Media cytują władze wspólnoty autonomicznej Madrytu, które szacują, że gospodarka stolicy dzięki rozpoczętemu w poniedziałek wydarzeniu odnotuje wpływy na poziomie 148 mln euro, a dodatkowa kwota około 50 mln euro trafi na madryckie przedmieścia.

W poniedziałek szefowa hiszpańskiego ministerstwa ekologii Teresa Ribera ujawniła, że łączne wydatki na organizację konferencji klimatycznej przekroczą 35 mln euro. Część kosztów dotyczy bezpieczeństwa imprezy, której strzeże ponad 1500 policjantów.

Madryt organizuje wydarzenie w zastępstwie chilijskiego Santiago. Władze Chile, które zrezygnowały z COP25 po zamieszkach w kraju, pod koniec października ogłosiły, że nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa imprezie.

Większość hiszpańskich mediów chwali rząd Pedra Sancheza za inicjatywę organizacji w zastępstwie Chile szczytu COP25. Dzienniki "El Pais" i "El Mundo" uważają odbywającą się na terenach madryckich targów Ifema imprezę za sukces z uwagi na bardzo krótki czas, jaki władze w Madrycie miały na jej przygotowanie.

Reklama

Nie brak jednak sceptycznych komentarzy na temat efektu finalnego COP25. Czołowy dziennikarz radia Cope Carlos Herrera w porannym komentarzu wskazał na "panujący na takich wydarzeniach" ostracyzm wobec niektórych państw europejskich za rzekome upieranie się przy korzystaniu z węgla i przymykanie oczu na praktyki krajów takich jak Chiny.

"Chińczycy mówią, że wypełnią wszystkie umowy, ale to kłamstwo. Co trzy dni otwierają jakąś elektrownię zasilaną węglem (…). Niech postanowienia porozumień wypełni Słowenia. Tyle tylko, że praktycznie [klimat] nie będzie mieć z tego żadnego pożytku" - uważa madrycki dziennikarz.

Herrera, wskazując na ostracyzm wobec państw europejskich, zwraca uwagę na "histerię" oraz "infantylność" aktywistów, takich jak Greta Thunberg, która w środę powinna dotrzeć na COP25 po kilkudniowym rejsie przez Atlantyk.

"Dużo jest głosicieli apokalipsy, inkwizytorów takich jak Grecia. Wielu z nich nawet nie wie o czym mówi (…). Ta dziewczynka, wyczekiwany Mesjasz, już do nas płynie w papierowej łódeczce. Zobaczycie, że przybędzie tu i powie, że jej skradziono dzieciństwo (…) a większość przedstawicieli ONZ niczym głupcy będzie ją oklaskiwało" - oświadczył dziennikarz radia Cope.

Bardziej sarkastycznie na temat szwedzkiej aktywistki wypowiedział się dziennikarz telewizji Animal Planet oraz Dmax Frank Cuesta. W opublikowanym w internecie filmie hiszpański komentator i obrońca praw człowieka nie tylko parodiuje Thunberg, ale nazywa ją też "gatunkiem Gretus Amargatus", sugerując, że aktywistka wie mało na temat ochrony przyrody i jest zazwyczaj zgorzkniała.

"Nikt przecież nie widział jej sprzątającej, prowadzącej badania naukowe czy uczącej się, aby móc w przyszłości pomagać na rzecz klimatu" - stwierdził Cuesta, który z wykształcenia jest weterynarzem.

Hiszpański aktywista na rzecz praw zwierząt wskazał na hipokryzję osób, które zorganizowały podróż katamaranem Grety Thunberg przez Atlantyk. "Ona zawsze jest w łodzi, ale w takiej, która nie używa paliwa. Ma jednak dla bezpieczeństwa ze swojej jednej i drugiej strony dwie inne łodzie, a także helikopter" - stwierdził Cuesta.

>>> Czytaj też: Morawiecki na COP25: Wypełniamy porozumienia paryskie programami o wartości ponad 20 mld euro