Nawiązują także do kart, rozdawanych i rozsyłanych przez kupców w Londynie, poczynając od XVII w. – ówczesnych ulotek reklamowych.
Pod koniec XIX w. istniały już firmowe wizytówki w obecnym znaczeniu, a ich współczesna forma ukształtowała się w latach 50. XX w. – i choć zmienia się technika drukarska i jakość koloru i papieru, wizytówka z tamtych czasów nie odpowiadałaby dzisiejszym standardom tylko z powodu braku adresu poczty elektronicznej czy numeru telefonu komórkowego, IM albo Skype.
Trwa eksplozja pomysłowości w tym biznesie, ale nie wyczerpano jeszcze wszystkich możliwości. Przykładem jest duński producent zabawek, Lego. W tej firmie tekturowe pudełko nie ogranicza wyobraźni. Dwa lata temu w Lego wprowadzono na próbę wizytówki w formie figurek Lego.
– Szeroko eksperymentujemy z miniaturowymi figurkami, i to właśnie nasze koncepcyjne centrum wpadło na ten pomysł – wyjaśnia Charlotte Simonsen, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej. – W pierwszej kolejności wyprodukowaliśmy je dla członków najwyższego kierownictwa – i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Reklama
Zdaniem pani Simonsen sukces tych wizytówek wynika, między innymi, z faktu, że, jak mówi pani Simonsen: – Odzwierciedlają one rodzaj branży, w jakiej działamy. Wręczenie takiej wizytówki zawsze wywołuje uśmiech. – Poza tym, dodaje, są naprawdę cenne z punktu widzenia PR.
– Oczywiście, to jest trochę trik PR-owy, ale spełnia swoją funkcję. Wielu obdarowanych trzyma te wizytówki na biurku.
Niestety, popularność ma swą cenę. W tym przypadku – przyznaje pani Simonsen – dość kłopotliwe jest to, że idąc na spotkanie trzeba niekiedy zabierać wielka torbę wizytówek, bo wszyscy się o nie upominają.
Konsultant ds. tworzenia marki Jeremy Hildreth twierdzi, że wizytówka jest częścią pierwszego wrażenia, jakie wywołujemy. – To jest coś, co ludzie dostrzegają. Często warto mieć wizytówkę, która rzuca się w oczy i przemawia do rozmówcy. – Zastrzega zarazem, że zawsze najważniejszy jest kontekst. Nietypowe firmowe wizytówki „powinny współgrać z działalnością firmy”. Inaczej mówiąc, plastikowe ludziki z ruchomymi rączkami i nóżkami, które świetnie pasują do producenta zabawek, będą zapewne mniej stosowne dla firmy, zajmującej się prawną czy księgową obsługą spółek.
W takich przypadkach pozostają mniej radykalne zmiany: karty o zaokrąglonych rogach, czy z charakterystycznymi ramkami. – To jest okazja, by dać wyraz ekspresywności, pokazać charakter firmy „jak na dłoni” – tyle że najczęściej pozostaje niewykorzystana – mówi Jeremy Hildreth.
Agencja reklamowa Ogilvy dostosowuje wizytówki do obecnych trudnych czasów. Pracownicy oddziału ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej wręczają obecnie zminiaturyzowane karty. – Patrzyliśmy na recesję i chcieliśmy mieć karty, które by ją wyrażały – wyjaśnia Edmond Moutran, prezes i dyrektor naczelny ds. tego regionu. – Poza tym uważam, że w tej branży nie ma miejsca dla ludzi bez poczucia humoru. Powiedzieliśmy sobie: No, dobrze, jest recesja. Pożartujmy z niej, a przy okazji pokażmy światu kreatywność naszej agencji.
Prezes Moutran mówi, że „oszczędnościowe” wizytówki zawsze wywołują komentarze. Pomysł zyskał taką popularność, że wielu klientów domaga się pełnego kompletu 12 kart.
Nie tylko wielkie spółki mają sprytnie pomyślane wizytówki. W 2008 roku młodszy brat Brandona Knowldena, grafika – wolnego strzelca z Michigan, założył Lush Lawn + Property Enhancement („Trawnik jak aksamit i więcej warta nieruchomość”) – dwuosobową firmę architektury zieleni.
– Jon miał dopiero 18 lat i trudno mu było zdobyć zamówienia. Starał się o zlecenia na utrzymanie zieleni w ekskluzywnych osiedlach, a nie stać go było na szeroką reklamę – wyjaśnia Brandon. – Zaprojektowałem dla niego wizytówkę, która zarazem była kopertą pełną nasion trawy. Jon często zostawiał te wizytówki w recepcji. Ludzie byli urzeczeni – oddzwaniali i liczba zleceń wzrosła czterokrotnie w ciągu zaledwie miesiąca.
Teraz Jon postanowił zająć się pielęgnacją drzew – a Brandon Knowlden ma kolejne wyzwanie: zaprojektować odpowiednią wizytówkę.
Można mnożyć bez końca przykłady pomysłowych, niekonwencjonalnych firmowych wizytówek. Pewna kanadyjska księgarnia, specjalizująca się w tematyce podróży i turystyki, ma wizytówki w formie składanych mapek; w kręgach trenerów osobowości popularne są gumowe wizytówki... Jedna z holenderskich firm headhunterskich umieściła na wizytówkach instrukcję: „Zjedz tę kartę, aby zatrzeć ślady spotkania”. W Japonii można zamówić w Mitsubishi Corporation wizytówkę powleczoną gramem złota, wraz z ładnym pudełkiem – za około 200 dolarów.
Jednak Charlotte Simonsen ostrzega, że w pewnych okolicznościach nawet najbardziej chwytliwe nowinki mogą być nieodpowiednie – choćby dlatego, że plastikowe figurki nie mieszczą się w etui czy w portfelach. – W Lego używamy również zwykłych kartonowych wizytówek – mówi.