Dadaab w Kenii to jeden z największych na świecie obozów dla uchodźców. Znajdują się w nim chaty z komputerami – opisuje Phil Jones z redakcji Rest of World. Brutalnie wysiedleni, a następnie umieszczeni na marginesie globalnego systemu migranci spędzają dni na pracy na rzecz Doliny Krzemowej. Dzień pracy może oznaczać tagowanie filmów, transkrypcję dźwięku lub pokazywanie algorytmom, jak rozpoznawać np. zdjęcia kotów.
To właśnie tzw. „clickwork” stanowi jedną z niewielu dostępnych opcji zatrudnienia dla mieszkańców Dadaab, choć ta praca jest niestabilna, żmudna, nisko płatna. Ciasne i pozbawione świeżego powietrza miejsca pracy, usiane plątaniną kabli i luźnych przewodów, są „antytezą niemalże niebiańskich kampusów, w których rezydują nowi władcy wszechświata” – pisze Jones. „Każde zadanie to poszerzanie przepaści między rozległymi i rosnącymi gettami a kapitalistyczną awangardą inteligentnych botów i miliardowych potentatów. To, co barbarzyńskie i wzniosłe, łączy się w jednym kliknięciu” – dodaje.
Ta sama ekonomia kliknięć determinuje losy uchodźców na Bliskim Wschodzie. Przykładowo, zmuszeni do dostosowania swojego rytmu snu do potrzeb firm znajdujących się na drugim końcu planety i w różnych strefach czasowych, mieszkańcy libańskiego obozu Shatila (w większości Syryjczycy), rezygnują ze snu. Ich noce upływają na etykietowaniu materiałów filmowych z obszarów miejskich: „dom”, „sklep”, „samochód”. Bywa, że owe tagi mapują ulice, na których sami kiedyś mieszkali – być może posłużą zautomatyzowanym systemom dronów, które później zrzucą swoje ładunki na te same ulice. Nie sposób z całą pewnością ustalić dokładnego celu – ani beneficjentów – ich pracy.
Z kolei pozbawieni pracy Palestyńczycy stali się celem M2Work – projektu współpracy pomiędzy Nokią a Bankiem Światowym, którego celem jest zapewnienie „najbardziej nieuprzywilejowanym ludziom na świecie” dostępu do nowych form mikrozatrudnienia. Wydaje się, że poświęcając się „tworzeniu miejsc pracy” na globalnym Południu, Bank Światowy postrzega 30 proc. stopę bezrobocia w Palestynie jako niepowtarzalną okazję – niewykorzystane źródło taniej siły roboczej.
M2Work jest tylko jednym z wielu przedsięwzięć typu „impact sourcing”, które wykorzystują mikropracę, aby dotrzeć do niegdyś niedostępnych segmentów globalnej siły roboczej. Organizacja pozarządowa Lifelong, prowadzona przez firmę Deepen AI, szkoli syryjskich uchodźców do adnotowania danych dla takich firm jak Google i Amazon. Podobnie, platforma not-for-profit Sama szkoli uchodźców z Ugandy, Kenii i Indii do wykonywania krótkich zadań związanych z danymi i aktywnie rekrutuje uchodźców do pracy na Amazon Mechanical Turk. Motto platformy brzmi „Daj pracę, nie pomoc”.
Mikropraca nie wiąże się z żadnymi prawami czy bezpieczeństwem, za to jest opłacana nisko – na tyle, by utrzymać przy życiu, ale pracownik jest „społecznie sparaliżowany”. Uwięzieni w obozach, slumsach lub pod kolonialną okupacją, pracownicy są zmuszeni pracować po prostu po to, by przeżyć w jakichkolwiek warunkach. Jones zwraca uwagę, że ten „rasistowski aspekt programów podąża za logiką kompleksu więzienno-przemysłowego, w którym nadwyżki - głównie czarnej - populacji [w Stanach Zjednoczonych] są osadzane w więzieniach i legalnie zmuszane w ramach kary do pracy za niewielką lub żadną zapłatę”.
