Ale nawet brytyjski premier Boris Johnson i przewodniczący COP26 Alok Sharma zaczęli w ostatnich dniach wyrażać wątpliwości, czy porozumienie zostanie osiągnięte.

W trwającej do 12 listopada konferencji weźmie udział ok. 25 tys. delegatów: polityków, ekspertów, negocjatorów, przedstawicieli organizacji pozarządowych, biznesu i mediów. Wśród ponad 120 szefów państw lub rządów, którzy są spodziewani, będą m.in. brytyjski następca tronu książę Karol oraz premier Boris Johnson, prezydent USA Joe Biden, kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Emmanuel Macron, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, premierzy Indii, Narendra Modi i Australii, Scott Morrison. Polskę reprezentował będzie - najprawdopodobniej - premier Mateusz Morawiecki.

Ale równie istotne jak to, kto będzie, jest to, kogo zabraknie, bo im dłuższa lista nieobecnych, tym bardziej prawdopodobne jest, że konferencja nie zakończy się sukcesem. Do Glasgow nie przyjadą przede wszystkim Xi Jinping, prezydent Chin, kraju, który jest największym emitentem gazów cieplarniach na świecie, a także prezydenci Rosji, Władimir Putin i Brazylii, Jair Bolsonaro.

Głównym celem konferencji jest wzmocnienie uzgodnień zawartych w Paryżu w 2015 r., gdy po raz pierwszy wszystkie kraje zawarły porozumienie o walce z globalnym ociepleniem i redukcji emisji gazów cieplarnianych.

Reklama

Ustalono wówczas, że wszystkie strony będą "kontynuować wysiłki" w celu ograniczenia wzrostu temperatury na świecie do 1,5 C w stosunku do poziomu sprzed epoki przemysłowej i utrzymania tego wzrostu "znacznie poniżej" 2,0 C. Uzgodniono również ograniczenie emisji gazów cieplarnianych pochodzących z działalności człowieka do poziomu, który drzewa, gleba i oceany mogą naturalnie wchłonąć - czyli osiągnięcie zerowej emisji netto - w latach 2050-2100. Każdy kraj ma wyznaczyć własne cele w zakresie redukcji emisji ("wkłady określone na szczeblu krajowym", NDC), poddawane przeglądowi co pięć lat w celu zwiększenia ambicji. Ponadto bogate kraje mają pomagać biedniejszym poprzez zapewnienie środków na dostosowanie się do zmian klimatycznych i przejście na energię odnawialną.

Problem w tym, że nie wszystkie ustalenia z Paryża są realizowane, a nawet jeśli byłyby, to według ekspertów nie wystarczą one do tego, by zatrzymać zmiany klimatu i potrzebne są bardziej zdecydowane działania. Średnia temperatura na Ziemi już jest o 1,1 C wyższa niż była przed rozpoczęciem epoki przemysłowej, tymczasem jak wynika z opublikowanego we wtorek raportu Programu Środowiskowego ONZ (UNEP), jeśli nie zostaną uzgodnione dalsze redukcje emisji, wzrost temperatury na świecie do końca tego wieku wyniesie 2,7 C w stosunku do początku epoki przemysłowej.

Zgodnie z porozumieniem paryskim wszystkie kraje powinny aktualizować swoje NDC co pięć lat, a każdy kolejny powinien być bardziej ambitny niż poprzedni i "odzwierciedlać najwyższe możliwe ambicje" stron. Do końca lipca swoje nowe plany złożyło w ONZ 110 państw, w tym kraje Unii Europejskiej, Wielka Brytania, USA i Kanada. Ale Chiny i Indie, czyli pierwszy i trzeci emitent gazów cieplarnianych, oraz Arabia Saudyjska, nie zrobiły tego wcale, Rosja (4. miejsce pod względem emisji), Indonezja (5. miejsce) i Australia nie podniosły, a Brazylia (6. miejsce) - je obniżyła.

Nie udało się też w pełni zrealizować ustaleń finansowych - w porozumieniu paryskim powtórzono złożone już w 2009 r. zobowiązanie, że do roku 2020 kraje rozwinięte będą przekazywać uboższym 100 miliardów dolarów rocznie, aby pomóc im w radzeniu sobie ze skutkami zmian klimatu oraz przejściu na bardziej ekologiczny model gospodarki. Tymczasem w 2019 r. zebrano na ten cel tylko 79,6 mld dolarów, a według niedawnych szacunków ONZ cel 100 mld zostanie osiągnięty dopiero w 2023 r., czyli w czasie, gdy miało już trwać dochodzenie do kolejnego, bardziej ambitnego celu w 2025 r.

Dla wielu uboższych krajów to jest najważniejsza sprawa do rozwiązania podczas COP26, bo jak przekonują, bez pomocy finansowej nie mogą realizować planów przejścia do gospodarki niskoemisyjnej. Poza tym wskazują, że w ich przypadku poziom emisji w przeliczeniu na mieszkańca jest niewielki, ale przeważnie to one są najmocniej dotknięte zmianami klimatycznymi.

To, czy uda się rozwiązać kwestię finansową i wypełnić brakującą lukę, a także osiągnąć porozumienie w sprawie kolejnego, wyższego celu wsparcia finansowego po 2025 r., będzie jednym z mierników tego, czy COP26 okaże się sukcesem, czy też nie. Ale w związku z pandemią koronawirusa i wydatkami, jakie wszystkie państwa musiały ponieść na zwalczanie jej skutków, skłonność do przekazywania dodatkowych pieniędzy na pomoc w walce ze zmianami klimatu może być mniejsza.

Wielka Brytania jako współgospodarz COP26 - drugim są Włochy - chciałaby, aby wszystkie kraje poparły zdecydowane oświadczenie, w którym zobowiążą się do dążenia do zerowej emisji netto do roku 2050 - a więc znacznie szybszego niż była mowa w porozumieniu paryskim - a także do znacznej redukcji emisji do roku 2030. Brytyjski rząd jako pierwszy spośród krajów grupy G7 zadeklarował taki cel zerowej emisji netto i chciałby, aby pozostałe kraje, przynajmniej te wysoko uprzemysłowione, poszły jego śladem.

Brytyjski rząd chce także przyspieszenia procesu zastępowania samochodów z silnikami spalinowymi elektrycznymi i proponuje wprowadzenie od 2040 r. zakazu sprzedaży nowych pojazdów z silnikami spalinowymi. Chciałby także przyspieszenia odchodzenia od paliw kopalnych, w szczególności od węgla, ale w tej sprawie jest duży opór części państw, w tym Chin, Rosji, Indii i Australii. Kolejnym celami są zobowiązanie do ograniczenia wycinki drzew i degradacji lasów, oraz do ochrony większej liczby osób przed skutkami zmian klimatu, np. poprzez finansowanie systemów ochrony wybrzeża.

Ponadto podczas COP26 zapewne uzgodnione zostaną techniczne porozumienia dotyczące implementacji uzgodnień zawartych w Paryżu. Ale coraz bardziej jasne jest, że sama realizacja tamtego porozumienia już nie wystarczy.