Obserwując różne dyskusje na ten temat, można dojść do wniosku, że wiek emerytalny i sama emerytura są różnie postrzegane, ale niezależnie od odmiennych przekonań – są rozumiane przestarzale. Dominuje narracja, że zmiany wieku emerytalnego będą jednoznaczne z reformą systemu emerytalnego w Polsce, która – w zależności od punktu widzenia i kierunku zmian – przyniesie poprawę bytu i ratunek dla systemu emerytalnego lub katusze osobom po sześćdziesiątce. Tymczasem dzisiejsze spojrzenie na aktywność ekonomiczną osób starszych pozwala ujawnić, że po pierwsze, aktywność seniorów ani ich byt materialny nie zależą tak bardzo od ustawowego wieku emerytalnego, a po drugie, że w XXI w. podejście do wieku emerytalnego powinno ewoluować, jak bodaj wszystkie aspekty życia.

Heurystyka zakotwiczenia

W psychologii znane są eksperymenty udowadniające istnienie efektu zwanego heurystyką zakotwiczenia. Bada się ją, przykładowo, zadając jednej grupie uczestników eksperymentu pytanie: „Czy najwyższe drzewo na świecie liczy więcej czy mniej niż 300 metrów wysokości? Jaką dokładnie wysokość ma najwyższe drzewo na świecie?”, a drugiej grupie zadaje się identyczne pytanie, tylko zamiast 300 metrów, wstawia się np. 30 metrów lub w ogóle zadaje się tylko drugą część pytania. Najczęściej odpowiedzi osób z obu grup różnią się w ten sposób, że te z pierwszej wskazują wysokość o wiele wyższą niż te z drugiej. Innymi słowy, nasze procesy myślowe mają tendencję do tego, żeby wspomagać się rzuconą „kotwicą”, czyli konkretną wartością i to nawet, jeśli dobrze wiemy, że została wybrana zupełnie przypadkowo, a nie mamy w pamięci wiedzy, która pozwalałaby nam pozbyć się takiej stronniczości myślenia.

Wiek emerytalny też może być postrzegany jako „kotwica” w powszechnym myśleniu o aktywności ekonomicznej osób w starszym wieku. W tym wypadku zakotwiczenie może być o wiele silniejsze, bo nie jest chwilowe, lecz towarzyszy nam niemal przez całe dorosłe życie – widzimy podobny wiek przejścia na emeryturę u naszych dziadków, rodziców, znajomych. Warto spojrzeć na zmiany wieku emerytalnego w Polsce. Ustawa z 1927 r. ustalała wiek emerytalny na 55 lat dla kobiet i 60 lat dla mężczyzn jako „wczesny wiek renty starczej” oraz 65 lat dla robotników obu płci, dla których osiągnięcie tego wieku w ustawodawstwie oznaczało domniemane inwalidztwo na skutek starości. Następną zmianę przyniósł rok 1954. Zróżnicowano tam wiek ze względu na rodzaj wykonywanej pracy – było to 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn lub odpowiednio o 5 lat mniej dla obu płci dla pracujących w przemyśle.

Reklama

Kolejna zmiana nastąpiła na początku lat 80. XX w. – utrzymano zróżnicowanie ze względu na rodzaj pracy, a niektóre kobiety mogły przejść na emeryturę w wieku 50 lat, ogólnie obie płci obowiązywał wiek 55 lat. Turbulentne czasy transformacji w początkach III RP wyklarowały w końcu w 1999 r. znane nam cezury: 60 i 65 lat. Mając to w pamięci, nie dziwi, że wiele osób traktuje ten właśnie wiek jako „naturalną” granicę aktywności ekonomicznej, której przekroczenie przez ustawodawcę traktowane byłoby jako coś negatywnego, naruszenie pewnych praw. Wydaje się, że tak właśnie było pod koniec rządów koalicji PO-PSL w ubiegłej dekadzie (gdy przejście na emeryturę obowiązywało obie płcie po ukończeniu 67 lat). Nowy rząd sformowany przez PiS, zgodnie z obietnicą wyborczą, szybko przywrócił bez żadnych zmian „poprzedni” wiek emerytalny – 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Wydaje się, że „kotwica” rzucona na tych właśnie wartościach jest już bardzo zakorzeniona.

Postrzeganie emerytury też powinno wejść w XXI w.

