadr, groźby strajku personelu, petycje zrozpaczonych pacjentów, którym nie zrefundowano leków, i - nic nowego - problem z kolejkami. Co do tych ostatnich w umowie koalicyjnej, pada ostrożne sformułowanie: że będą starać się je zmniejszać. Na razie, pomimo wyższych nakładów na ochronę zdrowia, nie udało się tego zrobić żadnej partii. A teraz nie będzie na to nawet pieniędzy: wszystko zostanie wydane na wynagrodzenia i i oddłużanie szpitali. A do tego zmaganie się z lobby środowiskowym i farmaceutycznym. Co w zamian może otrzymać minister(ka)? Niewiele: wynagrodzenie ministra jest kilkukrotnie niższe niż lekarza i raczej zbliża się do pensji pielęgniarki.