Resort zdrowia planuje zmienić rozporządzenie z 28 kwietnia 2020 r. w sprawie standardów w zakresie ograniczeń przy udzielaniu świadczeń opieki zdrowotnej pacjentom innym niż z podejrzeniem lub zakażeniem wirusem SARS-CoV-2 przez osoby wykonujące zawód medyczny mające bezpośredni kontakt z pacjentami z podejrzeniem lub zakażeniem tym wirusem (Dz.U. poz. 775). Zgodnie z nim nie mogą one pracować z innymi chorymi, obowiązuje ich więc de facto zakaz pracy w innych miejscach. Należą się im za to rekompensaty finansowe.
Od początku z tymi przepisami wiązały się obawy, bo personelu medycznego mamy mało, a praca w kilku placówkach jest normą. Z drugiej strony szpitale przeznaczone dla chorych na COVID-19 nie mają dużego obłożenia. Z tych m.in. powodów ministerstwo chce wprowadzić zmiany.
– W tej chwili procedujemy rozporządzenie, które zniesie nakaz pracy tylko w szpitalu jednoimiennym. Chcemy, żeby to kierownik podmiotu leczniczego mógł zwolnić pracownika z tego obowiązku, żeby miał możliwość świadczenia pracy także w innej placówce – zapowiedział wiceminister Waldemar Kraska na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia poświęconym sytuacji szpitali zakaźnych.

Więcej elastyczności przed drugą falą

Reklama
– To wyjście naprzeciw naszym postulatom – ocenia ministerialną propozycję Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. – W takich sytuacjach jak COVID musi być możliwość podejmowania decyzji przez dyrektorów – w zależności od potrzeb i stanu kadrowego – dodaje. Zastrzega, że na pewno nie będą to jednoosobowe decyzje, ale podejmowane w porozumieniu z kierownikami poszczególnych komórek, dyrektorami ds. medycznych.
Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, podkreśla, że nakaz pracy w jednym miejscu odczuły wszystkie placówki. – Jeśli lekarz przypisany teraz do oddziału covidowego wcześniej gdzieś pomagał, biorąc dyżury, to już go tam nie ma. Dlatego pogorszyło to dostęp do personelu – i lekarskiego, i pielęgniarskiego. Ale jakoś dajemy radę. Przed drugą falą zachorowań, na którą nałoży się sezonowa grypa, większa elastyczność jest jednak niezbędna – przekonuje.
Dodaje, że sam jest zwolennikiem polityki regionalnej, a nie centralnej – decydować powinni dyrektorzy, przy udziale organów założycielskich, ponieważ w każdym województwie, a nawet w każdym powiecie, sytuacja jest inna.
– Od samego początku powinno to być uregulowane w ten sposób – potwierdza Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym. Zwraca uwagę, że nie ma sensu utrzymywanie zakazu wobec pracowników, którzy wprawdzie pracują w zakaźnym szpitalu, ale od wielu tygodni nie mieli pacjenta z koronawirusem. Lepiej stosować go elastycznie – wprowadzać i znosić, wraz ze zmianą okoliczności.

Potrzebny rejestr

Prawnicy zwracają jednak uwagę, że w naszych warunkach problemem może okazać się koordynacja.
– Zastanawiam się, jak przepisy zostaną określone, gdyż jeśli zwalniać z ograniczenia ma kierownik podmiotu leczniczego, to powstaje pytanie, który – dyrektor placówki covidowej czy tzw. czystej. Tu może powstać konflikt, bo nawet jeśli dyrektor szpitala zakaźnego zwolni pracownika, to i tak „czysty” może nie chcieć go przyjąć – mówi Katarzyna Fortak-Karasińska, radca prawny z Kancelarii Fortak & Karasiński.
Dlatego zdaniem Rafała Janiszewskiego konieczny jest sprawny i transparentny przepływ informacji między poszczególnymi placówkami. Jak twierdzi, sztywne ograniczenia wprowadzono właśnie dlatego, że go nie ma.
– Naszą największą bolączką jest brak koordynacji na różnych poziomach, również zarządczych. Tymczasem na gruncie systemu publicznego wszystko widać jak na dłoni, zasoby są dokładnie sprawozdawane przy różnych okazjach – można zatem zrobić rejestr, który by tę koordynację wspomagał – przekonuje.
Kierownik placówki covidowej wystawiałby swojemu lekarzowi zaświadczenie, że sytuacja epidemiologiczna nie uniemożliwia pracy gdzie indziej, a w razie gdyby się zmieniła, wprowadzałby adnotację do rejestru. Byłyby w nim zatem aktualne informacje, czy personel jest „czysty”, mogłyby tam figurować nawet terminy wykonania ostatniego testu. – Taki system by się sprawdził, bo wszyscy mają interes w tym, by chronić się przed zakażeniem – uważa Rafał Janiszewski.

Komu dodatek?

Uelastycznienie to niejedyna zmiana potrzebna w rozporządzeniu. Wciąż problemem jest to, kogo właściwie obowiązują ograniczenia i komu należą się związane z nimi dodatki (pisaliśmy o tym: „Ograniczenia nie wiadomo dla kogo”, DGP nr 90/2020). Prawnicy od początku wskazywali na ten problem, a praktyka pokazała, że słusznie.
– Spłynęło do nas wiele pytań dotyczących interpretacji tych przepisów i stosowania ich w odniesieniu do poszczególnych osób wykonujących zawód medyczny – przede wszystkim takich, które mają bezpośredni kontakt tylko z pacjentami z podejrzeniem lub zakażeniem wirusem, ale w podmiocie, który formalnie nie wyodrębnił komórki organizacyjnej wyłącznie do udzielania świadczeń w związku z przeciwdziałaniem COVID-19 i nie zgłosił jej do RPWDL (rejestru podmiotów wykonujących działalność leczniczą) – mówi Katarzyna Fortak-Karasińska.
Chodzi np. o lekarzy, którzy opiekują się pacjentami zakażonymi koronawirusem w szpitalach, które przystosowały oddziały zakaźne do leczenia tych osób.
– W takich sytuacjach NFZ kwestionuje zasadność, a w zasadzie odmawia przyznania dodatkowych środków na wynagrodzenia, choć zostali oni wyłączeni z udzielania świadczeń innym pacjentom – podkreśla prawniczka.
Na ten problem zwracał niedawno uwagę m.in. OZZL, chodziło o szpitale w Małopolsce. Również Waldemar Malinowski wskazywał, że takie przypadki miały miejsce.
Katarzyna Fortak-Karasińska przyznaje, że wynika to z literalnej interpretacji przepisów, ale w jej opinii nie ma uzasadnienia. – Moim zdaniem jest to najprawdopodobniej przeoczenie ustawodawcy, niemniej stwarza niepotrzebne konflikty w środowisku medycznym – ocenia. ©℗