Jeden ze zwolnionych pracowników relacjonował, że do konfliktu z kierownictwem firmy (radio nie podało jej nazwy), współpracującej z kontrahentami w Rosji i Białorusi, doszło 2 marca; wcześniej cały zespół sumiennie wykonywał swoje zadania.

"Z powodu tej całej sytuacji ruszyło nas sumienie i odmówiliśmy. Jedyny raz w naszej historii tutaj nie chcieliśmy przyłożenia ręki do wysyłki towaru do tych krajów, które dokonały inwazji na Ukrainę" - zaznaczył pracownik.

"Nasz przełożony jasno dał nam do zrozumienia, że mamy naszykować towar na Rosję, a ja miałam zrobić dokumenty. Odmówiłam" - dodała pracownica.

Prezes firmy próbował jeszcze przekonać pracowników do przygotowania transportu, jednak ci byli nieprzejednani. W efekcie siedem osób zostało zwolnionych dyscyplinarnie.

Reklama

Na antenie Radia Łódź prezes firmy wyjaśnił, że w jej oddziale na Białorusi pracuje 30 osób, które z powodu przerw w dostawach towaru straciłyby źródło utrzymania.

"Ja jestem w 100 procentach za Ukrainą. Nigdy nie posunąłbym się do czegoś takiego, aby pomagać komuś, kto jest agresorem. Ale w tym przypadku mówimy o własnej firmie, która jest na terenie Białorusi" - podkreślił.

Dodał też, że nie ma sobie nic do zarzucenia i jako członek zarządu firmy nie może pozwolić na to, by "rządził w niej pracownik", ponieważ jest on "od wykonywania poleceń".

Zwolnione osoby zapowiedziały złożenie odwołania do sądu pracy.(PAP)

Autorka: Agnieszka Grzelak-Michałowska