Posługiwanie się w debacie publicznej wiekiem emerytalnym na tym właśnie znanym nam poziomie zaciemnia obraz i jest po prostu nieaktualne. Nie chodzi tylko o to, że średnio żyjemy dłużej (i dłużej w dobrym zdrowiu) niż przed wojną, w środku PRL-u czy nawet w 1999 r., nie chodzi także o znalezienie jakiegoś algorytmu ustalającego optymalny wiek emerytalny (np. wiążący go ze średnią długością życia). Na potencjał ekonomiczny osób starszych wpływa ogrom czynników i procesów. W porównaniu z dowolnym momentem w przeszłości dzisiaj osoby starsze, poza lepszym zdrowiem i lepszą jakościowo opieką medyczną, są także lepiej wykształcone, mają szersze kompetencje (w tym cyfrowe), różnice genderowe wśród nich są mniejsze, są beneficjentami różnorodnych programów z sektora publicznego, prywatnego i non-profit itd. Ponadto dziś polska gospodarka w dużo mniejszym stopniu niż kilka dekad temu bazuje na ciężkiej pracy fizycznej, rośnie udział usług różnego rodzaju i pracy umysłowej.

Czy są to argumenty, które kazałyby jednoznacznie podwyższyć wiek emerytalny? Nie chodzi bowiem o to, by wykorzystywać powyższe czynniki w celu zmuszenia tych „leniwych” 65-latków do popracowania jeszcze trochę, by nasz system emerytalny „miał się dobrze”. To taki sam objaw przestarzałego myślenia o aktywności ekonomicznej osób starszych i wieku emerytalnym, jak głoszenie, że 60 czy 65 lat to naturalna granica tej aktywności.

Wiele osób w wieku okołoemerytalnym ma dobre powody, by definitywnie skończyć pracować w wieku, jaki określa ustawa, i to pomimo tego, że ich emerytura będzie prawdopodobnie niższa, niż otrzymywana pensja – średnie wielkości i mediany emerytur są bliższe dominanty płac i płacy minimalnej, niż średniej płacy lub medianie płac. Osoby te mogą bać się zwolnienia z pracy tuż przed lub w momencie osiągnięcia 60/65 lat (mimo że stopa bezrobocia w tej kohorcie jest niższa niż w całej populacji). W takim wieku trudno jest znaleźć nową pracę, a okres bezrobocia obniży wielkość świadczenia emerytalnego. Ponadto osoby starsze, które w Polsce częściej niż młodsi mieszkają na wsiach czy w mniejszych miastach, mogą być wyczerpane codziennymi dojazdami do pracy (do większego miasta), więc uniknięcie tego dyskomfortu, nawet kosztem części dochodu, jest zrozumiałe.

Problemem może być też poczucie nieprzystawania do miejsca pracy, np. pod względem kompetencji cyfrowych. Senior postawiony przed koniecznością ciągłej nauki obsługi nowych programów, firmowej netykiety czy cyfrowej kultury pracy – co wymaga od niego więcej wysiłku niż od osoby młodej – może już po prostu nie chcieć w tym uczestniczyć. Oczywiście także podupadanie na zdrowiu (fizycznym i psychicznym) związane ze starzeniem się i wyczerpaniem pracą może naturalnie skłaniać osobę w wieku okołoemerytalnym do przejścia na emeryturę.

Już te trzy czynniki: wykluczenie transportowe, gorsze zdrowie i cyfryzacja gospodarki (tj. wykluczenie cyfrowe), mogą być większymi determinantami indywidualnej aktywności ekonomicznej w grupie osób starszych i ich dobrobytu, niż wiek emerytalny. Pokazują także, że taki czy inny wiek emerytalny ustalony punktowo – jako data w metryczce – jest jedynie aproksymacyjną oceną ogólnej kondycji pokolenia seniorów, a postulaty jego zmiany – katalizatorem sprzeciwu i niezadowolenia z własnych warunków materialnych sporej części tej grupy wiekowej.

Trzy czynniki: wykluczenie transportowe, gorsze zdrowie i cyfryzacja gospodarki, są większymi determinantami aktywności ekonomicznej w grupie osób starszych, niż wiek emerytalny.

Ponadto punktowy wiek emerytalny (i zakotwiczenie się na nim) może sam w sobie stanowić pewnego rodzaju barierę, choć głównie w sensie psychologicznym. Podlegają jej niektórzy pracodawcy – ci, którzy obawiają się zatrudnienia osoby zbliżającej się do wieku emerytalnego, mimo że taki pracownik byłby bardzo cenny. Wynika to nie tylko z ekonomicznej kalkulacji, że może lepiej zatrudnić osobę młodą i nauczyć ją tego, co starsza już umie (mimo że osoba młoda prawdopodobnie będzie bardziej skłonna do zmiany pracy, niż byłaby osoba tuż przed emeryturą). Chodzi także o dość powszechne stereotypy, w tym autostereotypy, wedle których seniorzy są bierni, niechętnie uczą się nowych umiejętności, nie umieją się przystosować do nowych trendów kultury, nie interesuje ich uczestnictwo w życiu społecznym itd.

