Chiny – to już prędzej, bo słyszeliśmy, że są teraz światowym mocarstwem i mogą się pobić z Wujem Samem, a poza tym mają nam wybudować Pas i Szlak, by dostarczać więcej taniej elektroniki. Tajlandia – owszem, szwagier był tam na urlopie i my też chcemy, jak tylko ustaną pandemiczne restrykcje. Ale do Birmy na wakacje nikt normalny nie jeździ. Nie wiadomo nawet, czy to w końcu Birma, czy jednak Mjanma.
Czasami przemknie nam przed oczami krótka wzmianka w mediach: był jakiś zamach stanu, junta obaliła panią prezydent o trudnym do zapamiętania nazwisku złożonym z pojedynczych sylab. I że wojsko i policja znów spałowały jakąś demonstrację. A coraz częściej – że oprócz pałek w użyciu była także ostra amunicja, że ofiary śmiertelne, i że świat ma nakładać nowe sankcje. I tyle. A potem znów to, co najważniejsze: że Ziobro kłóci się z Kaczyńskim, Morawiecki coś tam i że „tamci” też kradli itp.
Piszę to smutny i sam pełen winy, bo południowym wschodem Azji też nigdy nie zajmowałem się jakoś szczególnie. Teraz jednak nadrabiam zaległości i do tego samego namawiam, bo nie ma już innego wyjścia, i to nie tylko wtedy, gdy człowiek zarabia na życie jako specjalista od stosunków międzynarodowych. Świat w istocie się skurczył w tym sensie, że procesy gospodarcze i polityczne dziejące się tysiące kilometrów od nas w czasie rzeczywistym oddziałują na interesy naszego przeciętnego Kowalskiego zamieszkałego w Warszawie, Wałbrzychu albo we wsi koło Ełku. Region zwany Indo-Pacyfikiem stał się zaś kluczowy z punktu widzenia globalnego układu sił. Sama Birma może niekoniecznie, ale to nie znaczy, że nie warto się nią bliżej interesować. Po pierwsze dlatego, że zachodzące tam akurat teraz dramatyczne wydarzenia dostarczają rozlicznych, cennych nauk zarówno na temat interesów głównych światowych graczy, jak i o uniwersalnych prawidłach polityki. Po drugie, gdy wczytamy się mocniej w publikacje o Birmie, łatwiej przyjdzie nam uświadomić sobie, jak bardzo zróżnicowany jest ten „kurczący się” glob, jak azjatycka mentalność odbiega od naszej i wreszcie – jak wiele my, Europejczycy, wciąż jeszcze musimy się nauczyć o empatii, by właściwie zrozumieć tamten egzotyczny dla nas świat. Czy raczej – egzotyczne światy, bo sama Birma (lub Związek Mjanmy, bo tak brzmi nazwa oficjalna) to grubo ponad 100 narodowości (sic!) i co najmniej 200 języków lub narzeczy, czyli przebogata paleta odmiennych kultur i tradycji.
Reklama
Bogdan Góralczyk, „Złota Ziemia roni łzy”, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2021