Była dyrektor generalna Sama, Leila Janah, nazwała mikropracę uchodźców „wirtualną linią montażową”. Chociaż bezpieczniejsza niż najgorsza praca na czarno, a w niektórych przypadkach bardziej lukratywna, mikropraca jest często domeną tych, którzy nie mają dokąd pójść. Programy mikropracy są często kierowane do populacji zdewastowanych przez wojnę, niepokoje społeczne i upadek gospodarczy. Jones pisze, że jest tak nie pomimo ich rozpaczliwych okoliczności – jak twierdzi wielu orędowników, takich jak Janah – ale właśnie z ich powodu. Takie organizacje wiedzą, że pracownicy w slumsie Kibera w Nairobi czy w slumsach w Kalkucie nie są w stanie protestować przeciwko niskim płacom i ograniczonym prawom.
Nad automatyzacją pracuje obecnie globalnie rozproszony kompleks uchodźców, mieszkańców slumsów. Ich praca zasila maszynowe uczenie firm takich jak Google, Facebook i Amazon.
Jones za przykład bierze autonomiczne pojazdy – rozwijającą się branżę, której wartość szacuje się na 54 miliardy dolarów w 2019 roku i ponad 550 miliardów dolarów do 2026 roku. Większość pracy koncentruje się wokół potrzeby uzyskania czystych, opisanych danych, które pomogą pojazdom bez kierowcy np. Tesli poruszać się w ruchu ulicznym. Obrazy z kamer pokładowych zawierają duże ilości surowych danych wizualnych, które, aby stały się użyteczne, muszą najpierw zostać skategoryzowane i oznakowane. Oznaczone dane pokazują następnie samochodowi, jak rozróżniać środowisko miejskie i rozpoznawać wszystko, od pieszych i zwierząt po znaki drogowe, sygnalizację świetlną i inne pojazdy.
Szkolenie danych rzadko odbywa się w firmie. Zamiast tego, firmy takie jak Tesla zlecają tę pracę firmom z Globalnego Południa. W 2018 r. ponad 75 proc. tych danych zostało oznaczonych przez Wenezuelczyków znajdujących się w najbardziej rozpaczliwych okolicznościach. W następstwie załamania gospodarczego kraju, gdy inflacja przekraczała 1 milion procent, znaczna liczba nowo bezrobotnych (w tym wielu byłych profesjonalistów z klasy średniej) zwróciła się ku platformom mikropracy, takich jak Hive, Scale i Mighty AI (przejętej przez Uber w 2019 r.), aby nanosić adnotacje na obrazy środowisk miejskich, często za mniej niż dolara za godzinę.
Mimo że anonimowość, jaką zapewnia się zleceniodawcom na tych stronach, sprawia, że zidentyfikowanie dużych firm, które korzystają z tej pracy, jest prawie niemożliwe, można z pewną dozą pewności spekulować, że to Google, Uber i Tesla zyskały na kryzysie w Wenezueli.
Podobnie jak na Globalnym Południu, mikropraca jest często domeną wykluczonych i uciskanych na Globalnej Północy. Jones pisze o tym, że praca w fińskim więzieniu polega obecnie na szkoleniu danych dla startupów. Firma rekrutacyjna Vainu zleca więźniom zadania, dążąc do wprowadzenia, jak sama twierdzi, „swego rodzaju reformy więziennictwa”. Za każde wykonane zadanie organ rządowy nadzorujący fińskie więzienia otrzymuje zapłatę, lecz nie ma żadnych publicznych danych na temat tego, jaki procent trafia do więźniów wykonujących zadania. Choć PR przedstawia program jako szansę na nauczenie się zawodu, trudno nie brać pod uwagę, jak ulotna i żmudna jest to praca. „Tak jak obciążająca fizycznie praca przy oraniu pola nie ma na celu interesu więźniów, tak niszcząca psychicznie praca polegająca na wielokrotnym pokazywaniu algorytmowi różnych znaczeń słowa jabłko nie ma na celu budowania perspektyw na przyszłość osób ją wykonujących” – pisze Jones.
Wszystkie największe firmy świata są dziś zasilane przez ukrytą rzeszę ludzi z marginesu globalnego systemu. Mikropraca dla wielkiej technologii nie oferuje żadnych praw, bezpieczeństwa ani przyszłości – konkluduje Jones.