Innymi słowy, osoby starsze na rynku pracy są nierzadko postrzegane przez pryzmat wieku emerytalnego, co może utrudniać dostrzeganie ich kompetencji i wartości jako pracowników. Ponadto osoby starsze same mogą zakotwiczyć się na wieku 60 czy 65 lat i rozumieć go jako społecznie pożądaną granicę ich aktywności zawodowej; jako moment, który po prostu się przyjmuje, bez konieczności ekonomicznej kalkulacji indywidualnego optymalnego momentu przejścia na emeryturę.

Oczywiście jest też grupa seniorów, która na taki komfort zastanawiania się nad momentem przejścia na emeryturę nie może sobie pozwolić. Z jednej strony, są to osoby o niskich dochodach i majątku, które muszą pracować mimo osiągnięcia 60 czy 65 lat, aby w ogóle móc się utrzymać. Ubóstwo dochodowe dotyka 14,7 proc. osób w wieku 55-64 lata i 13,5 proc. osób w wieku powyżej 65 lat – choć liczby te nie są dużo większe niż średnia dla populacji (13,1 proc.), to w drugiej połowie ostatniej dekady wzrósł odsetek osób w wieku 65+ w populacji osób doświadczających różnych form ubóstwa (np. wśród ogółu osób dotkniętych ubóstwem dochodowym nastąpił wzrost odsetka seniorów z 11,2 proc. do 17 proc.).

Warto przytoczyć też dane mówiące o tym, że około 19 proc. ludzi w wieku 65+ doświadczyło braku pieniędzy na wizytę u lekarza specjalisty, a 8,5 proc. braku pieniędzy na zakup leków. Tylko że takim osobom same zmiany wieku emerytalnego niewiele pomogą lub nawet im przeszkodzą. Ich zła sytuacja materialna wynika głównie z różnych form wykluczenia społecznego i ubóstwa, które są najczęściej skutkiem procesów społeczno-politycznych, a ich przezwyciężenie wymagałoby o wiele głębszych reform niż przesunięcie wieku emerytalnego.

Z drugiej strony jest grupa seniorów, których zdrowie się pogarsza, którzy są bardzo wyczerpani (fizycznie lub psychicznie) reżimem pracy na pełen etat i związanymi z tym aktywnościami (np. dojazdem). Problemy te mogą być tak poważne, że senior wybiera przejście na emeryturę najszybciej, jak to możliwe, czyli w wieku emerytalnym lub wcześniej, bo subiektywnie stwierdza, że nie mógłby dłużej być aktywnym ekonomicznie. W takim wypadku emerytura spełnia swój pierwotny cel – daje środki utrzymania dla tych, którzy z powodu stanu zdrowia nie mogą sami na siebie pracować. Jednak zauważmy, że to, kiedy taka sytuacja wystąpi, zależy od bardzo indywidualnych czynników – dla kogoś może to być tuż po ukończeniu 65 lat, dla innego może być w 57. czy 70. roku życia. Punktowy wiek emerytalny działa zatem jak sztuczna granica oddzielająca typy świadczeń społecznych: rentę, wczesną emeryturę czy typowe świadczenie emerytalne, które jednak de facto pełnią identyczne zadanie, więc taki podział jest arbitralny.

By wiek nie był barierą ani przymusem

Zakotwiczenie na wieku emerytalnym może też skłaniać do percepcji samej emerytury jako wynagrodzenia za pracę przez całe życie (wiek emerytalny niczym pierwszy dzień miesiąca, w którym odbiera się wypłatę). Jednak sama istota systemu emerytalnego (tak dziś, jak i sto lat temu) jest inna. Emerytura nie jest żadną formą wynagrodzenia za pracę – tym jest płaca – lecz świadczeniem, które ma zapobiegać biedzie (niemożności utrzymania się) w okresie, gdy wiele osób nie ma możliwości zarobienia na siebie.

Koncepcja, wedle której emerytury mają w sobie komponent wynagrodzenia za całe życie pracy, utrudnia dyskusję na temat wieku emerytalnego. Jedna strona będzie bowiem zawsze argumentować, że wymaganie większej ilości pracy jest nieuzasadnione, a druga – że skoro coraz więcej ludzi może dłużej pracować, to powinno się tego wymagać (i wymusić to poprzez wyższy wiek emerytalny). Spojrzenie na emeryturę jako na świadczenie zapobiegające biedzie osób, które z powodu wieku i stanu zdrowia nie są w stanie zarabiać na siebie, pozwala inaczej spojrzeć na wiek emerytalny i wyjść poza ten trudny do rozstrzygnięcia spór.

