W tym miesiącu prezydent Turcji po raz kolejny stoczył bój z Europą, a w szczególności z Francją. Erdogan uważa, że Francja jest konstytucyjnie islamofobiczna, zaś prezydent Emmanuel Macron powinien leczyć się psychiatrycznie. Muzułmanie powinni bojkotować francuskie towary, nalega Erdogan, uważając, że może wypowiadać się w imieniu całego islamu.

Erdogan jednak podejmuje tę walkę, tak jak wiele innych niepotrzebnych potyczek, tylko po to, aby odwrócić uwagę Turków od klęski własnych rządów w kraju. Dzięki takiemu zabiegowi może utrzymać pozycję tego, który przywraca turecką wielkość w opozycji do Zachodu. Ani muzułmanie, ani Europejczycy nie powinni ulec tej prowokacji. Byłoby to jak pochylanie się nad szyderstwami łobuza w piaskownicy – bezcelowe, a jednocześnie niebezpieczne.

Akcja i reakcja

Reklama

Podsumujmy: na przedmieściach Paryża nastolatek urodzony w Czeczeni ściął głowę nauczycielowi Samuelowi Paty. Paty pokazywał wcześniej swoim uczniom karykatury Mahometa w ramach lekcji na temat wolności słowa. W czasie zajęć rozmawiano również o atakach terrorystycznych sprzed 5 lat na magazyn satyryczny Charlie Hebdo.

Klika dni później nastolatek z Paryża znalazł najwyraźniej naśladowcę w Nicei, gdzie Tunezyjczyk ściął głowę kobiecie i zabił dwie kolejne osoby.

W odpowiedzi na te działania prezydent Macron rozprawił się z niektórymi siedliskami ekstremizmu, które produkują takich terrorystów. Erdogan wykorzystał to i zaczął udawać, że Macron, Francja, a zatem i cała Europa są wrogami islamu, tak jak niegdysiejsi uczestnicy krucjat.

Oddzielmy akcję od reakcji. Ścięcia głów oraz inne morderstwa są barbarzyńskimi przestępstwami zarówno we Francji, jak w Turcji i każdym innym kraju. Muszą być rozliczone z całą stanowczością. Co więcej, Macron oraz inni liderzy są usprawiedliwieni w zwalczaniu ekstremizmu, który motywuje do tego rodzaju działań, zaś rządy muszą ścigać wszelkiego rodzaju terroryzm.

Emmanuel Macron miał również prawo do obrony wolności słowa, która w jego dumnym świeckim państwie, wyraża się w „prawie do bluźnierstwa”. I w tym momencie prawdopodobnie przesadził, jak ma to w zwyczaju. Nie jest bowiem jego rolą mówienie, że islam „znajduje się dziś w ogólnoświatowym kryzysie”.

Mimo tego nie mogę się zgodzić z moim redakcyjnym kolegą Pankajem Mishra, który przypisuje większą winę Macronowi niż Erdoganowi za obecną eskalację napięcia. Najgorsze co można powiedzieć o Macronie to to, że jest głuchy. Tymczasem Erdogan jest cyniczny w bardziej złowrogi sposób.

Erdogan chce być nowym sułtanem

Kiedyś Erdogan nie postrzegał Zachodu jako wroga Turcji, chciał nawet, aby jego kraj dołączył do Unii Europejskiej. Ale czując się odrzuconym przez Brukselę, Berlin, Paryż oraz inne zachodnie stolice, przyjął postawę populistyczną i wojowniczą. Wykorzystał nieudaną próbę zamachu stanu jako pretekst do stłumienia praw obywatelskich oraz wolności słowa, za którą stoi dziś Francja. Nie udało mu się również zarządzanie gospodarką kraju.

Aby odwrócić uwagę Turków od tych porażek, Erdogan przywdział płaszcz dawnej otomańskiej i islamskiej wielkości. Z tego powodu odrzucił świeckie dziedzictwo Mustafy Kemala Ataturka („Ojca Turków”). Dlatego też na przykład przekształcił stambulską Hagię Sophię w meczet. Świątynia ta, wybudowana przez cesarza bizantyjskiego Justyniana I w szóstym wieku naszej ery, przez wieki była największym kościołem chrześcijańskim. Dopiero w 1453 roku sułtan Mehmed II Zdobywca przekształcić świątynię chrześcijańską w meczet. W 1934 roku za sprawą Ataturka świątynia stała się muzeum. Erdogan, przekształcając ją znów w meczet, zasygnalizował, że jest nowym sułtanem.

Erdogan chce, aby Turcja zastąpiła Arabię Saudyjską i Egipt jako strażnik sunnickiego islamu – jak jak kiedyś Imperium Otomańskie. Turecki przywódca chce również dokonywać projekcji sił we wszystkich kierunkach, zarówno wobec Moskwy, jak i Zachodu. Z tego powodu miesza się we wszystkie konflikty w regionie, od Syrii po Libię i wschodnie Morze Śródziemne, a ostatnio także w walki pomiędzy etnicznie tureckim Azerbejdżanem a Armenią. W kilku z tych konfliktów musi się mierzyć z Francją po przeciwnej stronie.

Nominalnie Turcja jest członkiem NATO i wciąż oficjalnie jest zainteresowana przystąpieniem do Unii Europejskiej. W rzeczywistości jednak Erdogan potrzebuje przedstawiać Europę w kategoriach wroga. Dlatego, że jest słaby wewnętrznie, to wykorzysta propagandowo do tego każdą okazję, jaka się nadarzy.

Niebezpieczeństwo polega na tym, że przy okazji Erdogan może wyzwolić pasje i nienawiść, które znajdują się poza jego oraz czyjąkolwiek kontrolą. Może to potencjalnie doprowadzić do jeszcze większej przemocy, a nawet i wojny. Europejczycy i Turkowie, bez względu na wyznawaną religię, powinni mieć świadomość próżności i cynizmu Erdogana i taktycznie go ignorować.