Koncepcja, wedle której emerytury mają w sobie komponent wynagrodzenia za całe życie pracy, utrudnia dyskusję na temat wieku emerytalnego.

Istnieje bowiem, poza grupą osób, które z różnych powodów nie mogą pracować do emerytury, a także grupą osób, które przez biedę zmuszone są do dorabiania do emerytury, grupa osób, które decydują się na przejście na emeryturę w wieku 60 czy 65 lat, mimo że pozostanie aktywnymi ekonomicznie byłoby dla nich pod wieloma względami korzystniejsze. Nie chodzi tylko o wysokość dochodu (płacę wyższą od emerytury), lecz także o to, że w polskim systemie im dłużej pracujemy, tym istotnie rośnie nasza przyszła emerytura (szczególnie, gdy nie pobieramy jej od najwcześniejszego możliwego momentu).

Równie ważne są także korzyści społeczne z pracy, nawet sama możliwość przebywania wśród ludzi – według badań ankietowych PIE seniorzy obecnie spędzają większość czasu w domu – co może pogłębiać uczucie samotności czy nieprzystosowania do współczesnego świata. Oczywiście, nie chodzi o to, by stwierdzać autorytarnie, że dla tej czy innej osoby na pewno korzystniejsze byłoby pozostanie w pracy niż emerytura, mimo że subiektywnie ta osoba czuje coś odwrotnego.

Chodzi raczej o myślenie o wieku emerytalnym w taki sposób, by nie stanowił on psychologicznej bariery dla osób, które mogą i potencjalnie są chętne do podejmowania aktywności ekonomicznej. Jak widać, takie podejście zupełnie nie współgra ani z hasłami podwyższenia wieku emerytalnego (takie postulaty mogą powodować wręcz silniejsze zakotwiczenie na tak rozumianym wieku emerytalnym), ani jego pozostawiania na jakimś konkretnym poziomie.

Spersonalizowane i stopniowe przejście na emeryturę?

Można sobie wyobrazić sytuację, w której wieku emerytalnego, tak jak dziś jest powszechnie rozumiany, nie ma. Przyjęto by jednak, że każdy po osiągnięciu wieku o wiele niższego, powiedzmy pięćdziesięciu kilku lat, może zacząć przechodzić na zatrudnienie na coraz mniejsze części etatu (co pracodawca musiałby uszanować), dostając stopniowo coraz większe świadczenie emerytalne (aż do zaprzestania świadczenia pracy i otrzymywania pełnej wielkość dochodu z systemu emerytalnego), lub pracować cały czas na pełen etat, odkładając więcej na poczet przyszłej emerytury.

Koncepcja phased retirement, emerytury stopniowej, to idea, by nie przechodzić na emeryturę punktowo, skokowo, lecz żeby był to proces.

Dla tych, którzy nie mogą pracować w ogóle, funkcjonowałaby rento-emerytura, coś na kształt dzisiejszej emerytury minimalnej, w wysokości gwarantującej utrzymanie się. Jest to typowa koncepcja phased retirement, emerytury stopniowej, czyli idei, by nie przechodzić na emeryturę punktowo, skokowo, lecz żeby był to proces.

Takie myślenie o wieku emerytalnym może sprawić, że seniorzy nie czuliby się do niczego zmuszani, a zarazem ich możliwości na rynku pracy nie byłyby sztucznie ograniczane. Według raportu OECD oknie 57 proc. pracowników (w skali świata) chciałoby stopniowego, a nie skokowego przejścia na emeryturę, jednak obecnie taką możliwość ma połowa z nich, a zaledwie 5 proc. ankietowanych pracodawców oferuje program wsparcia phased retirement, przy ok. 30 proc. pracodawców, którzy nie zakładają wprowadzenia w swojej firmie takiej polityki zarządzania starszą kadrą.

Niezależnie od tego, jak skuteczna mogłaby być implementacja w Polsce na szeroką skalę idei takiej emerytury i jak radzą sobie z nią inne kraje, widać, że to nie ustawowy wiek emerytalny jest istotą dobrobytu seniorów. Jest nią aktywność ekonomiczna – możliwość pracy lub prowadzenia firmy – dostosowana intensywnością i typem do kompetencji, kondycji, komfortu i warunków materialnych poszczególnych osób w wieku około- i emerytalnym (według obowiązującego ciągle rozgraniczenia).

Łukasz Baszczak, ekonomista, kognitywista, analityk w Zespole Ekonomii Behawioralnej Polskiego Instytutu Ekonomicznego